[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzymającego ogon w paszczy.
Zarono po surowej prostocie budowli i skromnym stroju potężnego czarnoksiężnika odgadł
prawdziwą naturę Thoth Amona. Oto był człowiek, dla którego nic nie znaczyło posiadanie
bogactw oraz krzykliwe atrybuty władzy. Pasją maga było coś innego absolutna władza
nad innymi ludzmi!
Gdy Menkara i Zarono zatrzymali się kilka kroków przed tronem, czarnoksiężnik
przemówił silnym, czystym głosem:
Witaj, braciszku Menkaro!
Menkara osunął się na kolana i dotknął czołem czarnych kamieni posadzki.
Przybywam w imię Ojca Seta, straszny panie wyszeptał.
Zaronowi przyszła do głowy niepokojąca myśl, że podrzędnego kapłana Seta ogarnął
prawdziwy lęk. Na czoło korsarza wystąpił pot.
Kim jest ten Zingarańczyk o czarnym obliczu, którego przyprowadziłeś do mojej
rezydencji? zapytał Thoth Amon.
To kapitan Zarono, korsarz, straszny panie. Jest wysłannikiem Villagra, księcia
Kordawy.
Zimne, wężowe spojrzenie leniwie przesunęło się po Zaronie. Zingarańczyk poczuł, że za
oczami o gadzim spojrzeniu kryje się inteligencja równie potężna, co nieludzka.
Do czego jestem potrzebny Zingarze, albo Zingara mnie? spytał czarnoksiężnik.
Menkara otworzył usta, lecz Zarono uznał, iż nadszedł czas, by zaznaczyć swoją obecność.
Zrobił krok naprzód ze śmiałością, której wcale nie czuł, przypadł przed tronem na kolano i
wyciągnął zza kaftana spisany na pergaminie list Villagra. Wręczył dokument Thoth
Amonowi, który ujął go w upierścienioną dłoń i położył sobie na kolanach.
Najpotężniejszy z czarnoksiężników zaczął Zarono. Przynoszę ci braterskie
posłanie księcia pana Kordawy, który pozdrawia cię i ofiaruje bogate dary w zamian za
drobną przysługę, której naturę wyjawi ci to pismo.
Thoth Amon nie rozwinął pergaminu. Zdawało się, że zna już jego treść. Czarnoksiężnik
zamyślił się na chwilę.
Leży mi na sercu wdeptanie w błoto przeklętego kultu Mitry i przywrócenie wiary w
naszego Ojca Seta mruknął. Jestem jednak zajęty wielkimi magicznymi dziełami, a
złoto Villagra niewiele dla mnie znaczy.
To nie wszystko, straszny panie powiedział Menkara, wyciągając spod swej szaty
Księgę Skelos. Prosimy cię, byś przyjął z naszych rąk ten dar na znak dobrej woli księcia.
Złożył starożytne tomiszcze u stóp Thoth Amona, który pstryknął palcami. Księga uniosła
się, otworzyła i delikatnie opuściła na kolana czarnoksiężnika. Najwyższy kapłan Seta z
roztargnieniem przewrócił kilka kart.
Cenny dar, zaiste powiedział. Nie spodziewałem się, że istnieje trzeci egzemplarz
a może splądrowaliście królewski księgozbiór Aquilonii?
Nie, straszny panie rzekł Menkara. Ta księga pochodzi z Bezimiennej Wyspy,
położonej na Zachodnim Oceanie&
Menkara urwał, ponieważ na obliczu majestatycznego czarnoksiężnika pojawiło się nagle
napięcie. W wężowych czarnych oczach zamigotały zimne ognie. Zarona ogarnął nagły
strach. Miał wrażenie, że w komnacie zrobiło się zimno. Korsarz wstrzymał oddech. Czyżby
zrobili coś, co wzbudziło gniew wielkiego maga?
Czy zabraliście coś jeszcze z ołtarza boga ropuchy Tsathoggui? zapytał Thoth
Amon tonem delikatnym jak dzwięk wysuwającego się z pochwy miecza.
Menkara skulił się.
Nic poza tym, straszny panie, najwyżej wór klejnotów czy dwa&
Które leżały na księdze przed ołtarzem, zgadza się?
Drżący Menkara skinął głową.
Thoth Amon wstał. W jego oczach zamigotały piekielne ognie. Zielony blask rozgorzał w
komnacie, posadzka zadygotała jak pod krokami olbrzyma. Mag przemówił grzmiącym
głosem:
Pełzające robaki! %7łe też tacy głupcy służą mnie, Thoth Amonowi! Secie, wszechmocny
ojcze, daj mi bystrzejszych ludzi za niewolników! Ai kan phog, yaa!
Potężny panie! Władco czarowników! Czym zasłużyliśmy na twój gniew? zajęczał
Menkara, bijąc głębokie pokłony przy każdym słowie.
Pełen śmiercionośnego gniewu, srogi wzrok olbrzymiego Stygijczyka przygwozdził
obydwóch przybyszy do posadzki. Grzmiący głos Thoth Amona ścichł do wężowego syku:
Wiedzcie, głupcy, że pod ołtarzem ukryto coś, czemu nie dorówna całe bogactwo Ziemi,
przy czym Księga Skelos jest tyle warta, co dzienny spis zysków kupca! Mówię o Koronie
Kobry!
Zarono rozpaczliwie złapał dech. Słyszał niegdyś mętne pogłoski o świętym talizmanie
wężowego ludu Valuzji, najpotężniejszym z istniejących kiedykolwiek na Ziemi zródle
magicznej władzy, wszechpotężnej koronie monarchów gadziej rasy, za pomocą której, w
przedludzkiej epoce, zyskała ona władzę nad całą planetą. A oni połaszczyli się na księgę i
klejnoty, zostawiając bezcenny skarb!
ROZDZIAA 9
WIATR W OLINOWANIU
Od wielu dni Szelma prawie nie ruszył z miejsca pod wpływem bezwietrznej pogody,
która zapanowała wokół Bezimiennej Wyspy. Członkowie załogi przesiadywali na burtach,
starając się łowić ryby. Przed dziobem statku załoga szalupy pociła się przy wiosłach, holując
Szelmę do brzegu głównego kontynentu.
Conan klął i nadaremnie wzywał swojego cymmeriańskiego boga. Dzień po dniu żagle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]