[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spojrzeli na nią raczej obco, po czym mężczyzna przeprosił i wszedł
do izolatki, w której leżał Milo.
- Kto to jest? - zdenerwowała się Paige. - Dlaczego jemu wolno
wejść, a mnie nie?
- To nasz kapelan.
Paige poczuła, że uginają się pod nią kolana.
- Czy Milo... czy pan Caine zmarł?
- %7łyje, żyje... - Pielęgniarka pomogła jej usiąść, zaproponowała
filiżankę herbaty, a potem powiedziała, że pójdzie zobaczyć, czy nie da się
czegoś zrobić. Osobą, która wyszła po nią, był jednak duchowny.
- Pani i pan Caine zamierzaliście się niegdyś pobrać...
- Tak, to prawda. - Zciągnęła brwi. - Czy ksiądz wie, jak on się ma?
Od nikogo niczego nie mogę się dowiedzieć.
- Rozmawiałem z nim. Chce się z panią ożenić.
W serce Paige wlała się nadzieja.
- Naprawdę?
- Tak. Dzisiaj. Teraz.
- Teraz? - szepnęła.
- Tak. Macie już zezwolenie, więc nie ma powodu, żeby tego nie
załatwić od razu. Oczywiście, jeśli pani tego chce.
- Czy chcę? Ależ... Naturalnie, tylko czy Milo... czy nie można już
nic zrobić?
149
RS
- Wygląda na to, że nic. To beznadziejny przypadek.
Kiwnęła głową, próbując wziąć się w garść, ogarnąć to wszystko,
nie myśleć, jak szybko wszystko się w jej życiu zmieniło.
- Proszę chwilę poczekać - powiedział kapelan. Siedziała więc
samotnie, wyobcowana ze wszystkiego, co działo się na zewnątrz.
Wiedziała teraz, że niczego w świecie nie chciała bardziej niż ślubu z
Milem i że było to i jego najgorętszym pragnieniem. Modliła się o siłę dla
niego i dla siebie. Na myśl o tym, ile czasu stracili, ogarniała ją rozpacz. A
teraz czekała ją długa, beznadziejnie długa, samotna przyszłość wdowy. W
końcu pielęgniarka zawołała ją i wręczyła jej wiązankę z białych róż.
Izolatka tonęła w kwiatach, lecz Paige patrzyła wyłącznie na Mila.
Podparty na poduszkach, wydawał się jej śmiertelnie blady. Odłączono
kroplówki i aparaturę. Kapelan nałożył szaty liturgiczne, pielęgniarki
miały być świadkami. Pragnęła podbiec do Mila, uścisnąć go, powiedzieć,
jak bardzo go kocha, lecz podeszła powoli i usiadła przy nim na łóżku.
Uśmiechnął się z czułością i miłością w oczach. Słowa były tu
niepotrzebne.
Ceremonia była skromna, lecz bardzo wzruszająca. Milo miał
przygotowaną obrączkę dla niej i wygłaszał przysięgę dość mocnym
głosem. Paige zdawała sobie sprawę, że sama wypowiada ją drżąco, ale
starała się być dzielna. Kiedy ksiądz oznajmił, że są mężem i żoną,
nachyliła się i pocałowała go w blady policzek.
- Nareszcie jesteś moja. - Milo westchnął, biorąc ją za rękę. Jego
dłoń była zaskakująco mocna, a głos prawie normalny. Popatrzyła na
niego, z chaosem myśli w głowie, lecz przyciągnął ją do siebie. - Hej,
kobieto, pocałujże mnie jak trzeba.
150
RS
Objął ją i zaczął całować, lecz oswobodziła się stanowczo.
- Milo? Milo! - Popatrzyła na niego i nagle wszystko odgadła. - Ach
ty! Ty draniu! Myślałam, że jesteś umierający.
Roześmiał się.
- Mówiłem ci, że w końcu wyjdzie na moje. Ale jak miałem cię
zmusić do małżeństwa? Uciekasz i uciekasz...
- Nie uciekam! Nigdy ci tego nie wybaczę! Czy wiesz, co ja
przeżywałam? O Boże... Nieważne zresztą. Jesteś bardzo ciężko ranny?
Uniósł jej lewą dłoń i dotknął obrączki, którą dopiero co włożył jej
na palec.
- Tak się złożyło, że zawsze nosiłem ją ze sobą w wewnętrznej
kieszonce. Jako talizman. Nóż trafił w nią i ostrze nie naruszyło niczego
istotnego. Tyle że mocno krwawiłem.
Paige oparła się łokciami na łóżku i popatrzyła na niego.
- To ile przyjdzie nam czekać na miodowy miesiąc?
Zabłysły mu oczy.
- Spieszno ci?
Uśmiechnęła się.
- Nachyl się, słoneczko.
Pocałował ją i niespodziewanie wciągnął na łóżko.
- Hej! - zawołała. - Milo, co ty wyrabiasz. Nie możemy...
- Możemy. Po to małżeństwu jest łóżko.
- Przecież jesteś ranny.
- No, to pomóż mi troszeczkę... - Zaczął rozpinać jej sukienkę.
- Ktoś może wejść...
- Nie. Mamy to załatwione.
151
RS
- Uwielbiam cię.
- Dzięki Bogu.
Kilka minut pózniej Paige wysunęła się z jego ramion. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •