[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To jest Mattie, a to Edward, mój mąż - powiedziała miłym tonem Betty.
Miała na sobie długą, czarną suknię z cekinami, w której wyglądała jak królowa.
Mattie i Edward uścisnęli sobie dłonie.
- Cieszę się, że mogę panią poznać - odezwał się na powitanie Edward.
- Jest nam ogromnie miło - potwierdziła radośnie Betty, ujmując Mattie pod rękę i
ruszając z nią przodem. Betty Beauchamp była wesołą, pełną energii kobietą i łatwo
nawiązywała kontakt z ludzmi. - Dziewczyny są wściekłe, że je uprzedziłam i zdążyłam cię
już poznać - zdradziła konspiracyjnym szeptem, zadowolona z siebie.
Jack nie mógł tego słyszeć.
Z pewnością wciąż ogromnie się niepokoił.
Mattie zastanawiała się, czy jednak nie postępuje z nim okrutnie.
Pocieszała się, że jeszcze tylko kilka minut, a potem wszystko się wyjaśni i Jack
powinien się uspokoić.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Czy mógłbym zamienić z Mattie kilka słów na osobności? - spytał w końcu Jack,
kiedy zbliżali się do hotelowego baru.
Mattie odwróciła głowę. Jack miał niewyrazną minę. Mattie puściła więc Betty,
zaczekała na Jacka i ujęła go pod rękę.
- Mam nadzieję, że po dzisiejszej kolacji będziemy mieli mnóstwo czasu, żeby
porozmawiać o wszystkim - powiedziała.
- Ale... - zaczął Jack. Wyraznie drżał.
- Dziewczyny będą bardzo rozczarowane, jeśli każecie im na siebie czekać -
powiedziała Betty.
Zupełnie jakby była ze mną w spisku - pomyślała Mattie.
- Chodz, synu - odezwał się Edward, wesoło klepiąc Jacka po plecach. - Wiesz, jakie
są te nasze panie.
- Chodzmy, Jack - zachęciła Mattie. - Wszystko będzie dobrze.
W barze siedziały już wszystkie cztery siostry Jacka.
Sandy żartowała z wysokim brunetem, wpatrując się w niego z miłością. To musiał
być Thom, jej nowy narzeczony.
Tina dyskutowała z mężczyzną nieco przysadzistej budowy. Musiał to być Jim, jej
trochę mało wrażliwy mąż.
Sally siedziała w towarzystwie wysokiego blondyna.
Mąż Cally był również wysoki, miał rude włosy, wyglądał na Szkota. Obok siedziała
para starszych ludzi, zapewne byli to rodzice Thoma.
Mattie nie zauważyła natomiast dziewczyny, która mogłaby być Sharon. To jej
zalotów tak bardzo obawiał się Jack.
Na widok wchodzących ustały rozmowy.
Jack ścisnął dłoń Mattie - musiał bardzo się denerwować.
Czego się po mnie spodziewa? - dziwiła się. Nawet gdybym nie wiedziała, kim są
Tina, Sandy, Cally i Sally, nie zrobiłabym przecież sceny przy nich wszystkich, przy
rodzicach Jacka. Czy nie jest o tym przekonany?
Najwyrazniej nie był.
- Nie denerwuj się, Jack, wszystko w porządku - szepnęła, aby go uspokoić. -
Przedstaw mnie, proszę.
- Szkoda, że nie pozwoliłaś mi wyjaśnić... - zaczął.
- Zrobisz to pózniej - przerwała mu kolejny raz. - Naprawdę nie musisz się niepokoić.
- Cześć wszystkim! - odezwał się nagle z tyłu przesadnie modulowany, aksamitny
kobiecy głos. - Mam nadzieję, że się nie spózniłam?
Jack zesztywniał. Mattie zerknęła na niego z niepokojem, po czym odwróciła się, żeby
zobaczyć nowo przybyłą.
Była wysoką brunetką o bujnych włosach sięgających aż do pasa. Włożyła na ten
wieczór krótką, dopasowaną sukienkę w kolorze fioletowym. Miała pełną, delikatną twarz
porcelanowej lalki, ciemnoniebieskie oczy i niemal nienaturalnie długie rzęsy.
Czy to była siostra Thoma?
Musiała to być Sharon. Najwyrazniej zwróciła się do rodziny Beauchampów oraz
własnej.
Jack chce, abym broniła go przed zalotami takiej kobiety? Mattie nie posiadała się ze
zdumienia.
Spojrzała na Jacka. Jeśli tak, z pewnością nie jest kobieciarzem - myślała. Wszyscy
bowiem inni mężczyzni, jacy siedzieli w barze, otwarcie wpatrywali się w Sharon,
podziwiając jej urodę. Sharon, trajkocząc i śmiejąc się, witała się z Sandy, Thomem, siostrami
Jacka i ich mężami. Mimo to widać było, że rzuca ukradkowe spojrzenia właśnie na Jacka.
W końcu znalazła się przed nim i powiedziała:
- Cześć, Jack.
- Cześć - odparł beznamiętnie, grzecznie skłaniając głowę.
- Nie bądz taki sztywny, teraz wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną! -
odpowiedziała, zmysłowo modulując głos, i natychmiast rzuciła się Jackowi na szyję, całując
go w usta.
Zaskoczony, puścił dłoń Mattie. Oparł dłonie na obnażonych, smukłych, opalonych
ramionach Sharon i delikatnie, ale stanowczo odsunął ją od siebie.
Sharon nie ustępowała.
- Jak się cieszę, że znowu cię widzę! - oznajmiła znacząco, po czym ujęła go pod rękę.
Mattie miała ochotę wydrapać Sharon oczy. W każdym razie takie sformułowanie
przyszło jej na myśl. Jak ona śmie patrzeć na Jacka takim wzrokiem?! - myślała gniewnie.
Zachowuje się, jakbym nie istniała. Na nikogo innego już nie zwraca uwagi, tylko na Jacka!
Jack nie robił nic, co mogłoby zachęcić Sharon do takiego zachowania. Po prostu stał
nieruchomo.
Ale ona najwyrazniej wiedziała, czego chce. Jak najbardziej zbliżyć się do niego.
Czyżby naprawdę nie miał ochoty bliżej poznać tej dziewczyny? A może tylko tak
mówi? Chociaż jaki sens miałoby wówczas sprowadzanie mnie tutaj na ten weekend, kiedy
miałby okazję bawić się z Sharon? - myślała Mattie.
- To moja przyjaciółka, Mattie Crawford - oznajmił głośno Jack, obejmując ją w pasie
i przysuwając lekko do siebie. - A to Sharon Keswick, siostra Thoma.
- Tak mnie przedstawiasz:  siostra Thoma ? - odpowiedziała z oburzeniem Sharon. -
Miałam nadzieję, że jestem dla ciebie kimś więcej niż tylko  siostrą Thoma ! - Spojrzała
gniewnie na Mattie. - Cześć, Mandy - powiedziała, podając jej niechętnie dłoń.
- Mam na imię Mattie. - Była pewna, że Sharon celowo niewłaściwie wymówiła jej
imię.
- Czy my się już spotkałyśmy? - spytała Sharon, w której nagle obudził się duch
współzawodnictwa. - Znasz może...
- Może przynieść ci szampana, Sharon? - przerwał grzecznie Edward.
- Wybaczcie, kochani, chciałbym przedstawić Mattie reszcie rodziny - wtrącił Jack,
wykorzystując okazję.
A jeszcze przed kilkoma minutami tak bardzo bał się przedstawić Mattie najbliższym!
- Słusznie. - Mattie kiwnęła głową. - Z pewnością jeszcze dziś porozmawiamy -
powiedziała chłodno do Sharon.
- Bez wątpienia - odparła lodowatym tonem Sharon. Uśmiechnęła się do Edwarda i
wzięła od niego kieliszek szampana.
- O rety! - szepnął Jack do Mattie, kiedy odeszli parę kroków. - Teraz rozumiesz, o co
mi chodzi?
Mattie nie była pewna, o co naprawdę chodzi Jackowi. Choć było oczywiste, że
Sharon ogromnie się nim interesuje, a on stara się jej unikać. Mattie była jednak również
przekonana, że między nimi jest jeszcze coś. Może tych dwoje łączyła jakaś wspólna
przeszłość?
W każdym razie poznanie Sharon było dla Mattie tak przykre, że zepsuło jej humor na
cały wieczór.
Przedtem podejrzewała chwilami, że może żadna Sharon nie istnieje, że Jack wymyślił
tę postać w ramach niecodziennej gry, jaką prowadził z Mattie. Gdyby tak było, zaproszenie
Mattie do Paryża miałoby inny cel, niż twierdził.
Jednak Sharon była kobietą z krwi i kości, i to jaką kobietą! Mattie poczuła się jak
brzydkie kaczątko pośród łabędzi. Zwłaszcza obecność Sharon nie pozwalała Mattie
spokojnie cieszyć się uroczystym wieczorem.
- Nie wiem, o co ci naprawdę chodzi - powiedziała do Jacka. - Czy może o to, że
Sharon jest niezwykle piękna?
- Cóż, jest piękna... - przyznał niechętnie.
Mattie zjeżyła się. Mógłby chociaż skłamać, spróbować jakoś umniejszyć w słowach
olśniewającą urodę Sharon.
- I masz z tym kłopot? - spytała gniewnie.
Jack pokręcił głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •