[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wesołych Zwiąt!
Boże Narodzenie  a ona zaspała! Courtenay uniosła się na łokciu, owijając się
prześcieradłem  niemal zaskoczona, że ciągle ma na sobie różową piżamę.
Granica między snem a jawą wydawała się zacierać w jej świadomości. Jak mogła
we śnie przeżywać taką ekstazę z mężczyzną, z którym na jawie nie sposób było
dojść do porozumienia?
Odrzucając włosy do tyłu, zapytała:
 A cóż ty tu robisz?
Graydon postawił tacę na stoliku.
 To chyba oczywiste. Przyniosłem ci kawę.  Podszedł do okna i rozsunął
zasłony. Zwiatło szarego, zimowego dnia rozjaśniło nieco sypialnię.
 Nie to miałam na myśli. Dlaczego przyniosłeś mi kawę?
 Liwy jest zajęta w kuchni  odpowiedział z drwiącym uśmiechem. Białe zęby
błysnęły w opalonej twarzy.  Jak będziesz gotowa, zejdz na dół. Będziemy
ubierać choinkę.
 Przecież Liwy powiedziała...
 Alanna zmieniła zdanie i z samego rana dostarczono nam dwumetrowe
drzewko. Wiktoria i Bertie właśnie je ubierają.
 Bertie?
 To zaprzyjazniona z nami osoba... Czy chcesz, żebym przysłał tu Wiktorię?
Przez moment Courtenay zastanawiała się nad słowami Graydona. Czemu
zawahał się, zanim nazwał Bertie przyjacielem rodziny? Zaraz jednak zwróciła
myśli ku córce. To było pierwsze Boże Narodzenie, podczas którego Vicky nie
wpadła o świcie do pokoju matki, domagając się rozpakowywania prezentów. Nie
chciała jednak okazać Graydonowi, jak bardzo ją to zabolało, toteż odpowiedziała
niedbale:
 Nie trzeba. Jestem pewna, że dobrze się bawi.
 Domyślam się, że zdążyła już przywyknąć do tego, iż musi sama zajmować
się sobą, kiedy ty przebywasz w męskim towarzystwie w zaciszu sypialni.
Mimo gniewu, jaki ją ogarnął, Courtenay zauważyła, że sweter Graydona był w
takim samym kolorze jak jego oczy.
 Możesz sobie wyobrażać, co ci się podoba  odrzekła gniewnie.  Miałam
nadzieję, że nie będziesz mi już więcej sprawiać przykrości swoimi
nieuzasadnionymi podejrzeniami. Nie mam zamiaru ich słuchać.
Graydon podszedł bliżej do łóżka i stanął tak, że widziała z dołu jego
podbródek ocieniony zarostem. Serce zabiło jej gwałtownie  był bardzo
przystojny! Wyobraziła go sobie polującego na tygrysy w dżungli  jego szorstka,
gruboskórna męskość lepiej sprawdzałaby się tam, niż w tej elegancko
umeblowanej sypialni. Myśląc o tym, zarumieniła się. Był dokładnie taki sam, jak
w jej śnie!
Nachyliła się do nocnego stolika i ujęła uszko filiżanki z kawą, nie zauważając,
że prześcieradło zsunęło jej się z ramion.
Co zdarzyło się pózniej, nie pamiętała  wypadki potoczyły się błyskawicznie.
Czy zawadziła łokciem o róg poduszki? Czy potrąciła ręką brzeg tacy? Filiżanka
wysunęła się jej z palców, a gorąca kawa popłynęła po piersiach. Krzyknęła i
wyprostowała się, starając się oderwać przemoczoną piżamę, która przylgnęła do
skóry.
Nie zdążyła nawet mrugnąć okiem, kiedy Graydon był już przy niej.
 Wstań!  krzyknął, a kiedy siedziała jak sparaliżowana, wyciągnął ją z łóżka i
popchnął w kierunku łazienki.
Courtenay stała drżąc na marmurowych płytkach posadzki, niezdolna do
żadnego ruchu, podczas gdy Graydon ściągnął z wieszaka różowy ręcznik i
wcisnął pod kran, nasączając grubą tkaninę lodowatą wodą. Ale kiedy próbował
ściągnąć z niej piżamę, oprzytomniała.
 Stop!  zawołała.  Nie wolno ci...
 To nie pora na skromność  warknął, zrywając brutalnie delikatną tkaninę i
odsłaniając poparzoną skórę na piersiach.
Wzdrygnęła się i skrzywiła z bólu, kiedy Graydon przyłożył lodowaty ręcznik
do gorącej, piekącej skóry. Mimo bólu była ciągle świadoma jego obecności. Stał
tak blisko, kiedy otulał delikatnie ręcznikiem jej ramiona i plecy, że mogłaby
dotknąć wargami jego podbródka. Chłonęła zapach jego włosów, słyszała lekki,
miarowy oddech. Kiedy ostrożnie podwijał ręcznik między łopatkami, widziała
jego odbicie w lustrze.
Te zabiegi okazały się skuteczne. Przyszło jej do głowy, że mógłby być
wspaniałym lekarzem. Wszystkie pacjentki szalałyby za nim...
Wstrząsnęła się nagle. Skąd takie idiotyczne myśli przychodzą jej do głowy?
 Jak tam?  ostry głos Graydona przywołał ją do rzeczywistości.
 Och... dużo lepiej.
Kiedy ich spojrzenia spotkały się, Courtenay nie miała wątpliwości  Graydon
patrzył na nią nie jak na kobietę, lecz jak na istotę potrzebującą pomocy. Ona
tymczasem snuła fantastyczne marzenia o Graydonie-lekarzu, w którym mogłaby
się zakochać...
 Jak... jak długo muszę trzymać ten ręcznik?  nie mogła oderwać od niego
oczu. Była jak zahipnotyzowana.  Zimno mi!
Graydon stał przez chwilę nieruchomo, jak gdyby nie wiedział, co ma
odpowiedzieć. Następnie zdjął swój sweter i owinął go wokół jej ramion.  Proszę.
Trzeba potrzymać ręcznik przynajmniej przez pięć minut, dopóki nie poczujesz
ciepła rozchodzącego się po całym ciele.
 Czy nie przesadzasz trochę? Ta kawa nie była aż tak gorąca...
 Nie powinnaś ryzykować  rzucił szorstko.  O taką piękność jak ty trzeba
specjalnie dbać.
Courtenay spojrzała z niedowierzaniem.
 Jak miło to słyszeć! Ale to przecież nieprawda. Wyobrażam sobie jak
wyglądam  na pół rozebrana, z mokrym ręcznikiem wokół ramion, bez makijażu,
z potarganymi włosami. Jak strach na wróble!
Urwała gwałtownie, kiedy Graydon wyciągnął rękę i nawinął sobie na palec
pasmo jej wilgotnych włosów, opadających na ramiona.
 Ty powinnaś wyglądać jak straszydło  powiedział ochryple  ale naprawdę
jesteś diabelnie pociągająca. Jak ty to robisz? Skąd ta twoja bezbronność i
niewinność?
Skoro zaliczasz się do kobiet, które...
Nie powiedział tego głośno, ale te słowa wisiały niemal w powietrzu.
Courtenay próbowała zareagować, jakoś się bronić, ale nie udało jej się nic
wykrztusić przez ściśnięte gardło. Czemu pogarda Graydona sprawia jej taki ból?
Do tej pory czuła tylko gniew i nienawiść. Co się zmieniło? Patrzyła bezradnie na
niego, daremnie próbując znalezć odpowiedz.
Nagle Graydon zapytał:
 Czemu, u diabła, zawsze patrzysz na mnie tak, jakbyś oczekiwała, że cię
pocałuję?
Courtenay zadrżała. Czy to pragnienie rzeczywiście malowało się na jej
twarzy? Serce zabiło jej gwałtownie, kiedy przypomniała sobie kuszącą, aksamitną
gładkość jego ciała w zetknięciu z jej ciałem...
 Mylisz się  odrzekła, opuszczając powieki z długimi rzęsami.  Wyobrażasz
sobie rzeczy, które...
 Ja się mylę?  ręce Graydona przesunęły się po jej ramionach.  Spójrz na
mnie i powiedz, czy nie mam racji.
Nie, nie mylił się. Naprawdę pragnęła, żeby ją pocałował. Pragnęła tego
bardziej niż czegokolwiek do tej pory. W tym zapamiętaniu zapomniała o Vicky!
Vicky! Wstrząsnęła się. Vicky to jedyna istota, która była dla niej
najważniejsza na świecie.
Nie miała najmniejszej wątpliwości, że Graydon chciał zbliżyć się do Vicky.
Znała go na tyle, że wiedziała, iż nie ustąpi, dopóki nie zdobędzie tego, co
zamierzył. Wykupił przecież Mom s Own tylko po to, żeby pozbawić ją pracy. To
było nikczemne! Czyż teraz też nie próbuje schwytać jej w sidła, aby odwrócić jej
uwagę od walki, którą z taką determinacją toczyła o niezależność swoją i Vicky?
Jeżeli tak, już mu się to prawie udało. Dzięki Bogu, że opamiętała się w porę...
 Nie  powiedziała z wysiłkiem.  Nie chcę, żebyś mnie pocałował. Nie wiem,
skąd ci to w ogóle przyszło do głowy. A teraz  wyjdz już!
 Przyślę do twojego pokoju Livvy z maścią na oparzenia. Przy okazji
posprząta trochę.
Przeszedł obok niej, a po chwili drzwi za nim zamknęły się z trzaskiem. Och,
dobry Boże... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •