[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie? Dlaczego pytasz? - odpowiedziała mu pytaniem, próbując jednocześnie
ukryć swoje uczucia.
Wiedziała, że skarżenie się na jego poddanych nic nie da. Nie była u siebie i nie-
którym najwyrazniej bardzo zależało, żeby o tym nie zapomniała. Cristiano nawet gdyby
chciał, nie mógłby temu zapobiec.
Pragnęła już mieć to wszystko za sobą. Dolecieć do Paryża i przesiąść się w samo-
lot do domu. Sama myśl o tym, że zostaną rozdzieleni z Cristianem, sprawiała jej ból, ale
miała też nadzieję, że dystans pozwoli jej odzyskać właściwą perspektywę. Może tak na-
prawdę wcale się w nim nie zakochałam? - pomyślała.
- Czy wiesz, kiedy będziemy w Paryżu? - zapytała.
- Niewygodnie ci? - odpowiedział pytaniem.
- Nie, jest dobrze.
W tym momencie stewardessa przyniosła im świeżo parzoną kawę.
- Principessa? - zapytała, wskazując na filiżankę.
Antonella uśmiechnęła się, ale pokręciła głową.
- Nie, grazie.
Nie zamierzała dać im kolejnej okazji do pokazania jej, że nie jest tu mile widzia-
na. Skąd miała mieć pewność, że ktoś nie napluł jej do tej kawy.
Cristiano wziął drugą filiżanką i upił łyk kawy.
- Ach, Dio, jak mi tego brakowało.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy wiesz, o której będziemy w Paryżu?
R
L
T
- Obawiam się, że nie lecimy do Paryża. Lecimy do Monterosso.
Poczuła, że robi jej się słabo.
- Słucham? Ale przecież obiecałeś, że polecimy do Paryża, a stamtąd wrócę do
domu.
- Zmieniłem zadanie.
- Jak to, Cristiano? Kiedy, w czasie burzy? Czy po tym, jak wymusiłeś, żebym się
zgodziła za ciebie wyjść? Czy może gdzieś między jednym a drugim dniem kochania się
ze mną na podłodze?
Cristiano pozornie spokojnie dopił kawę.
- Zdecydowałem, że lepiej, żebym cię nie spuszczał z oczu. Obawiałem się, że mo-
żesz stwierdzić, że ze względu na to, co między nami zaszło, nasza umowa już nie obo-
wiązuje. Ale zapewniam cię, że w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nadal oczekuję, że do-
starczysz mi to, do czego się zobowiązałaś.
- Dostarczysz? Zobowiązałaś się?
Poczuła przeszywające ukłucie bólu. Jemu zależało tylko na kopalniach. Czy on
przez cały ten czas myślał tylko o interesach? Jak mogłam uwierzyć, że zależało mu na
mnie! Boże, jaka byłam głupia!
Cristiano patrzył teraz na nią równie chłodno, jak pierwszego wieczora.
- Może myślałaś, że nasza... bliskość sprawi, że zmienię zdanie? Nic z tych rzeczy.
- Bliskość? - Zaśmiała się gorzko. - Tak, byliśmy blisko, choć najwyrazniej nie
dość blisko.
- Może sądziłaś, że twoje dziewictwo zmieni mój punkt widzenia, ale się pomyli-
łaś.
- Idz do diabła.
Jak mógł sugerować, że to, co było między nimi, to była zaplanowana przez nią
manipulacja? Zabolało ją to.
A jednak wiedziała, że powinna się była tego spodziewać. Odwróciła głowę do
okna, nie chciała już więcej na niego patrzeć. Zapanowała napięta cisza.
R
L
T
- Przepraszam za to, co powiedziałem - przerwał ją po chwili. - Ale musisz zrozu-
mieć, że nasza umowa nie może się zmienić. Musisz przekonać swojego brata, że to je-
dyne rozwiązanie, że to jedyny sposób, żeby uratować Monteverde.
- To nieprawda, były też inne możliwości. Ale, dzięki tobie, faktycznie teraz już je-
steśmy skazani na ciebie.
Podczas śródlądowania pozwolił jej zadzwonić do brata. Stała teraz odwrócona do
niego plecami, a on przyglądał się jej cudownej figurze i na chwilę pozwolił sobie pogrą-
żyć się we wspomnieniach upojnych chwil, które razem przeżyli. Wiedział, że musi o
nich zapomnieć, że teraz już nic nie może ich łączyć. Jego cel był znacznie ważniejszy.
Pomyślał ze smutkiem o swojej zmarłej żonie i o tym, co był jej winien.
Skończyła rozmowę i usiadła naprzeciwko.
- Twój brat ucieszył się, że nic ci się nie stało?
- Tak - odparła, wpatrując się w swoje paznokcie.
Jej dłonie lekko drżały.
Cristiano zmarszczył brwi. Nie chciał jej skrzywdzić. Zasługiwała na prawdziwe
szczęście. Ale nie miał wyboru.
- Dante chce się z tobą spotkać, zanim podejmie decyzję dotyczącą naszych kopal-
ni.
- Ale po co? Przecież i tak nie macie wyboru. Chyba że Dante nie ma nic przeciw-
ko temu, żeby obce siły przejęły wasz kraj.
- A czy nie to nam proponujesz?
Zignorował jej zarzut.
- Jesteśmy pokrewnymi narodami, Antonello. Dużo łatwiej nam będzie się z sobą
porozumieć, niż negocjować z obcymi mocarstwami.
- Moim zdaniem mylisz się. Wcale nie umiemy się porozumiewać. Gdybyśmy
umieli, nie walczylibyśmy ciągle z sobą.
- Ale ja właśnie zamierzam zakończyć tę wojnę, cara - powiedział.
W jej spojrzeniu było coś, czego nie umiał rozszyfrować. Czy to był smutek? Czy
litość? Czy to możliwe, że to ona jemu współczuła?
Antonella pokręciła głową.
R
L
T
- Obawiam się, że jeden uparty książę może do tego nie wystarczyć. Mam wraże-
nie, że tylko ci się wydaje, że tak dobrze rozumiesz swoich ludzi.
- Co masz na myśli? - zapytał zupełne zaskoczony jej słowami.
- Chodzi mi o to, że nie da się w jednej chwili zmienić przekonań całego narodu. A
wzajemna niechęć naszych narodów ma niestety długą tradycję.
Cristiano uniósł jedną brew.
- My dość szybko się do siebie przekonaliśmy.
Wydawało się, że nie usłyszała jego słów. Była tak zdystansowana i odległa. A
jednocześnie tak delikatna i wrażliwa. Chciał wziąć ją w ramiona i całować, aż znów
uśmiech pojawi się na jej twarzy.
Dio.
Co się ze mną dzieje? - pomyślał.
- Nie sądzę, żeby tak naprawdę cokolwiek się między nami zmieniło - powiedziała.
- To prawda, przez kilka dni byliśmy kochankami, ale przecież tobie na mnie wcale nie
zależy, prawda?
- Zależy mi - odpowiedział, zaskoczony czułością, jaka zabrzmiała w jego głosie.
Nawet na niego nie spojrzała.
- Najwyrazniej za mało, Cristiano.
Ujął ją za rękę.
- Wszystko, co było między nami, Antonello, było szczere. Nie wątp w to.
Zawahała się.
- Ale ja chcę więcej, Cristiano, znacznie więcej - powiedziała ku jego zaskoczeniu.
- Chcę miłości, chcę, żebyś czuł to co ja.
Puścił jej dłoń i zrobił krok do tyłu.
Ona mnie kocha, pomyślał z przerażeniem.
Poczuł jednocześnie pożądanie i złość. Przez chwilę chciał się poddać namiętności,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]