[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widzÄ…c jej pytajÄ…cÄ… minÄ™. - Co byÅ› powiedziaÅ‚a na niespo­
dziankÄ™? Pojedziemy siÄ™ przebrać, ja przez ten czas zarezer­
wujÄ™ stolik i..-.
- I zaskoczysz mnie - dokończyła za niego. - Na wszelki
wypadek ód razu uprzedzam, że nie przepadam za sushi
i hamburgerami.
- Amerykanka nie lubi hamburgerów? No wiesz! -prze­
komarzaÅ‚ siÄ™. - Dobrze, nie bÄ™dzie ani sushi, ani hambur­
gerów.
A więc czeka ją kolacja z Jordanem! Czy w takiej sytuacji
to, gdzie idą i co będą jeść, ma jakiekolwiek znaczenie?
Przez cały weekend powtarzała sobie, że powinna trzymać
się od niego z daleka, nie dać mu się omotać. Zresztą, czy nie
powiedział wprost, że na nic nie powinna liczyć? Jednak gdy
jest przy nim, nie potrafi siÄ™ oprzeć, nie umie myÅ›leć roz­
sÄ…dnie.
- No dobrze - odezwała się, gdy zajechali pod dom. -
Powiedz mi tylko, jak mam się ubrać.
Jordan zaparkował i popatrzył na nią, jakby nie bardzo
rozumiał pytanie.
- We wszystkim jest ci ładnie - powiedział krótko.
- Typowe mÄ™skie podejÅ›cie - podsumowaÅ‚a, choć w gÅ‚Ä™­
bi duszy ucieszyła się. - Ciekawe tylko, jak byś się poczuł,
gdybym w restauracji pojawiÅ‚a siÄ™ w dżinsach i wszyscy pa­
trzyliby na mnie ze zdumieniem.
- Wcale bym się nie przejął - odrzekł bez zastanowienia.
- Ale jeÅ›li to ma dla ciebie znaczenie, możesz wystÄ…pić w su­
kience, w której byłaś na weselu.
Czyli to raczej wystawne miejsce, skonstatowaÅ‚a w du­
chu. Nie musi wkÅ‚adać tamtej sukienki, ma z czego wy­
bierać. Jordan już tyle o niej wie, że nie musi się przed
nim kryć.
Gdy zapukaÅ‚ i otworzyÅ‚a mu drzwi, po jego peÅ‚nym uzna­
nia spojrzeniu poznaÅ‚a, że dokonaÅ‚a sÅ‚usznego wyboru: przy­
legajÄ…ca do ciaÅ‚a sukienka z czarnego jedwabiu i rozpuszczo­
ne wÅ‚osy robiÅ‚y wrażenie. ZresztÄ… Jordan w czarnym wieczo­
rowym garniturze i białej koszuli też wyglądał olśniewająco.
- MuszÄ™ przyznać, że piÄ™knie siÄ™ prezentujesz - powie­
dział, uśmiechając się z podziwem.
- Mogę zrewanżować się tym samym - uśmiechnęła się
w odpowiedzi.
Jordan delikatnie ujął jej rękę.
- Zmykajmy, nim któryÅ› z twoich braci tu wpadnie - sze­
pnÄ…Å‚ konspiracyjnie.
- To do nich bardzo pasuje, prawda? - potwierdziÅ‚a we­
soło, uszczęśliwiona czekającym ich wspólnym wyjściem.
Teraz nawet Nik nie byłby w stanie popsuć jej nastroju.
Jordan wydawał się dziś jakby inny - uśmiechnięty
i rozluzniony, promieniejÄ…cy dobrym humorem. Tym lepiej!
Gratulowała sobie w duchu, że przezornie zapytała, jak
ma się ubrać, bo restauracja, do której ją przywiózł, okazała
się jedną z najelegantszych w mieście. Nieraz czytała peany
wypisywane w gazetach na jej temat. Bez rezerwacji nie było
mowy, aby dostać tu stolik. Jak mu się udało?
- Mój kuzyn ma tu swój stolik - odrzekł Jordan, gdy go
o to spytała. Rozejrzał się po wnętrzu.
- Twój kuzyn? - powtórzyła, zastanawiając się w duchu,
co to za człowiek, który każdy wieczór spędza w knajpie.
1 dlaczego...
- Tak  potwierdził Jordan, nie przestając się rozglądać.
- O, jest tam! - mruknÄ…Å‚ zadowolony, gestem zbywajÄ…c Å›pie­
szącego w ich stronę kelnera. Ujął ją za ramię i poprowadził
do stolika pod oknem.
Stazy szła ogarnięta mieszanymi uczuciami. Spodziewała
się, że ten wieczór spędzą tylko we dwoje, a wychodzi na to,
że pozna kolejnego członka rodziny. Mężczyzna siedzący
przy stoliku odwrócił się i popatrzył w ich stronę. Stazy
wzdrygnęła się, nieoczekiwanie zdając sobie sprawę, że już
go wcześniej widziała.
- Gabe! - Z rozeÅ›mianÄ… minÄ… powitaÅ‚ go Jordan, wyciÄ…­
gając rękę do podnoszącego się z miejsca mężczyzny.
- Cześć, Jordan! MiÅ‚o ciÄ™ widzieć. - BrÄ…zowe oczy niezna­
jomego przeniosły się na stojącą obok dziewczynę. - A to kto?
- zapytał kokieteryjnym tonem, przyglądając się jej ciekawie.
- Gabe, zachowuj siÄ™ - ostrzegawczo warknÄ…Å‚ Jordan.
- To moja znajoma, Stazy Walker - przedstawił.
- Stazy... - przeciągle powtórzył Gabe, ujmując jej dłoń
i przytrzymując w swojej. Nie spuszczał z dziewczyny
uważnego spojrzenia.
- Mój kuzyn, Gabe Hunter - powiedziaÅ‚ Jordan. - Igno­
ruj go - polecił, widząc, że Stazy próbuje uwolnić rękę.
- Gdy tylko zobaczy Å‚adnÄ… kobietÄ™, od razu zaczyna siÄ™ za­
lecać. Gabe, możesz już puÅ›cić jej rÄ™kÄ™! - rzekÅ‚ ostrzej, wi­
dząc że oboje nagle przestali zwracać na niego uwagę.
Rozpoznała go od razu. Widziała, że i jemu coś świta.
Jeszcze nie bardzo wie, gdzie ją umiejscowić, lecz to tylko
kwestia czasu.
Ani przez chwilę nie pomyślała, że Jordan może mieć
z nim jakiś związek. Gabriel Hunter, światowej sławy krytyk
teatralny i filmowy. Jak to możliwe? Przecież należą do
dwóch różnych światów. Tylko to nazwisko...
Gabe z ociąganiem uwolnił jej dłoń.
- Usiądzmy - zaproponował, nie odrywając wzroku od
jej twarzy. - My się skądś znamy - rzekł niespodziewanie.
- Stazy była ze mną na weselu Jonathana - podsunął
usłużnie Jordan, widząc, że wieczór wcale nie zapowiada się
tak, jak przewidywał.
- Nie, to nie to... Zresztą ja tam nie byłem - z wolna
powiedział Gabe. - I to imię też dziwnie mi nie pasuje...
O co temu Jordanowi chodziło? - ze wzrastającą złością
pomyślała Stazy. Czyżby miał jakiś ukryty cel, przywożąc
mnie tutaj? Po co mam poznawać tego Gabe'a? Wcześniejsza
radość rozwiała się bez śladu.
- Gabe, nie bÄ…dz Å›mieszny - cierpko uciÄ…Å‚ Jordan. - Chy­
ba Stazy wie, jak ma na imię. A gdzie Wendy? - zręcznie
zmienił temat. Unikał wzroku dziewczyny. Chyba celowo,
skonstatowała.
Stazy z każdą chwilą czuła się coraz bardziej niezręcznie.
Gabe Hunter cieszył się opinią bezlitosnego krytyka, którego
jedno słowo potrafiło zniszczyć nawet najlepszego aktora.
W wieku pięćdziesiÄ™ciu trzech lat miaÅ‚ ogromne doÅ›wiadcze­
nie i mocną pozycję. Prowadził własny program telewizyjny.
Zwietny fachowiec, obdarzony doskonałą pamięcią. Nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •