[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie na ramionach. Mały aż krzyknął z radości i złapał mężczyznę
za uszy.
- Mówiłaś, że krewni też mogą brać udział w biegu. Dotyczy to
chyba kowboja o imieniu Steve, który jest dziesiątą wodą po kisielu,
a dokładniej wujkiem Josha.
Jesteś księciem z innego kraju. Masz kupę pieniędzy i władzę.
Wkradłeś się do mojego życia i pewnie przyniesiesz mi same
nieszczęścia. Takie myśli huczały w głowie Mandy, podczas gdy
Stephan z Joshem ustawili się na starcie wśród dużej grupy
zawodników.
Musiała jednak przyznać, że Stephan, uszczęśliwiając jej
dziecko, sprawił też i jej ogromną radość. Na próżno zagryzała
wargę, chcąc uciszyć chaos, jaki zapanował w jej głowie.
Wystartowali. Stephan z Joshem biegli w czołówce, choć z
pewnością mieliby lepszy czas, gdyby Josh z radości tak się nie
wiercił. Jednak radzili sobie niezle. Mijając Mandy, Stephan posłał
jej szeroki uśmiech i mrugnął okiem.
Książę Kastylii mrugnął właśnie do niej.
- Od razu widać, że są rodziną. - Za plecami Mandy stała Carol z
szelmowskim uśmiechem na twarzy. - Ach, prawda. Joshua był
adoptowany...
- Tak, był.
Jeśli Carol zaczną coś podejrzewać, to nie spocznie, póki nie
odgrzebie całej prawdy, rozsiewając przy tym całe mnóstwo plotek.
Po raz pierwszy odkąd Mandy przyjechała z Dallas do domu, nie
potrafiła myśleć spokojnie o przyszłości. Bez względu na to, co
Stephan zdecyduje w sprawie Josha, czuła, że jej plany i tak są już
zrujnowane. A teraz, na domiar złego, znów zaczną interesować się,
kto jest ojcem jej dziecka. Czy nadal będzie mogła ukrywać, czyim
synem jest Josh? A gdy już wszystko wyjdzie na jaw, najbardziej
ucierpi Josh, który już nie będzie beztroskim, małym chłopcem,
uwielbiającym słodycze, lody i zabawy z psem. Ludzie zaczną
traktować go inaczej, jako przyszłego następcę tronu, jak kogoś, od
kogo trzeba trzymać się na dystans.
Tłum począł wiwatować, gdy pierwsi zawodnicy wydłużyli krok
tuż przed metą. Między nimi byli Stephan z Joshem, wymachującym
rączkami i wrzeszczącym z zachwytu wniebogłosy. Mandy
podskakiwała i cieszyła się jak inni kibice. Nawet bardziej. Z
powodu Josha, ma się rozumieć.
Gdy jej synek jako pierwszy przekroczył linię mety, pisnął z
radości. Mandy przepychając się przez tłum, ruszyła w kierunku
zwycięzców. Wszyscy gratulowali Stephanowi, który tym razem nie
umiał ukryć emocji i cieszył się nie mniej niż siedzący na jego
ramionach Josh.
Mandy była podekscytowana nie tylko z powodu dziecka. Była
szczęśliwa, że to właśnie Stephan wygrał i że tak się z tego cieszył.
Przypuszczała, że ogarnęły go emocje, jakich pewnie nigdy
dotychczas nie odczuwał. Była dumna, że w jej świecie jest jednak
coś, co może sprawić mu radość.
Widząc rozradowany wzrok Stephana, impulsywnie podbiegła
do niego, zarzucając mu ręce na szyję i jednocześnie obejmując
Josha.
Gdzieś na dnie jej świadomości wciąż pojawiała się myśl, by
zabrać dziecko i uciekać, by zapomnieć o tym człowieku na zawsze.
Ale ostrzeżenie to było coraz słabsze, coraz mniej słyszalne.
Choć słońce chyliło się już ku zachodowi, nikt nie zamierzał
opuszczać pikniku.
Nana siedziała z psem w cieniu drzewa na niewielkim
wzniesieniu nad brzegiem jeziora, gdzie powiewy wiatru były
częstsze i chłodniejsze. Mandy, Stephan i Josh postanowili pójść do
odległej części parku; gdzie odbywały się różne zawody, gry i
zabawy. Szli wąską alejką i dlatego ludzie naciskali na nich ze
wszystkich stron, więc Mandy, chcąc nie chcąc, zdana była na
kuszącą bliskość Stephana. Chyba mu się to podobało, bo nawet gdy
od czasu do czasu tłum się przerzedzał, nie próbował odsunąć się od
niej ani o krok.
Musiała przyznać, że Stephan był niezwykle bystry i umiał
szybko przystosować się do sytuacji, w jakich z pewnością
znajdował się po raz pierwszy w życiu. Nie obruszył się nawet na
młodzieńca, który nieopatrznie wpadł na niego i wytrącił mu z ręki
kubek herbaty, zalewając przy tym cały przód jego białej koszulki.
Gdyby miał bywać na piknikach częściej, Mandy powiedziałaby mu,
że lepiej ubierać się na zielono lub na beżowo, a idealny kolor to coś
zbliżonego do bursztynowego odcienia herbaty.
Jednak jej rady już nie na wiele mu się zdadzą. Gość za tydzień
wyjeżdża, a w tym czasie niestety nie będzie więcej pikników. Na
Kastylii książę znowu powróci do białych koszul, ciemnych
garniturów i konserwatywnych krawatów.
Kiedy przyszedł czas na bieg parami, który miejscowi zabawnie
nazywali Biegiem Trzech Nóg, Stephan z niemałym
zainteresowaniem obserwował przygotowania, popijając mrożoną
herbatę. Najwidoczniej nabrał przekonania do tego napoju.
- Powiedziałaś Carol, że pobiegnę ze Stacy - odezwał się do
Mandy. - Spójrz tylko, twoja siostra woli chyba kogoś innego.
Mandy spojrzała we wskazanym kierunku. Stacy właśnie
przywiązywała swoją nogę do nogi Kyle'a. Rumieńce i uśmiechy na
twarzach obojga świadczyły, że nie dbają o wygraną - liczyło się dla
nich tylko to, że biegną razem. Poza sobą nie widzieli innych
zawodników.
Szesnaście lat - najwyższy czas na pierwszą młodzieńczą miłość,
pomyślała Mandy. I gdy tak patrzyła na tę parę, nagle poczuła jakiś
drobny żal, jakieś lekkie ukłucie zazdrości, że jej młodość
przeminęła o wiele za szybko, że nie zdążyła zadurzyć się w jakimś
chłopcu, a już jest dorosłą kobietą i na dodatek matką.
- Nie mamy chyba wyjścia - mówił dalej Stephan. - Musisz biec
ze mną.
Co takiego? Pozwolić sobie przywiązać nogę do nogi Stephana?
Biec przyciśnięta do jego ciała? Rumienić się tak samo, jak jej
młodsza siostra?
Całe jej ciało krzyczało tak", lecz umysł wyraznie się temu
sprzeciwiał.
- Muszę pilnować Josha - powiedziała. - Zresztą, gdy mówiłam
o tobie i Stacy, chciałam tylko pozbyć się Carol. Wcale nie musisz
biec.
- Rozumiem, że to była improwizacja na poczekaniu. - Nagle
spojrzał w dół ścieżki. - Czy to nie Carol idzie w tę stronę? Myślisz,
że uwierzy w mój chory kręgosłup?
Mandy aż dech zaparło na samą myśl, że Carol mogłaby
paradować wzdłuż trasy wyścigu, pokazując swoją zgrabną nogę
przywiązaną do nogi Stephana i na oczach wszystkich ocierać się o
niego swoimi kształtnymi biodrami.
Stephan był jej gościem i musiała dbać, by nie był narażony na
towarzystwo kogoś, kogo nie darzył sympatią.
- Zaraz wracam - wymamrotała. - Zaprowadzę tylko Josha do
babci.
Nana ucieszyła się, że może przydać się na coś wnuczce, a Josh
był już tak śpiący, że nie protestował. Wyciągnął się na kocu
rozłożonym koło krzesła babci, a Książę położył się koło niego,
szczęśliwy, że wrócił jego mały towarzysz zabaw. Starsza kobieta,
mały chłopczyk i pies tworzyli razem naprawdę śliczny obrazek.
Mandy, znalazłszy nylonowy sznurek, wróciła do Stephana.
Stanka blisko niego... blisko, lecz go nie dotykając... i wstrzymała
oddech. Otaczający ich zgiełk wydał się jej jakiś stłumiony, jedyną
osobą, którą widziała, był teraz Stephan. Przysunął się do niej o krok
i dotknął swoją lewą nogą jej prawej nogi. Mandy usłyszała szybki,
głośny oddech - nie była pewna, czy swój, czy Stephana. Przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]