[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Więc złamałeś kod pleplegramu - powiedział Dirk. - Wszyscy myśleli, że jest to niemożliwe. Jest
to najważniejsza tajemnica naszych wrogów Murdidów z Planety %7łądła.
- Złamałem go - powiedział Muni. Jeżeli nawet do jego słów zakradła się odrobina dumy, Dirk był
ostatni, który by go za to potępił. - Niech pan to mi przeczyta, panie Muni.
Muni odchrząknął i zaczął czytać: - "Od Drugiej Macki Operacyjnej Murdidu do Centralnego
Najwyższego Dowództwa Murdidu w Ukrytym Pałacu na Zakazanej Planecie. Niech żyje".
- Bardzo długie pozdrowienie - zauważył Dirk.
- Tak, panie kapitanie. "Nasza Armia - czytał dalej - odkryła, że ziemscy przestępcy, pan Splock i
komandor Ham Duo, są obecnie oblegani przez prywatne siły zbrojne Messera, właściciela i
władcy azy-lanckiego planetoidu w Dentoidzie 12. Prosimy o zgodę na zdradzieckie wtargnięcie do
azylu, zabicie wszystkich, którzy stawią opór, i uwięzienie reszty w małych klatkach w celu
pokazania ich podczas triumfalnego marszu po powrocie do Centrali". Koniec.
- A odpowiedz? - zapytał Dirk.
- Nie mamy jej, panie kapitanie. Tu kończy się wiadomość.
- Panie Muni, gratuluję dobrze wykonanej pracy. Ale, choć nie z pańskiej winy, została ona
wykonana tylko w połowie. Potrzebujemy pleplegramu, który wyśle w odpowiedzi najwyższe
dowództwo Murdidu. Niech pan wraca do kabiny komunikacyjnej i niech pan trzyma ucho
przyklejone do słuchawki czy innego urządzenia, którego używa pan do przechwytywania
pleplegramów.
- Obecnie używamy sprzętu zapowiadającego, wykonanego specjalnie dla nas przez Portent Ltd.,
tajną fabrykę broni na południowych krańcach Galaktyki. Działa on na zasadzie...
- Innym razem, OK? - przerwał Dirk. - Muszę mieć głowę wolną od drobnych szczegółów, po to,
by widzieć obraz ogólny, wielką perspektywę, i żeby móc coś z tym zrobić. Rozumiesz, Paul?
- Chy... chyba tak, panie kapitanie. - Był wzruszony tym niespodziewanym wglądem w ludzką
stronę surowego dowódcy o nieskazitelnej reputacji. - Zaraz się do tego zabiorę. - I wyszedł.
Podoficer Muni nie martwił się już o to, co ludzie sądzą o jego wąsach, pomyślał, zauważając nie
po raz pierwszy, że służba na pokładzie "Inicjatywy" jest w dużej mierze próbą i kształtowaniem
charakteru.
- A więc - pomyślał Dirk po zakończeniu poprzedniej myśli - nadszedł czas próby. A więc okazało
się jeszcze raz, że ci, którzy ufają Murdidom, nie mają racji. Jednak wyruszyć przedwcześnie,
przed otrzymaniem rozkazów, byłoby szaleństwem. Zostałbym zdegradowany. Nigdy więcej nie
użyto by mnie do akcji. Jeżeli uderzyłby teraz na Murdidów i okazało by się, że nie pogwałcili oni
azylu niesławnego Messera, Galaktyczna Rada Aagodząca odżegnałaby się wtedy od jego
posunięcia i zostałby wyjęty spod prawa. Byłyby też inne nieprzyjemności.
Zabawne, że właśnie w takiej chwili oczy Dirka wędrujące leniwie po pokoju zatrzymały się na
pojedynczej niebieskiej róży o długiej łodydze w wysokim wazonie.
Niekiedy mała rzecz potrafi skupić uwagę. Nie ma zapisu skojarzeń wywołanych u kapitana Dirka
przez niebieską różę. Nie wychwyciły ich nawet wyczulone na myśli ściany "Inicjatywy",
ponieważ w momencie tego wydarzenia były akurat poddawane normalnej operacji usuwania
wosku. Był Dirk i tylko Dirk, w ciszy głębszej niż grób i o wiele bardziej symbolicznej, patrzący na
niebieską różę, która przekazała mu jakimś nie wyobrażalnym kanałem niewiarygodną wiadomość.
- Tak - powiedział Dirk, chociaż pózniej tego nie pamiętał. - Zrobię to, choćby nawet piekło stanęło
mi na drodze.
Podniósł wzrok na tablicę zdalnego sterowania. Fotonowe czujniki zinterpretowały kierunek jego
spojrzenia i przełączyły komputer na odbiór z odległości.
- Jakie rozkazy, panie kapitanie? Czy to możliwe, że gładki syntetyczny głos komputera nagle siej
załamał?
- Najszybszy możliwy kurs do Azylu!
Załoga "Inicjatywy", która siedziała w kubryku, apatycznie grając w kości i czytając stare
magazyny, usłyszała te słowa, spojrzała w górę, drgnęła i popędziła na stanowiska bojowe.
- Przygotować sprzęt do bitwy na pełną skalę! - zawołał Dirk. - Boże, żeby tak Splock był tutaj!
Rozejrzał się i zawołał:
- Doktorze Marlowe!
Brodaty mężczyzna w popielatym, jednoczęściowym elastycznym kombinezonie odpowiedział
czujnym spojrzeniem.
- Panie kapitanie!
- Czy jest pan obeznany z zasadami efektu reduplikacji tarczy?
- Myślę, że tak, panie kapitanie - powiedział spokojnie brodaty, szarooki mężczyzna. - Pan
Splock pokazywał mi to tuż przed swoim... odejściem.
- Zobaczymy, czy uda się panu podwoić jego wysiłki, doktorze Marlowe - powiedział. - Chyba
będzie nam potrzebne całe otarczowanie, jakie uda nam się uzyskać.
Statek wykonał niemożliwy skręt, wchodząc na nowy kurs. Jego sprężarka została wzmocniona
sprzężonymi jednostkami grawitacyjnymi - jeszcze jedna innowacja Splocka. Olbrzymi statek
odleciał jak oparzony pozytron.
Ta szczególna flota Murdidu, która właśnie wtedy zbliżała się do Azylu, nie była tą samą flotą, jaka
poprzedniego roku splądrowała Carcasal. Tamta flota złożona z pilotów samobójców połączonych
z latającymi statkami-bombami okazała się niepokonana dla sił cywilizacji. Floty bojowe Elkinu i
Van Lundu zostały zmuszone do cofania się wprost przez Zatokę Karpacką i mogły zostać
całkowicie zniszczone, gdyby z kosmosu nie powiała olbrzymia wichura, która rozproszyła
napastników, nim zdążyli przeprowadzić ostateczny atak. Po tej klęsce cesarstwo Murdidu powoli
wstawało na nogi. Obecna flota nie była nawet w połowie tak wielka, za to dużo bardziej zwrotna.
Murdidowie porzucili samobójczą taktykę i udało się im zakupić Program-Chytrusek od
Technologów Zakazanych Taktyk, będących głównymi dostawcami szkodliwych oprogramowań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •