[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sama nie wypiła ani kropli, a wszystko tylko po to, żeby zrobić na
złość rodzicom.
- Na pewno jeszcze do ciebie zajrzę - obiecała Palomie.
Pobiegła do swego ręcznika, ułożyła się na słońcu i zamknęła
oczy. Dopiero kiedy usłyszała skrzypienie dna łodzi o piasek,
sygnalizujące, że Joe przybił do brzegu, usiadła i popatrzyła na niego
z szerokim uśmiechem.
Joe na jej widok stanął jak wryty.
- Co cię tu przyniosło? - spytał ostro.
Nie było to zbyt przyjazne powitanie. Honey zmierzyła go
wzrokiem od stóp do głów.
- Podziwiam widoki - odparła, nie przestając się uśmiechać.
- Drugi koniec wyspy jest bardziej malowniczy. -Odwróciwszy
się od niej, ruszył w stronę domku Palomy.
62
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Poczekaj! Nie uciekaj!
- A bo co? - Zatrzymał się na chwilę.
- Bo... - Pierwszy raz w życiu zapomniała języka w gębie. Na
próżno usiłowała wymyślić jakąś dowcipną ripostę. - Bo chciałabym
pogadać.
- Coś mi mówi, że będziesz gadać niezależnie od tego, czy mi
się to podoba, czy nie - rzucił, ruszając dalej.
- Widzę, że zaczynamy się poznawać - podjęła, starając się
dotrzymać mu kroku. - Jestem ciekawa, co tu robisz. Co cię właściwie
sprowadziło na wyspę?
Popatrzył na nią kątem oka, marszcząc czoło.
- Bo tu panuje święty spokój. W każdym razie panował do
niedawna. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Bo życie w Lizbonie kosztuje drożej, czy tak? Tutaj można się
utrzymać znacznie taniej...
Doszli tymczasem do wioski. Paloma znikła bez śladu. Joe
skierował się do szopy, w której trzymał swój skuter. Honey weszła za
nim do środka. Niewiele myśląc, wskoczyła na siodełko, opierając
ręce na kierownicy.
- Widzę, że nic mu się nie stało. Czego nie można powiedzieć o
moim, który pewnie wciąż leży na plaży.
- Kurt wyśle kogoś po niego - odruchowo odparł Joe, otwierając
stojącą w kącie skrzynię z narzędziami.
- Ach, więc znasz Kurta? A Kurt powiedział mi, że nic o tobie
nie wie, poza tym, że przypłynąłeś na wyspę kilka miesięcy temu.
63
Anula
ous
l
a
and
c
s
Sprytna bestia, pomyślał. Potrafi pociągnąć człowieka za język.
Zarazem ucieszyło go, że Kurt lojalnie trzyma na jego temat język za
zębami.
- Zsiadaj ze skutera, bo znowu spowodujesz jakiś wypadek -
rzucił surowo. Wyjąwszy ze skrzyni dwa francuskie klucze,
wymaszerował z szopy.
Honey zsunęła się ze skutera i poszła za nim.
- Idzie mi coraz lepiej. Tym razem bez problemów dojechałam
do plaży.
- Na moje nieszczęście - burknął.
- Ale wracając do Kurta. Mówiłeś...
- Nic nie mówiłem - przerwał jej. - To ty gadasz jak najęta.
- I co w tym złego?
Dotarli do dwóch wyciągniętych na suchy ląd rybackich łodzi.
Max odłożył jeden z kluczy na piasek, a sam zabrał się do
wymontowywania pierwszego silnika. Miał nadzieję, że jeśli nie
będzie odpowiadał na jej zaczepki, Elise w końcu się znudzi i da mu
spokój. Było to, niestety, złudzenie. Zamiast bowiem sobie pójść,
weszła do łodzi i usadowiła się na ławce.
- Wszystkie dziewczyny ze wschodniego wybrzeża są takie
bezczelne? - odezwał się w końcu.
- Skąd wiesz, że pochodzę ze wschodniego wybrzeża?
- Poznałem po akcencie. Najprawdopodobniej z Marylandu. Na
pewno nie z Południa, bo nie przeciągasz samogłosek, ani z Północy,
bo tam mają bardziej nosową wymowę.
64
Anula
ous
l
a
and
c
s
- To najdłuższa kwestia, jaką od ciebie dotychczas usłyszałam -
zauważyła z uśmiechem. - Zaczynasz się ze mną oswajać.
Max roześmiał się, sam nie wiedząc dlaczego.
- To łódz Lope'a. Nie pozwolił ci do niej wsiadać, więc
wyskakuj.
- A gdzie mogę go znalezć?
- Nigdzie. On teraz śpi. Wysiadaj!
- A wracając do mojego pochodzenia, to miałeś rację.
Rzeczywiście pochodzę z Marylandu - powiedziała, nie ruszając się z
miejsca. - Skąd tak się dobrze znasz na tym, jak ludzie mówią w
różnych częściach Ameryki?
- Kręciłem się tu i tam.
- Włóczęga bez stałego miejsca?
Max zastanowił się. Był nie tyle włóczęgą, co uciekinierem. Nie
miał jednak ochoty wdawać się z nią w rozważania na ten czy
jakikolwiek inny temat.
- A od kiedy włóczysz się po świecie?
Już miał powiedzieć, że od chwili, gdy w Paryżu przyłapał
Camille w łóżku z pewnym obrzydliwym Francuzikiem, ale w porę
się zreflektował.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.
- Jestem z natury ciekawa.
Max wyjął silnik i zaniósł go do motorówki. Popracuje nad nim
spokojnie na pokładzie Morskiej burzy". Coś go jednak podkusiło,
by się odwrócić.
65
Anula
ous
l
a
and
c
s
- A tak na marginesie, to masz chyba dużo czasu na zmienianie
szatek! - zawołał.
- Lubię to - odparła Honey, wyskakując z łodzi. A więc to tak,
pomyślał Max. Teraz wszystko jest jasne. Nie mógł tylko zrozumieć,
czym sobie na to zasłużył. Zawsze starał się postępować przyzwoicie.
Zarówno w interesach, jak w prywatnym życiu. Nie zdradzał Camille,
co niedziela dzwonił do matki -w każdym razie do czasu swojej
ucieczki od świata -i hojnie wspomagał dobroczynne cele. Dlaczego
więc los uparcie wydaje go na pastwę uganiających się za byle
rozrywką, bezmyślnych kobiet?
- Nie masz nic lepszego do roboty? - zapytał, umieszczając silnik
na dnie łódki.
Na twarzy Honey odmalowała się konsternacja. Nie wiedziała,
jak na to zareagować, i w końcu zareagowała w sposób zupełnie dla
niej nietypowy.
- Dlaczego mnie nie lubisz? - zapytała.
Max wrócił na plażę, by pozbierać pozostawione na piasku
narzędzia.
- Odpowiedz mi. Chcę wiedzieć.
- Nie muszę - odparł, nie patrząc na nią. - Nie widzę powodu.
- Wiesz, co ci powiem?! - zawołała, czując wzbierającą pasję. -
Może nie musisz mi odpowiadać, ale powinieneś wiedzieć, że
okazanie drugiemu człowiekowi odrobiny serca nikomu jeszcze nie
zaszkodziło. I że życzliwość nic nie kosztuje, a może zrobić wiele
dobrego. I jeszcze jedno powinieneś wiedzieć, a mianowicie to, że
66
Anula
ous
l
a
and
c
s
niezależnie od tego, kim jesteśmy, każdy z nas tak samo łaknie
ludzkiej sympatii i tak samo rani go bezinteresowna niechęć! -
Umilkła na chwilę. - No i patrz, do czego doprowadziłeś! Naprawdę
mnie zezłościłeś!
- Ja cię zezłościłem? To ty przyczepiłaś się do mnie jak rzep do
psiego ogona. I jeszcze ośmielasz się prawić mi kazania!
Popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Przynajmniej
wyprowadziła go z równowagi.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie musisz mnie zle traktować.
- Nie lubię bogatych panienek, którym się wydaje, że wszystko
im wolno.
- Nie jestem jakąś tam panienką. Mam dwadzieścia trzy lata.
Jestem dorosłą kobietą. A poza tym, skąd przyszło ci do głowy, że
jestem bogata? - zaatakowała go, zadowolona, że dał się wreszcie
wciągnąć w rozmowę.
- To proste. %7łeby przylecieć z Ameryki na nieznaną wyspę
trzeba mieć dużo pieniędzy.
- A ty jak się tu znalazłeś? I skąd masz żaglówkę?
- Ja to... - zająknął się. - Dostałem ją w spadku. Po bogatym
wujku.
No, nareszcie coś z niego wyciągnęła. Odziedziczył łódz i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]