[ Pobierz całość w formacie PDF ]
świetnie zaopatrzoną apteczkę, na której zależało jej szczególnie. Krople żołądkowe trochę jej
pomogły. Przestraszony jej stanem Gienek zaproponował, żeby na jakiś czas dała sobie
spokój z tłumaczeniem i się położyła. Posłuchała. Ale czy sen mógł cokolwiek pomóc? Nigdy
jeszcze nie była tak przerażona, a jednocześnie tak bezradna.
* * *
Niekiedy moja imaginacja wędrowała jeszcze gdzie indziej. Zamiast być tu i teraz, albo
razem z moją matką siedzieć na Poznańskiej, odnajdywałem się na przykład w latach
sześćdziesiątych na obozie harcerskim w mazurskiej głuszy. Pachniała sosnowa żywica, żar
szedł od nagrzanego brezentu, a ja tarmosiłem na pryczy opaloną harcerkę (Daniela jej było, a
może Ala). Całowałem jej wydatne, jakby opuchnięte usta, macałem chaotycznie piersi ukryte
pod mundurową bluzą.
Co ty robisz, co ty robisz? powtarzała zdyszana, rozpalona, uległa. Nie zauważyliśmy
nawet jak do namiotu wszedł wizytujący akurat zgrupowanie Minister Obrony Narodowej
Marian Spychalski. Ten incydent zdarzył mi się naprawdę. Sen jednak rozwinął się w
nieoczekiwanym kierunku. Za generałem pojawiła się jego świta, hufcowy, komendant
obozu, a ja wcale nie zerwałem się z łóżka.
Zdrowa dupa! powiedział z uznaniem towarzysz Marek . Zerżnij ją chłopcze a
dobrze. Należy się jej to. Młoda jest! Jak wasza matka! Do ataku!
Rozkaz, towarzyszu Marku . Ku chwale Ojczyzny! zawołałem.
Ani ja, ani on nie wydawaliśmy się zdziwieni naszą wymianą zdań. Również dziewczyna
(Daniela, Ala, może Małgosia) ochoczo rozpinała szary mundurek. Majtek regulaminowo nie
nosiła. Wiedziałem, że to sen i w dodatku niezgodny z faktami! Cnotę stracę dopiero za parę
lat! Ale chrzanić anachronizmy! Bez najmniejszego wstydu rżnąłem szesnastoletnią harcerkę
ze sprawnością pułkowego jebaki, a przyszły marszałek Polski siedział półdupkiem na skraju
pryczy, walił konia i podśpiewywał: Bolszewika goń, goń, goń! .
Ratunku! Doktor Górska, ja chcę do Tworek! wrzasnąłem, budząc moją żonę, która
przysnęła na fotelu obok łóżka.
* * *
Trzydziesty pierwszy lipca był czwartym dniem pobytu mojej mamy na Poznańskiej.
Zamiast translatorskiej dłubaniny nowych tekstów pojawiło się niewiele długie godziny
wypełniało głównie oczekiwanie. Huk dział dochodzący od wschodniego przedpola stawał się
coraz bliższy. Koło południa zajrzał Ignac z najświeższymi informacjami. Podniecony
opowiadał jej i Gienkowi, że Rosjanie znalezli się rzut beretem od Warszawy. Szpica Armii
Czerwonej zajęła Otwock i doszła do Falenicy Niemcy ewakuowali Mińsk Mazowiecki i
Wołomin. Aącznik z pewnością nie konfabulował, dwa dni wcześniej towarzyszył jako jeden
z ludzi obstawy delegacji PPR-u, która w Zwidrze miała spotkać się z wysłannikami Rządu
Lubelskiego i wspólnie zdecydować szto diełać? . Po dostarczeniu Wiesława i Logi na
umówione miejsce, Ignac zawrócił do miasta, jednak następnego dnia, po południu, kiedy
wracał po nich, w Miedzeszynie natknął się na szpice nadchodzących Rosjan. Kierownictwo
pozostało za linią frontu.
I co teraz? zaniepokoił się Chudy .
Bez nerwów! Czekamy nas decyzję Olka .
Czekali więc. Mojej mamie zaświtała nieśmiała nadzieja, że cała jej robota okaże się
niepotrzebna, bo miasto zostanie zajęte za parę godzin. Po południu Gienek pierwszy raz na
dłuższy czas wypuścił się do miasta, pozostawiając przy swej podopiecznej Felka Macaja.
Nie ucieszyło to młodej tłumaczki. Spotkała w swoim życiu wielu ludzi gorszych i lepszych,
ale żaden, wliczając w to Mołojca, Gomułkę czy nawet Jastrzębia , nie budził w niej tyle
odrazy co Felek. Ledwie wyrostek, był już kompletnie zdemoralizowany. Przechwalał się, że
od piętnastego roku życia sypiał z kurwami, wspominał też z dumą o paru facetach, których
zlikwidował i wyliczał tych, których chętnie załatwi. Wyglądało, że nie ma dla niego żadnych
świętości i żadnych ideałów. O marksizmie-leninizmie, wyjąwszy parę komunałów, nie miał
najmniejszego pojęcia, chociaż z drugiej strony miał pamięć chłonną jak gąbka i nie ulegało
wątpliwości, że jeśli pożyje wystarczająco długo, partia będzie miała z niego pożytek.
Czym się wobec tego kierował? Nie należał do natur skomplikowanych. W konspiracji
podobały mu się rozróba i możliwość zademonstrowani siły. Być może przeczuwał, że w
nowym wspaniałym świecie będzie wielki popyt na takich osobników jak on. Róża,
podejrzewająca jego aspiracje, chętnie opowiedziałaby mu o stalinowskich czystkach, które w
pierwszej kolejności dotknęły podobnych mu oprawców z GPU. Ale wyrostek nie miał
ochoty na wykłady, prędzej na panią wykładowczynię.
Już po godzinie dyżurowania przy niej zaproponował, żeby pójść do łóżka skoro nie ma
nic lepszego do roboty , a kiedy Róża żachnęła się ze wstrętem, rzekł tonem zblazowanego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]