[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wody i oparła się o skalny występ. Wiedziała teraz, że już nigdzie dalej nie
dojdzie. Nigdy już nie zobaczy Matthew... Podobnie jak jej babka - straci życie
w morzu. Azy rozpaczy ciekły jej po twarzy, mieszając się ze strugami deszczu.
Trzęsła się z zimna i strachu, a ryk morza zdawał się zagłuszać jej myśli.
- 117 -
S
R
Gdy usłyszała, że ktoś w ciemności woła jej imię, w pierwszej chwili
sądziła, że wyobraznia płata jej figle. Wytężyła wzrok, i nagle aż podskoczyła
ze zdziwienia i radości na widok Matthew, który biegł w jej kierunku. Chwilę
pózniej, gdy usiłowała wstać, chwycił ją mocno w ramiona.
- Sophie! - Przycisnął ją do siebie, przytulając policzek do mokrych
włosów. - Dzięki Bogu, że doszłaś aż tutaj... Biddy widziała, jak schodzisz
ścieżką wśród skał.
Zciskał ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać.
- Złapał mnie przypływ - wyjąkała z głową wtuloną w jego piersi. Była
mokra, było jej zimno i nie mogła przestać się trząść.
- Przypływ nie dociera do samych skał - wyjaśnił, biorąc ją na ręce i
zawracając. - Jeszcze kilka kroków i byłabyś bezpieczna. O, tutaj jest łatwa
ścieżka wiodąca na górę - powiedział, podchodząc pod skały. - Przecież
wiedziałaś, że nadchodzi burza. Dlaczego tu zawędrowałaś?
- Nie wiem... - Wtuliła się w niego w poszukiwaniu ciepła i otuchy. -
Myślałam, że będziesz na mnie zły...
- Głuptasku... - Przytulił ją mocniej do siebie. - Teraz jesteś już
bezpieczna, kochanie.
Pierwszy raz w życiu usłyszała z ust Matthew to pieszczotliwe określenie.
Powiedział do niej: kochanie... Pomimo zimnych dreszczy i obolałej nogi
poczuła się nagle bardzo, bardzo szczęśliwa. Matthew wrócił i nic więcej nie
miało znaczenia.
Niósł ją z taką łatwością, jakby nic nie ważyła. Gdy znalezli się przed
domem, obydwoje byli tak przemoknięci, że na pewno nie znaleziono by na nich
ani jednej suchej nitki.
Biddy z niepokojem w oczach oczekiwała na nich w otwartych drzwiach.
- Wszystko w porządku? - spytała zatroskanym głosem, a Matthew
przytaknął.
- 118 -
S
R
- Chyba tylko skręciła nogę w kostce - powiedział. - Zaparz gorącej
herbaty, Biddy. Potem możesz wracać do siebie. Zostaję w domu.
- Dam sobie radę sama... - odezwała się Sophie, widząc, że Matthew
wnosi ją na schody.
- Wez teraz gorący prysznic, a pózniej porozmawiamy o  dawaniu sobie
rady" - powiedział tylko, wnosząc ją do pokoju. - Przyniosę ci herbatę - dodał,
ostrożnie stawiając ją na podłodze. - Naprawdę dasz sobie radę?
- Oczywiście - odrzekła, szczerze wzruszona troską, jaką dosłyszała w
jego głosie.
Gdy wyszedł z pokoju, wolno pokuśtykała do łazienki. W ferworze
ostatnich zdarzeń całkiem zapomniała o Bradzie Corwinie, teraz jednak znów
stanęła jej przed oczami jego uśmiechnięta, bezczelna twarz. Matthew na pewno
wróci do tej sprawy, będzie się złościł i robił jej wymówki. Co mu powie? Jak
wytłumaczy swe zachowanie? Ciekawa była, jak Brad się tłumaczył... i co
nakłamał.
Ciepła woda podziałała jak balsam na jej zziębnięte ciało.
Gdy wróciła do pokoju, okręcając po drodze włosy w ręcznik, Matthew
już czekał z herbatą. On również zdążył wziąć prysznic i się przebrać.
Sophie owinęła się szczelniej szlafrokiem i przysiadła na brzegu łóżka.
Lękała się spojrzeć mu w twarz, podniosła więc filiżankę do ust i wolno sączyła
herbatę.
- W porządku? - spytał cicho, a gdy po prostu skinęła głową, ukląkł przy
niej. - Pozwól, że obejrzę kostkę - powiedział i, nim zdążyła zaprotestować, już
trzymał jej stopę w dłoni.
Skóra jej zareagowała na dotyk jego delikatnych palców jak na erotyczny
sygnał.
- Już tak nie boli - powiedziała zduszonym głosem, nie mając odwagi
spojrzeć mu w oczy. - Poślizgnęłam się na mokrej skale.
- 119 -
S
R
Popatrzył na nią przeciągle i wreszcie wypowiedział słowa, których tak
bardzo się obawiała.
- A teraz opowiedz mi o tej historii z Bradem Corwinem - nakazał cicho, a
potem, gdy mówiła, przyglądał jej się uważnie. W kąciku ust drgał mu od czasu
do czasu jakiś nerw.
- To prawda - zapewniała gorączkowo. - Nie wiem, co on ci naopowiadał,
ale ja powiedziałam całą prawdę.
- Nie miał szansy nic mi opowiedzieć. Znam go zbyt dobrze, bym chciał
tracić czas na słuchanie jego głodnych kawałków. - Wstał i zaczął niecierpliwie
przechadzać się po pokoju. - W każdym razie liczy się tylko twoje
bezpieczeństwo. Zapamiętaj więc, że z Bradem Corwinem nigdy nie będziesz
bezpieczna!
- Myślałam... myślałam, że jesteście przyjaciółmi - wymamrotała.
- Powiedz raczej, że podejrzewałaś Eve i mnie o romans - powiedział
ironicznie i nie czekając na odpowiedz, dodał: - Brad ugania się za każdą
kobietą, która pojawi się w polu jego widzenia. Eve zaczęła więc mnie
kokietować, żeby mu dokuczyć. - Westchnął i popatrzył w jej oczy szeroko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •