[ Pobierz całość w formacie PDF ]

połowę mieszkania, ona i tak za nic nie zgodziłaby się z nim go dzielić.
Znowu na chwilę wyobraznia wzięła górę nad rzeczywistością. Zobaczył
włosy Cassandry rozsypane na białej poduszce, jej twarz rozjaśnioną
miłością...
Czy zagorzała kobieta interesu zdolna jest obdarzyć kogoś tym
uczuciem?
Kanapa w salonie nie nadawała się do spania. Pozostawało zatem
jedno wyjście: będzie musiał wynająć sobie pokój w hotelu. I zostawić
Cassandrę samą z dziećmi podczas pierwszej wspólnie z nimi spędzonej
nocy? Nie, ten pomysł odpada.
Może więc jej zaproponować spanie w hotelu? - rozważał, stojąc już
w łazience pod strumieniem ciepłej wody.
To rozwiązanie również nie przypadło mu do gustu. Wolałby, żeby
Cassandra była w domu, jeśli na przykład dziewczynki obudzą się w nocy.
Musi coś wymyślić podczas kolacji.
Kiedy wykąpany wkładał dżinsy i podkoszulek, usłyszał wesołą
paplaninę swoich córeczek. Uśmiechnął się sam do siebie, bo zrozumiał, że
podświadomie oczekiwał dziecięcych pisków i gwaru. Pomyślał, jak
bardzo dwie małe istotki ożywią atmosferę jego mieszkania w San
43
R S
Francisco, zmienią całe jego życie. Z pewnością będzie musiał poszukać
jakiegoś większego lokum, może nawet domu z ogrodem. Ciekawe, czy
dziewczynki zechcą mieć psa. Przypomniał sobie Rangera, psa swojego
dziadka, i od razu pomyślał, jak też starszy pan przyjmie nieoczekiwaną
nowinę. Czy ucieszy się z prawnuczek?
- Pomóc ci w czymś? - spytał parę minut pózniej Cassandrę,
wchodząc do kuchni.
Blizniaczki natychmiast podbiegły do niego, wyciągając rączki.
Pochylił się i wziął obie na ręce.
- Cassie dala mi malchewkę. - Ashley pokazała ojcu pomarańczowe
warzywo.
- Mi tez. - Brittany nie chciała być gorsza niż siostra.
- Na pewno są pyszne. Może i ja dostanę coś od Cassie - powiedział,
stając obok niej przy zlewie.
Uśmiechnęła się promiennie. Jej okulary leżały na kuchennym
blacie. Jared wstrzymał oddech. Cassandra wyglądała przepięknie. Miała
błyszczące oczy, zaróżowione policzki, figlarne kosmyki włosów
powysuwały się z jej starannie zaplecionego warkocza. Gdyby miał wolne
ręce, rozpiąłby zapinkę, która go podtrzymywała i pozwoliłby, by włosy
Cassandry spłynęły swobodnie na jej ramiona.
- Dostaniesz marchewkę, jeśli usmażysz hamburgery - obiecała mu. -
Zdążyłam zapomnieć, jak niecierpliwe są głodne dzieci. Dzięki twojej
pomocy szybciej przygotuję posiłek.
- Hamburgery? - powtórzył.
- Tak. Znalazłam w lodówce paczkę z zamrożonym mięsem.
Rozmroziłam je, włożyłam do mikrofalówki ziemniaki, za chwilę skończę
przygotowywać sałatkę i kolacja gotowa.
44
R S
- W porządku. Panny, pomożecie mi smażyć mięsko? - zwrócił się
do córek.
- Och nie! - zawołała Cassandra. Czy mężczyzni naprawdę nie mają
pojęcia o tym, że dzieci nie wolno dopuszczać do gorącej kuchenki? -
Ashley i Brittany mogą nakryć do stołu.
Jared wyobraził sobie dziewczynki bawiące się ostrymi widelcami i
ciarki przebiegły mu po grzbiecie.
- Lepiej nie. Zabawię je czymś, a ty usmaż hamburgery, dobrze?
- Cassie pobawi sie z Blitani? - spytała mała.
- Teraz jestem zajęta, kochanie, ale za to tatuś się z tobą pobawi.
Jared poszedł z córkami do ich pokoju.  Tatuś". Będzie musiał
przyzwyczaić się do tego słowa. Ciekawe, kiedy dziewczynki zaczną tak
się do niego zwracać.
Zanim kolacja pojawiła się na stole, Jared zdążył nabrać szacunku do
wszystkich rodziców. Dzieci są niezwykle absorbujące. Zajmował się nimi
niecałą godzinę, a już czuł się zmęczony - ale jednocześnie zafascynowały
go te małe istotki. Ich entuzjazm był zarazliwy. Z łatwością wciągnęły go
do wspólnej zabawy, buzie im się nie zamykały. Pomału zaczynał coraz
więcej rozumieć z dziecięcej paplaniny.
Ponownie złość w nim zakipiała, gdy pomyślał o tym, że MaryEllen
zataiła przed nim fakt istnienia córek. Jak mogła pozbawić go szansy ich
poznania? Czy kiedykolwiek zamierzała mu powiedzieć o tym, że został
ojcem?
Dziewczynki niewiele zjadły, a większość z tego, czego spróbowały,
wylądowała na podłodze lub na ich ubraniach. Jared, uprzedzony przez
Cassandrę, nie martwił się bałaganem i nie upominał Ashley i Brittany,
45
R S
żeby grzecznie się zachowywały. Spędzały w końcu ostatnią noc w
rodzinnym domu.
- Co będzie, gdy podadzą posiłek w samolocie? Z góry się tego boję
- powiedział, kiedy Brittany zdecydowanym ruchem cisnęła liście sałaty na
stół. Pewnie nie lubiła tego warzywa.
- Ostrożność nigdy nie zawadzi, dlatego proponuję, żebyśmy sami
nakarmili je na pokładzie. Co innego pozwolić dzieciom na swobodę we
własnym domu, co innego w miejscu publicznym. Módlmy się, żeby nie
podali czegoś w sosie.
- Iloma dziećmi się opiekowałaś? - dopytywał się Jared. On nawet
nie wpadł na pomysł, że mógłby być jakiś kłopot z sosem w samolocie.
Ciekawe, o czym jeszcze nie wiedział?
- Wieloma. Przeważnie w przybranej rodzinie. Pamiętam parę
blizniąt, dwóch chłopców starszych niż twoje córki. Co to były za urwisy!
- Cassandra uśmiechnęła się do wspomnień. Kiedy patrzyła wstecz,
opiekowanie się dziećmi nie wydawało się już czymś tak strasznym. To nie
znaczy, że chciałaby wrócić do tego zajęcia. Miała swoją pracę, w której
odnosiła sukcesy.
- To znaczy, że masz doświadczenie w pracy z dziećmi w różnym
wieku - zauważył Jared. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •