[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niektóre na pewno - zgodziła się.
- Może powinienem się zastanowić nad tym, czy cię nie zatrudnić.
- Obawiam się, że nie byłoby cię na mnie stać!
Jego podziw przerodził się w rozbawienie. Z pewnością nie można było jej zarzucić braku
pewności siebie.
- Mówię całkiem poważnie. Jeśli po naszym ślubie chciałabyś dalej pracować, T L R
mogę cię zatrudnić.
- Och, proszę, nie zaczynaj znów! - Odsunęła gwałtownie talerz z nieruszoną potrawą i wstała
od stołu. - Powiedziałam ci już, że nie mam zamiaru za ciebie wychodzić. Ani teraz, ani
kiedykolwiek w przyszłości - oznajmiła stanowczo.
Luc nigdy nie spotkał kobiety, która byłaby mu tak niechętna jak Anna Balfour albo, jak wolałby
ją nazywać, Annie Balfour.
I żadnej tak nieświadomej swojego seksapilu...
Jej włosy zalśniły czerwienią, oczy były niebieskie jak jezioro, nad którym się znajdowali, skóra
gładka jak jedwab, a usta pełne i zmysłowe.
Nie sposób także było nie dostrzec ponętnych kształtów jej ciała. Miała pełne piersi, płaski
brzuch i zaokrąglone, jędrne pośladki, na których ciasno opinał się materiał
spodni.
Od samego patrzenia na nią czuł ucisk w dole brzucha. A jej zapach doprowadzał
go do szaleństwa. I nie chodziło tylko o aromat perfum, ale nade wszystko o jej własny zapach,
który działał na niego silniej niż jakikolwiek afrodyzjak.
- Nie odrzucaj zbyt pochopnie tej propozycji, Annie - powiedział lekko zachrypniętym głosem,
wstając od stołu.
- Chyba nie zamierzasz znów opowiadać mi o zaletach tego małżeństwa?
Choć starała się, żeby w jej głosie zabrzmiała drwina, dało się w nim słyszeć jedynie
zdenerwowanie.
Zdenerwowała się jeszcze bardziej, gdy Luc uniósł dłoń i delikatnie ujął jej twarz.
- Jesteś bardzo piękną kobietą, Annie.
Już sam sposób, w jaki wypowiedział jej imię, wystarczył, żeby w jej głowie rozległy się
dzwonki alarmowe.
- Nie zapominaj, że należę do rodziny Balfour - oznajmiła, starając się ze wszystkich sił nie
pokazać mu, jak wielkie wrażenie zrobił na niej dotyk jego dłoni.
- Jeśli za mnie wyjdziesz, to się zmieni. Zostaniesz wówczas Anną de Salvatore.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Tu nie chodzi tylko o nazwisko. Bycie członkiem rodziny Balfour to stan umysłu.
- Nie wszystkie twoje siostry uważa się za szalone i niesforne.
T L R
Annie roześmiała się.
- Jestem pewna, że słysząc to, byłyby wstrząśnięte.
- To była tylko luzna obserwacja, a nie osobista opinia.
Annie popatrzyła na niego, nie kryjąc złości.
- Uwierz mi, gdyby nie Oliver, bardzo możliwe, że sama stałabym się jedną z tych szalonych
sióstr Balfour.
- Naprawdę nie musisz mi przypominać, że to przeze mnie twoje życie zmieniło się tak
dramatycznie.
Tak jakby mogła o tym zapomnieć! Prawda była taka, że musiała zebrać wszystkie siły, by
przeciwstawić się wpływowi, jaki wywierał na nią swoją bliskością.
- Nie rób tego! - ostrzegła go, kiedy przejechał kciukiem po jej na pół otwartych ustach.
- Dlaczego? Co jest złego w tym, że cię pociągam?
- Podobnie jak ja pociągam ciebie?
- A pociągasz?
Annie jęknęła, czując na górnej wardze dotyk jego kciuka. Po chwili wsunął go pomiędzy jej
rozchylone wargi.
- Luc!
- Annie?
Pochylił głowę, zastępując palec ustami.
Nie znała mężczyzny, który miałby tak zmysłowe usta. Ani tak gorące dłonie, które teraz objęły
ją za pośladki i przycisnęły do siebie. Ich ciała pasowały do siebie jak dwa elementy układanki.
Annie poczuła na brzuchu pulsującą męskość trzymającego ją w objęciach mężczyzny. Tym
bardziej ją to poruszyło, że tym razem pożądał jej nie Luc, ale Luca de Salvatore. Mężczyzna
znany ze swojej bezwzględności nie tylko w interesach, ale także w życiu osobistym.
Jednak w tej chwili trudno mu było zarzucić chłód. Jego usta były gorące, a język nieustępliwy.
Kiedy poczuł na piersiach dłonie Annie, instynktownie pogłębił pocałunek.
Odwzajemniła go, a on jęknął przeciągle i uwięził jej język we wnętrzu swoich ust, jakby T L R
chciał ją w siebie wciągnąć, ogarnąć całym sobą, stać się jej częścią.
Jedną ręką podparł jej głowę, z rozkoszą zanurzając palce w gęstych, kasztanowych włosach.
Drugą przejechał po płaskim brzuchu, żebrach i zatrzymał ją na piersi Annie.
Reakcja na jego dotyk była piorunująca. Sutki jej stwardniały, a całe piersi nabrzmiały. Tak
bardzo pragnęła jego pieszczot...
Instynktownie wysunęła do przodu szyję, którą Luc okrywał pocałunkami. W dole brzucha
poczuła rozkoszne ciepło, a serce zaczęło jej walić jak oszalałe.
Luc przyciągnął ją za udo do siebie, żeby przybliżyć do swojego nabrzmiałego członka jej
najczulsze miejsce. Ale jej to nie wystarczyło. Nigdy się nim nie nasyci.
- Powiedz mi, czego chcesz! - wyszeptał tuż przy jej uchu. - Powiedz mi, Annie! -
zażądał.
- Ja... - przerwała, czując między nogami rękę Luca.
Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa.
Chciała, żeby znalazł się w niej. Głęboko w niej, aż zatrze się granica, gdzie kończy się ona, a
zaczyna on.
- Powiedz to, Annie! - nalegał, patrząc na nią rozgorączkowanym wzrokiem i nie przestając
pieścić jej piersi. - Powiedz mi, co chcesz, żebym ci zrobił.
Podniosła na niego zamglony wzrok.
- Chcę... Och!
Luc naciskał dłonią coraz mocniej, a potem pochylił się i chwycił ustami przez cienki materiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]