[ Pobierz całość w formacie PDF ]

historiÄ™.
- Skoro tak mówisz. - Dylan otaksował ją wzrokiem. - Osobiście radziłbym ci trzymać
siÄ™ z dala od Traska.
- Zdaje się, że dzisiaj słyszałam już tę radę kilka razy. - Zawahała się. - Dylan, czy
mieszkałeś tu, w Avalon, dwanaście lat temu?
- Pewnie, że tak. - Wsunął książkę do papierowej torby. - Prowadziłem wtedy
księgarnię w instytucie.
- Naprawdę? Pracowałeś dla Webstera Bella?
- A co w tym dziwnego? Zanim otwarto hotel, instytut był największym pracodawcą w
Avalon. - Dylan odłożył zapakowaną książkę na bok i oparł się łokciami o kontuar. - To
Webster zachęcił mnie parę lat temu do otwarcia Spheres. Twierdził, że muszę się rozwijać i
w wymiarze osobowym, i zawodowym. Zawsze będę mu za to wdzięczny.
- Webster wydaje mi się sympatyczny, lubię też Joannę, ale muszę powiedzieć, że
trochÄ™ mnie zniesmacza to jego robienie z siebie guru. Jak dla mnie za bardzo pachnie to
telemisjonarstwem.
Dylan się uśmiechnął.
- W metafizyce zawsze było dużo lipy, bo to są wielkie pieniądze. Ale Bell nie wciska
kitu. Ludzie się do niego garną. Sama widziałaś dzisiaj, ilu było chętnych do kupienia jego
książki. Umie do nich trafić. Zmienia ich życie.
- Joanna mówiła mi, że ośrodek w Avalon znakomicie prosperuje, więc Webster
zamierza otworzyć drugi w pobliżu Santa Fe.
116
- To prawda. - Dylan zapatrzył się w cieniste miejsce przed księgarnią. - Ten człowiek
ma poczucie misji. Odkąd dwadzieścia lat temu zmarła mu żona, skupił całą uwagę na swoim
przesłaniu.
- Nie ożenił się drugi raz?
- Nie.
- Joanna też nie jest mężatką - powiedziała Aleksa. - Czy to nie wydaje ci się trochę
dziwne?
- Myślę, że w życiu Webstera nie ma miejsca na żonę. A Joanna nie wykazuje
najmniejszego zainteresowania zamążpójściem od czasu śmierci Harry ego Traska.
- Chyba jest bardzo blisko z Websterem.
Dylan skinął głową.
- Tylko raz słyszałem, że się kłócili. Wtedy gdy Joanna powiedziała mu, że wychodzi
za mąż za Harry ego Traska.
Aleksa spojrzała na niego zaskoczona.
- Był przeciwny temu małżeństwu?
- Od samego poczÄ…tku.
- A wiesz może dlaczego?
Dylan wzruszył ramionami.
- Joanna nigdy dużo o tym nie mówiła, ale Webster najwyrazniej chciał ją chronić.
Prawdopodobnie obawiał się, że Harry ego Traska interesują tylko jej pieniądze.
- Z tego co, słyszałem - rozległ się znajomy skwaszony głos - Webster miał poważne
powody do niepokoju. Ludzie, którzy znali Harry ego Traska, mówią o nim, że miał talent do
bardzo kosztownych przedsięwzięć, które nigdy nie chciały wypalić.
Aleksa obróciła się i zobaczyła w drzwiach Stewarta Luttona. Uśmiechnęła się do
niego.
Stewart nie odwzajemnił uśmiechu. Nie przejęła się tym. On nigdy się nie uśmiechał.
Kłóciłoby się to z jego pozą. Aleksę nieraz kusiło, żeby go spytać, skąd i od kiedy ma tatuaże
na ramionach, ale nigdy nie znalazła w sobie dość śmiałości.
Te jego prywatne dzieła sztuki można było oglądać przez większą część roku, bo
Stewart niemal każdego dnia ubierał się tak samo. Deszcz czy słońce, gorąco czy zimno,
zjawiaÅ‚ siÄ™ w Café Solstice w podkoszulku z motocyklem, szortach i sandaÅ‚ach. DÅ‚ugie
siwiejące włosy podtrzymywał opaską z materiału.
117
Jedynym jaskrawym akcentem jego stroju była bransoleta instytutu na lewym
nadgarstku. Nikt na Avalon Plaza nie wiedział wiele o Stewarcie, jednak gdy przychodziło do
mieszania i parzenia herbaty, wszyscy zgadzali się, że jest prawdziwym artystą.
- WÅ‚aÅ›nie szÅ‚am do Café Solstice, gdy tu obecny Dylan wciÄ…gnÄ…Å‚ mnie do swojej
jaskini i zmusił do kupienia książki - powiedziała Aleksa.
- Ej, nie miej do mnie pretensji. - Dylan przesłał jej wniebowzięty uśmiech. -
Widocznie taki skutek wywarła energia wirów znajdujących się pod moim sklepem.
- Mhm. - Aleksa zwróciła się z powrotem do Stewarta: - Uważasz więc, że Webster
miał powody martwić się o to, że Joanna utraci spadek?
- Wszyscy w okolicy są raczej zgodni co do tego, że Harry Trask szybko by go
zmarnotrawił. - Stewart zmrużył oczy. - Szkoda by było.
Aleksa się zadumała.
- Joanna jest inteligentną kobietą. Myślę, że umiałaby zatroszczyć się o własne
pieniÄ…dze.
Stewart spochmurniał.
- Nawet jeśli masz rację, to dla instytutu te pieniądze byłyby stracone.
Aleksa wlepiła w niego wzrok. Fakty zaczęły jej się układać w logiczny ciąg.
- Chcesz powiedzieć, że Joanna zainwestowała w instytut?
- Nie wiedziałaś o tym? - Dylan spojrzał na nią wyraznie zaskoczony. - A kto, twoim
zdaniem, dał pieniądze na wybudowanie bazy noclegowej ośrodka i budynku seminaryjnego?
%7ładen bank nie chciał wtedy gadać z Websterem.
Stewart zerknÄ…Å‚ na AleksÄ™.
- A kto, twoim zdaniem, pomaga mu sfinansować nowy ośrodek w Santa Fe?
- Joanna?
Skinął głową.
- Ona zawsze była na miejscu, kiedy potrzebował finansowego wsparcia swojej pracy.
Bez niej jego przesłanie dotarłoby najwyżej do garstki ludzi.
Dylan wzruszył ramionami.
- Naturalnie Joanna nie jest jedynym inwestorem, ale za to ważnym. Zwłaszcza na
początku jej pieniądze miały kluczowe znaczenie. A teraz znowu nabrały wagi ze względu na
ośrodek w Santa Fe.
- Rozumiem - powiedziała Aleksa.
118
Dylan przez chwilę wpatrywał się w swoje dłonie. Gdy podniósł głowę, w jego
niebieskich oczach widniała troska.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale wczoraj jadłaś kolację z Traskiem...
- Masz rację, Dylan - powiedziała łagodnie. - To rzeczywiście nie twoja sprawa.
Jego blada skóra przybrała nagle odcień czerwieni.
- Przepraszam.
Teraz ona wprawiła go w zakłopotanie. Uśmiechnęła się, żeby zatuszować ostrość
odprawy.
- Wiem, że masz dobre intencje. Ale nie martw się o mnie, Dylan. Sama umiem się o
siebie zatroszczyć.
- Jasne. - Spojrzał na nią z żałosnym uśmiechem. - Nie chciałem udawać starszego
brata. Tak jakoś wyszło, bo ten cały powrót Traska do Avalon psuje ludziom krew.
- Co masz na myśli? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •