[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krzyknął donośnym głosem:
Coście za jedni? Dlaczego przychodzicie zbrojni jak na wojnę pod bramę pa-
łacu Thorina, syna Thraina, Króla spod Góry? Czego chcecie?
Nie odpowiedzieli. Zawrócili szybko, a potem reszta oddziału, napatrzywszy się
Bramie i fortyfikacjom, poszła także w ich ślady. Tego dnia obóz został przesunię-
ty bliżej między dwa ramiona Góry. Echo odbijało wśród skał gwar głosów i śpie-
wów, nie słyszanych tutaj od wieków. Dochodziły też dzwięki harf i muzyki elfów.
A gdy melodia dotarła do uszu krasnoludów, rzekłbyś, powietrze pocieplało i za-
pachniało nikłą wonią leśnych kwiatów rozkwitających o wiośnie.
Bilba zdjęła wówczas ochota ucieczki z ciemnej fortecy i przyłączenia się do
wesołej zabawy i uczty przy ogniskach. Młodszym krasnoludom także drgnęły
serca, ten i ów mruczał, że wolałby inny obrót sprawy i chętnie powitałby przyby-
wających jako przyjaciół. Ale Thorin zmarszczył się na to gniewnie.
Wobec tego krasnoludy również pościągały harfy i inne instrumenty wyszuka-
ne w skarbcu, by muzyką rozchmurzyć wodza. Pieśń ich nie była jednak podob-
na do śpiewu elfów, przypominała natomiast bardzo tę, która rozbrzmiewała nie-
gdyś w norce Bilba:
Przyszedł wreszcie, przyszedł dzień -
Król wstępuje w groty cień.
Gad ubroczył krwią jej progi,
Tak wyginą wszystkie wrogi.
Długa lanca, ostry miecz,
Brama twarda, choć w nią siecz!
Złota śmiałe szuka serce,
Kres krasnali poniewierce.
Działa krasnoludów czar.
W ciszę młotów dzwięk się wdarł,
Tam gdzie mrok pod skałą władnie
I gdzie dziwy drzemią na dnie.
192
Już krasnale niżą wraz
Na drut srebrny błyski gwiazd,
A ze złotych drutów zgodnie
Dobywają harf melodię.
Górski tron już wolny znów!
Ludu słuchaj naszych słów!
Rzucaj góry i doliny,
Bo królowi trza drużyny.
Zew nasz dudni niby młot,
Wróćcie do swych starych grot.
Król u bram już czeka oto -
W rękach skarby ma i złoto.
Bowiem przyszedł wreszcie dzień,
%7łe król wstąpił w groty cień.
Straszny Gad krwią zbroczył progi -
I tak zginą wszystkie wrogi.
Zpiew przypadł Thorinowi do smaku, toteż król krasnoludów uśmiechnął się
znowu i poweselał; zaczął obliczać odległość od %7łelaznych Wzgórz i zastanawiać
się, ile czasu będzie potrzebował Dain na dojście pod Samotną Górę, jeśli oczy-
wiście wyruszy natychmiast po otrzymaniu wiadomości od krewniaka. Ale Bilbo
stracił humor po wpływem tych pieśni i rozmów: brzmiały zbyt wojowniczo.
Nazajutrz o świcie oddział włóczników przekroczył rzekę i pomaszerował w gó-
rę doliny. Nieśli przed sobą zieloną chorągiew króla elfów i błękitną ludzi znad
Jeziora. Podeszli aż pod mur zagradzający wrota.
I znów Thorin okrzyknął ich donośnym głosem:
Kto jesteście, że przychodzicie uzbrojeni jak na wojnę pod bramę pałacu
Thorina, syna Thraina, Króla spod Góry?
Tym razem usłyszał odpowiedz. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o ponurej
twarzy wysunął się naprzód i zawołał:
Witaj, Thorinie! Dlaczego zamykasz się jak rozbójnik w swojej kryjówce?
Nie jesteśmy ci wrogami, radujemy się, że wbrew spodziewaniu żyjecie jeszcze.
Szliśmy tu myśląc, że nie zastaniemy żywego ducha. A skoro się spotkaliśmy,
warto by zacząć rokowania i narady.
Kto jesteś i co chcesz ze mną rokować?
Jestem Bard, z mojej to ręki zginął smok i dzięki mnie wasz skarb został
odzyskany. Czy to was nie obchodzi? Co więcej, jestem prawowitym potomkiem
193
i dziedzicem Giriona z Dali, a w waszym skarbcu są między innymi także bogac-
twa złupione ongi przez Smauga w jego pałacach i mieście. Czy o tym nie go-
dzi się porozmawiać? Ponadto w ostatniej bitwie Smaug zburzył domy ludzi z Es-
garoth, a ja dotychczas jeszcze należę do poddanych władcy. W jego więc imie-
niu pytam, czy nie pomyśleliście o niedoli i nędzy ludzi znad Jeziora? Oni pomogli
wam w ciężkiej chwili, wy zaś, miast dobrem za dobro odpłacić, ściągnęliście na
nich nieszczęście, choć wiem, że nie chcieliście tego.
Były to uczciwe i sprawiedliwe słowa, jakkolwiek wygłoszone tonem dumnym
i posępnym. Bilbo sądził, że Thorin natychmiast uzna zawartą w nich prawdę. Nie
spodziewał się oczywiście, by ktokolwiek przypomniał sobie, że nie kto inny, lecz
on właśnie wykrył słaby punkt w pancerzu smoka; dobrze robił, że na to nie li-
czył, bo rzecz prosta nikt nigdy o tym nawet nie napomknął. Ale nie brał też w ra-
chubę czaru złota, na którym smok przez tak długie lata miał legowisko, ani kra-
snoludzkiej chciwości. Thorin wiele godzin spędził ostatnimi dniami w skarbcu
i pożądliwość ogarnęła jego serce. Chociaż przede wszystkim szukał Arcyklejno-
tu, nie omieszkał zauważyć mnóstwa innych nagromadzonych tam cudowności,
z którymi wiązały się prastare wspomnienia trudów i niedoli jego rodu.
Na ostatku i z największym naciskiem wymieniłeś najmniej słuszną spośród
twoich pretensji odparł Bardowi Thorinowi. Nikt nie może sobie rościć praw
do bogactw mojego ludu, bo Smaug ukradł je, pozbawiając wielu z nas także ży-
cie i domu. Skarb nie należał z prawa do smoka, toteż nie można nim opłacać
zbrodni Smauga. Za towary i za pomoc otrzymaną od ludzi znad Jeziora zapłaci-
my uczciwą cenę... we właściwym czase. Ale grozbą i przemocą nie uzyskacie od
nas nic, nawet tyle, ile kosztuje bochenek chleba. Dopóki zbrojne siły stoją pod
naszymi drzwiami, uważamy was za wrogów i złodziei. Miałbym ochotę nawza-
jem spytać się, jaką część dziedzictwa oddalibyście naszym rodzinom, gdybyście
zastali skarb bez straży, a nas zabitych?
Słuszne pytanie rzekł Bard. Ale nie zabito was, a my nie jesteśmy ra-
busiami. Zresztą bogacze powinni by mieć litość i niezależnie od zobowiązań
wspierać w biedzie tych, którzy im okazali życzliwość w potrzebie. Nie odpowie-
działeś też na pozostałe moje argumenty.
Nie będę, jak już mówiłem, rokował ze zbrojnymi ludzmi pod moją bramą.
I nie chcę w ogóle wchodzić w układy z królem elfów, który nie zostawił mi do-
brych wspomnień. Dla elfów tych naradach nie ma miejsca. Odejdzcie, nim świ-
sną nasze strzały. Jeżeli zaś zechcesz znów ze mną rozmawiać, odpraw najpierw
zastępy elfów do puszczy, z której nie powinny były wychodzić; dopiero potem
wróć tutaj, ale odrzuć broń, nim zbliżysz się do moich progów.
Król elfów jest moim przyjacielem i wspomógł ludzi znad Jeziora w biedzie,
194
chociaż prócz przyjazni nie mieliśmy innych praw do jego pomocy odparł Bard.
Zostawię ci jednak czas, żebyś mógł pożałować swoich słów. Idz po rozum do
głowy, nim się znowu tu zjawimy.
I Bard odszedł do obozu. Nie minęło wiele godzin, kiedy znów ukazały się pod
Bramą chorągwie, a trębacze wystąpili i zagrali sygnał.
W imieniu krainy Esgaroth i Puszczy! zawołał jeden z nich. Przema-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]