[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przemyślenia. Chociaż trudno to wytłumaczyć& plątała się w wyjaśnieniach.
Jasny gwint, Klaruś, co ty pleciesz? Jorgos obiema rękami złapał się za
głowę.
Szkoda czasu na dyskusje. Idziesz ze mną czy nie?! Klara postawiła na
ostrzu noża kwestię nocnego spaceru przez deszczowy Zamość.
Po chwili byli już na podcieniach. Mieli mały parasol Józi, ze złamanym drutem,
i zupełnie nieodpowiednie obuwie. Nic dziwnego, stamtąd, skąd przyjechali, o tej
porze roku nie padał deszcz. Nawet im przez myśl nie przeszło, żeby zabrać na urlop
odzież przeciwdeszczową i gumowce. Dlatego teraz, choć wcale nie szli długo, zanim
dotarli do celu nocnej wyprawy, byli przemoczeni, a w butach Klary chlupała woda.
Po drewnianych schodach wspięli się na pierwsze piętro kamienicy przy Grodzkiej,
zostawiając za sobą na schodach mokre ślady butów. Stanęli przed staroświeckimi
drewnianymi drzwiami z wymalowanym na nich bordową farbą numerem siedem.
Wizytówki nie było.
Jesteś pewna, że to tutaj? Jorgos spoglądał na żonę, pełen obaw. Jest
druga dwadzieścia.
Jestem pewna. Nie byłam tu nigdy, ale mamy ten adres w aktach. Tak, jestem
pewna powtórzyła i głośno zastukała do mieszkania.
Przez chwilę po drugiej stronie drzwi było cicho, ale po uporczywym pukaniu
najpierw usłyszeli szmer, potem zgrzyt klucza w zamku, a w końcu drzwi się
otworzyły i stanął w nich jasnowłosy mężczyzna.
Co jest? zapytał po angielsku, zaspany.
Jesteśmy z policji odpowiedziała Klara i wyciągnęła identyfikator Interpolu.
Co takiego zrobiłem? O co wam chodzi?! Młody mężczyzna wyraznie się
przestraszył.
Nie chodzi o ciebie, tylko o dziewczynę, która tu mieszka. Musimy z nią
pogadać uspokajała go Klara.
Od tego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nagle otworzyły się
drzwi w głębi mieszkania, za plecami Anglika. Zdumienie malujące się na twarzy
Jorgosa, który patrzył w tamtym kierunku, ponad głową Klary, upewniło ją, że jej
podejrzenia są słuszne.
Kobiecy głos powiedział cicho:
Wpuść ich, Johnny.
Przed drzwiami sypialni, w długim podkoszulku, z burzą przecudnych włosów
w nieładzie, stał nie kto inny, a Kamila Guzik. Nawet w środku nocy i bez makijażu
wyglądała prześlicznie. Prawą rękę miała aż do łokcia owiniętą bandażem. Na jej
bladej ze zmęczenia i z niewyspania twarzy rzucały się w oczy cienie pod oczami.
To dobrze, że mnie znalezliście powiedziała spokojnie i zawróciła do swojej
sypialni, zostawiając przed nimi szeroko otwarte drzwi.
Najpierw weszli do dużego, wysokiego przedpokoju. Wszędzie wokoło panował
nieład. Na kilometr było widać, że mieszkanie jest wynajmowane różnym ludziom
i zaniedbane.
Pogadaj z nią sama. Poczekam tutaj zadecydował Jorgos, rozglądając się
w przedpokoju za krzesłem.
Wyciągnął z kieszeni paczkę zupełnie mokrych karelii i przeklął pod nosem.
Na szczęście jak spod ziemi pojawił się znowu angielski lokator mieszkania,
z popielniczką i paczką marlboro w ręku. Panowie przysiedli na niewielkiej
drewnianej ławeczce przy drzwiach wejściowych i zaczęli szeptem rozmawiać.
Tymczasem Klara i Kamila w niewielkiej sypialni obok stanęły twarzą w twarz.
Narzeczona Adama wskazała agentce Interpolu fotel pod oknem. Sama usiadła na
drewnianym łóżku i otuliła się pledem. Przez chwilę patrzyły sobie w oczy.
Aresztujesz mnie? przerwała ciszę Kamila.
Nie mam takich uprawnień. A powinnam cię aresztować? Zrobiłaś coś złego,
oczywiście oprócz tego, że uciekłaś, a wszyscy szukają twoich zwłok?
Już wszystko wiecie. Kamila z uznaniem pokiwała głową.
Właśnie o to chodzi, że nie. Ty nam wszystko wyjaśnisz albo cię rzeczywiście
aresztujemy, choćby za wprowadzenie w błąd policji.
To jest ultimatum? Kamila nienaturalnie się zaśmiała.
Tak, to jest ultimatum potwierdziła Klara. A czego się spodziewasz?
%7łe pozwolimy ci dalej wodzić wszystkich za nos? Chcesz wyjechać i zostawić
Sokolskich w rozpaczy i niewiedzy na kolejne sto lat?
Kamila poruszyła się na łóżku tak gwałtownie, że aż zaskrzypiało.
Czasem lepiej nie znać prawdy powiedziała nieswoim głosem.
Za daleko się posunęłaś. Nie trzeba było mieszać w życiu Sokolskich. Teraz nie
masz wyboru. Zrobisz dokładnie to, co mówię. Przyjdziesz jutro o siedemnastej do
mieszkania mojej ciotki Barbary Kowalskiej, przy Staszica pięć, i wszystko
wyjaśnisz. Nie zamordowałaś nikogo, ale na współczucie to raczej też nie
zasługujesz, co?
No, nie odburknęła narzeczona Adama Sokolskiego. A mogę wiedzieć,
jak mnie zdemaskowałaś? Co mnie zdradziło?
Możesz. Masz duże stopy.
Co?! Na twarzy Kamili malowało się skrajne zdumienie.
Masz duże stopy powtórzyła ze śmiechem Klara. Dużo większe od
narzeczonej angielskiego artysty podwórkowego, którą udajesz, chociaż jesteście
bardzo podobne i równie drobnej budowy. Masz też pecha. Od dziecka uwielbiam
obserwować ubrania i obuwie innych. Takie nietypowe psychologiczne hobby.
Niektórzy patrzą ludziom w oczy, żeby ich lepiej poznać, ja analizuję ich strój
i oglądam buty. Już wcześniej zaniepokoiła mnie zmiana obuwia u pierrota, ale
dopiero dzisiaj w nocy zobaczyłam na Rynku Wielkim dziewczynę, która
przeskakiwała przez kałuże w za dużych gumowcach, i doznałam olśnienia.
Dokładnie tak jak ona dzisiaj wyglądałby poprzedni pierrot w twoich butach. Gubiłby
je, po prostu. Nagle do mnie dotarło, że niepokojący był nie fason nowych butów tego
przebierańca, ale ich wielkość! W ten sposób do mojego odkrycia przyczynił się też
deszcz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]