[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Che, che, che! Nowiny, nowiny...
Równocześnie wiruje wraz z całym globem dookoła słońca...
Jak ćma dookoła lampy...
Oszczędz mi pan swych dowcipów! Nieciekawe. Lecz na tym nie koniec. Wraz z ziemią
i słońcem dąży po linii eliptycznej ku jakiemuś nieznanemu punktowi w przestworzach,
znajdującemu się w stronie konstelacji Herkulesa względnie Centaura.
Filologia na usługach astronomii. Parbleu! Tęgo!
Głupiś, mój kochany! Przejdzmy do ruchów ubocznych. Słyszałeś coś kiedyś o ruchu
precesyjnym ziemi?
Może i słyszałem. Lecz cóż nas to wszystko obchodzi? Niech żyje ruch kolejowy!
Szygoń wpadł w pasję. Podniósł ciężką swą jak młot rękę i spuścił gwałtownie na głowę
kpiarza. Lecz ramię przecięło tylko powietrze: intruz znikł gdzieś jak kamfora; miejsce naprzeciw
nagle opustoszało.
Che, che, che! zarechotało coś w drugim kącie przedziału.
Szygoń odwrócił się i spostrzegł "naczelnika" siedzącego w kucki między oparciem a siatką;
skurczył się jakoś ogromnie i wyglądał na karzełka.
Che, che, che! A co? Będziemy grzeczni na przyszłość? Chcesz ze mną dalej gadać, to
zachowuj się przyzwoicie. Inaczej nie zlezę. Pięść, mój kochany, to za ordynarny argument.
Dla tępych osobników jedyny; innymi nie przekonasz.
Słuchałem cedził tamten wracając na dawne miejsce słuchałem cierpliwie przez
kwadrans z górą pańskich utopijnych wywodów; posłuchajże teraz trochę i mnie.
Utopijnych?! zawarczał Szygoń. Wymienione przeze mnie ruchy są więc fikcją?
Nie zaprzeczam ich istnieniu. Lecz cóż mnie one obchodzić mogą? Liczę się tylko z
chyżością mojego pociągu. Dla mnie miarodajnym jest tylko ruch parowozu. Co mnie to może
obchodzić, o jaki kawałek naprzód posunąłem się równocześnie w przestworzach
międzygwiezdnych? Należy być praktycznym: jestem pozytywistą, mój panie.
Argumentacja godna stołowej nogi. Musisz mieć sen zdrowy, panie naczelniku?
Dziękuję, owszem. Pan Bóg łaskaw sypiam jak suseł.
Naturalnie. Aatwo było się domyślić. Takich jak ty nie dręczy demon ruchu.
Che, che, che! Demon ruchu! Otóż i wpadliśmy w sedno sprawy! Potrąciłeś o mój
rentowny pomysł właściwie, prawdę mówiąc nie mój, tylko zamówiony przeze mnie u
pewnego malarza dla naszej stacji.
Rentowny pomysł? Zamówiony? No tak, chodzi o świeżo wydany prospekt na parę
Å›wieżo zbudowanych odnóg kolejowych, tak zwanych Vergnügungsbahnlinien. Uważasz rodzaj
reklamy czy anonsu, który by zachęcił publikę do używania tych nowych dróg komunikacyjnych.
Otóż potrzebna była jakaś winieta, jakiś bohomaz, niby alegoria, niby symbol.
Ruchu?! Szygoń pobladł.
Właśnie. Owóż wspomniany pan wymalował bajeczną figurę imponujący symbol,
który w mig rozchwytały mi poczekalnie wszystkich stacji nie tylko w kraju, lecz i za granicą. A że
postarałem się o patent i prawa niby autorskie zastrzegłem sobie z góry, więc zarobiło się niezle.
Szygoń dzwignął się z poduszek i wyprostował w całej swej imponującej wysokości.
A w jakąż postać, jeśli wolno wiedzieć, przyoblekliście wasz symbol? zasyczał
zdławionym, nie swoim głosem.
Che, che, che! W postać geniusza ruchu. Olbrzymi, śniady młodzieniec, ważący się na
kruczych, potwornie rozpiętych skrzydłach, opasany wirami kręcących się w opętańczym tańcu
światów demon międzyplanetarnej wichury, śródgwiezdnej zamieci księżyców, cudnej,
obłąkańczej gonitwy komet...
Ażesz! ryknął rzucając się ku niemu Szygoń. Ażesz jak pies.
"Naczelnik" zwinął się w trąbkę, zdrobniał jakoś, zmalał i wsiąknął w dziurkę od klucza.
Lecz niemal w tejże chwili odsunęły się drzwi przedziału i znikający natręt zlał się z postacią
konduktora, który ukazał się w progu. Funkcjonariusz zmierzył złośliwym spojrzeniem
wzburzonego pasażera i podał mu bilet:
Proszę, bilet już gotowy; cena wraz z karą dwieście franków.
Lecz uśmiech przyniósł mu zgubę. Zanim zdołał zorientować się, jakieś ramię mocne jak
przeznaczenie chwyciło go za pierś i wciągnęło do wnętrza. Rozległ się rozpaczliwy krzyk o
pomoc, potem trzask kruszonej kości i zapadła głucha cisza.
Po chwili duży cień przesunął się po oknach samotnego korytarza przemknął między
ścianą wozu a przedziałami i zniknął u wylotu wagonu. Ktoś otworzył drzwi na platformę i szarpnął
sygnał alarmowy. Pociąg zaczął raptownie zwalniać...
Ciemna postać zbiegła po schodach, pochyliła się w kierunku ruchu i jednym susem runęła
między modrzejące w świetle brzasku przydrożne zarośla...
Pociąg stanął. Zaniepokojona służba długo szukała sprawcy alarmu; nie wiedziano, z
którego wagonu wyszedł sygnał. Wreszcie konduktorzy zauważyli brak jednego z kolegów. Wóz
nr 532! Wpadli na korytarz, zaczęli przeszukiwać klasy. Zastali puste. Na koniec w przedziale
pierwszym na kraju znalezli zwłoki nieszczęśliwej ofiary. Jakaś tytaniczna siła wykręciła mu głowę
w tak piekielny sposób, że oczyma wyszłymi z orbit spoglądał na własne plecy. W ściętych
białkach zagrało poranne słońce okrutnym uśmiechem...
Maszynista Grot
Z urzędu ruchu stacji Brzana nadeszła do naczelnika Podwyża depesza następującej treści:
Baczność na pospieszny nr 10! Maszynista pijany lub niepoczytalny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]