[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i zdzierania pieniędzy.
Neil zawahał się, wiedząc, że jest ostatnią osobą, od której Libby chciałaby usłyszeć radę.
- Myślę, że jedyną rzeczą, jaką możesz zrobić, to spróbować nie zamartwiać się tym na
wyrost.
- Na to wygląda.
Neil westchnął.
- W porządku. Ale mogłabyś mniej czasu spędzać w firmie. Nikt nie powinien aż tak
poświęcać się pracy, mając rodzinę.
- Och? - brwi Libby uniosły się. - Od kiedy tak uważasz? Niesamowite...
- Daj spokój. Przez lata starałem się umożliwić Kane'owi prowadzenie normalnego życia.
- Tylko dlatego, że zależało ci na jego stanowisku.
Jej riposta nie była taktowna.
- Mogę być ambitny, ale Kane jest moim bratem. Cała rodzina się martwi, że pracuje
czternaście godzin na dobę. Wszyscy bardzo się cieszymy, że teraz, odkąd ma Beth, jest
taki szczęśliwy - wyjaśnił sztywno.
Szli w dół ulicy w milczeniu. Cisza między nimi trwała aż do momentu, kiedy obejrzeli
wszystkie trzy piętra Domu Huckleberry.
- Ten budynek jest imponujący - odezwał się w końcu Neil, a w jego głosie nie było już śladu
irytacji.
Zaczynał rozumieć to, na czym Libby poznała się już dawno temu. Ten dom miał wiele
walorów. Echo minionych epok zdawało się szeptać w zakurzonych pokojach. Teraz
Neil był prawie pewien, że formalne oględziny potwierdzą trafność ich wyboru.
- Powinniśmy zachować oryginalny wygląd tego miejsca, o ile to tylko możliwe. Zatrudnimy
przy renowacji najlepszych rzemieślników - powiedział. - Zastanawiam się, czy nie można
by kupić niektórych mebli razem z domem. Informację o oryginalnym umeblowaniu
moglibyśmy wykorzystać w reklamie. - Zebrał warstwę kurzu ze stojącego w holu stołu
z wiśniowego drewna. - Nie chciałbym mieć tego w mieszkaniu, ale to świetne wyposażenie
historycznego zajazdu.
- Ponoć kiedyś prezydent Roosevelt zatrzymał się tutaj - mruknęła.
Neil chciał natychmiast pójść do miasta i złożyć ofertę, zanim ktokolwiek inny go uprzedzi.
Wyjął telefon komórkowy i ponownie wybrał numer agencji nieruchomości. Niestety,
odpowiedziała jedynie automatyczna sekretarka.
- A co z dwiema pozostałymi nieruchomościami, które uznałaś za odpowiednie? - zapytał.
- Są niedaleko.
- W takim razie jedzmy - powiedział, schodząc energicznie ze schodów i nie oglądając się za
siebie.
Libby pomyślała, że społeczność Endicott nie spodziewa się nawet, co ją czeka.
Zanim Neil skończył oglądać pozostałe dwa domy, podjął decyzję, żeby złożyć ofertę na
wszystkie trzy. Zadzwonili ponownie do agencji, ale znów bez rezultatu. Potem Libby
próbowała jeszcze złapać Ginger pod domowym numerem.
- Ginger? - powiedziała z ulgą, kiedy przyjaciółka odebrała.
- Libby, tak mi przykro, że musiałam was zostawić. Harry ma się dobrze. To tylko
zwichnięcie.
- Wracasz do biura? Pan O'Rourke chciał omówić pewne szczegóły.
- Będę tam około czwartej. Mam wieczorną zmianę w pizzerii, ale Rob zajmie się dziećmi.
Libby spojrzała na Neila.
- Może być czwarta?
Przytaknął.
- W porządku, Ginger. Do zobaczenia.
- Mamy dwie godziny. Co się robi z wolnym czasem w takich miejscowościach?
Libby zmarszczyła czoło. W Endicott nie było nic, co mogłoby zainteresować tak
wymagającego faceta jak Neil O'Rourke.
- Mogę pokazać ci, skąd Dom Huckleberry wziął swoją nazwę, ale to wymaga krótkiego
spaceru.
- W porządku.
Zcieżka wśród drzew za Domem Huckleberry była wystarczająco szeroka, żeby mogli iść nią
obok siebie. Szelest leśnego poszycia mieszał się ze świergotem ptaków i fukaniem
wiewiórek, niezadowolonych z wtargnięcia ludzi na ich terytorium. Neil zauważył, że Libby
wspinała się pod górę z łatwością. Kropla potu, połyskująca na jej szyi, spłynęła w dół, ginąc
pod bluzką. Zastanawiał się, czy nadal nosiła bawełniany biustonosz, czy też zmieniła go na
seksowną bieliznę, pasującą o wiele bardziej do eleganckiego stroju. Przemiana Libby ze
słodkiej córki kaznodziei w pewną siebie kobietę biznesu przebiegała tak dyskretnie, że
ledwie ją zauważył, ale nie mógł nie dostrzec faktu, że nowy wizerunek Libby przykuwał
męską uwagę.
Szczególnie jego uwagę.
Kilka minut pózniej Libby zboczyła z głównej ścieżki. Zaintrygowany Neil podążył za nią.
Jego ciekawość rosła z każdą chwilą. Po kilkudziesięciu metrach przecisnęli się przez
gęstwinę krzaków, docierając do środka małej polany otoczonej przez pokryte mchem
zwalone drzewa.
Libby zerwała kilka granatowych jagód z jednego z krzaków.
- Są małe i bardzo pózno dojrzały w tym roku, ale smak mają dobry.
Jedzenie dzikich owoców było nowością dla Neila. Spojrzał na małe kuleczki w dłoni Libby z
lekkim niesmakiem.
Nie, nie podejrzewał, żeby Libby zamierzała go otruć, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Zawsze istniało ryzyko, że mogła się pomylić.
- Co to za owoce?
- Jagody. Odmiana o nazwie huckleberry - odpowiedziała.
- Ach, jak Dom Huckleberry?
- Tak, rosną wszędzie dookoła góry i na zboczu, na którym zbudowany jest dom. Ludzie
mówią, że to najlepsze jagody na świecie. Co roku robię z nich dżem. Trzymała owoce na
wyciągniętej dłoni. - To jest moja prywatna jagodowa polana. Nikt chyba nie zna tego
miejsca.
A zatem to było jedno z jej sekretnych miejsc. Czuł się jak intruz, mimo że go zaprosiła.
- Czy to szum wody słyszałem wcześniej? - Neil ruszył w kierunku mikroskopijnej strużki.
- To zródełko. Wodą jest czysta. Mogę umyć jagody, jeśli chcesz - zaproponowała.
Neil uśmiechnął się.
- Takie są w porządku - powiedział półgłosem.
Chwycił ją za wyciągnięty nadgarstek i zanim zdążyła zaoponować, zbliżył swoje usta do
jagód w jej dłoni. Kiedy delikatnie wyłuskiwał wargami jedną jagodę po drugiej z jej ręki,
poczuł pod palcami jej przyspieszone tętno. Rozgryzł owoce i poczuł ich smak na języku.
Były zarazem słodkie i cierpkie. I przepyszne, tak jak obiecywała.
- Cudowne - powiedział chrapliwie.
Co było takiego w Libby? Ledwie jej dotknął, a już mąciło mu się w głowie, a to i tak nic w
porównaniu z pożądaniem, które przenikało całe ciało.
Neil skubnął kilka jagód. Mógł sobie wyobrazić Libby, jak je cierpliwie zbiera, mimo że
zerwanie ilości wystarczającej na zrobienie dżemu wymagało - jak sądził - całej wieczności.
Ale Libby wkładała wielki wysiłek w każdą pracę.
Z pewnością stać ją było na wiele zarówno dla rodziny, jak i przyjaciół.
- To dla ciebie - powiedział, zrywając dorodną jagodę.
Jej oczy rozbłysły zdziwieniem, ale rozchyliła usta, a Neil podając jagodę, musnął kciukiem
aksamitne wargi dziewczyny.
- Spróbuj - wyszeptał.
Libby przełknęła owoc odruchowo, ledwie czując jego smak. Do czego Neil zmierza? Przez
chwilę miała wrażenie, że rozpoznaje ten błysk w jego oczach, zaraz jednak uznała, że z
pewnością się pomyliła. Zapomnieli się tego ranka, ale był to pierwszy i ostatni raz.
No... powiedzmy drugi raz w życiu, jeśli liczyć nieudaną randkę sprzed lat, o której lepiej
było zapomnieć.
- Wez jeszcze jedną - powiedział.
Drgnęła nagle, zrobiła pół kroku do tyłu i wtedy jagoda wysunęła się z jego dłoni, znikając w
głębokim wycięciu dekoltu dziewczyny. Libby zamarła w bezruchu. Czuła na sobie wzrok
Neila wpatrzonego w miejsce pod bluzką, w którym utkwiła jagoda, tak jakby mógł widzieć
przez materiał.
- Ty... myślę, że powinieneś... - powiedziała, ściszając raptownie głos.
- Wyjąć ją. Masz rację - powiedział. - Może zostawić plamę.
- Tak - wyszeptała.
Mogła go powstrzymać, ale nie chciała. Jej sutki nabrzmiały i naprężyły się niemal do bólu.
Przez ostatnie kilka dni odczuwała takie podniecenie częściej niż kiedykolwiek wcześniej.
Uniósł palec i powiódł nim drogą zagubionej jagody. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •