[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ale skąd się tu wzięła?  zapytał najstarszej i najmądrzejszej sowy.
 Przyniósł ją tu ktoś z ludzi... i zostawił w podarunku dla ciebie... Uhuu...  odpo-
wiedziało ptaszysko kręcąc poważnie głową.
 Tak!  ucieszył się rzeczny władca.  Był tu nawet chłopiec wiejski... To pewnie
on przyniósł mi ten wspaniały dar!
 Uhuuu! Uhuu!  przytaknęły sowy, a najstarsza i najmądrzejsza Z nich z powagą
rzekła:
 Musisz teraz znalezć odpowiednie miejsce dla tak niezwykłego przedmiotu... Uhuu!
 Właśnie!  zamyślił się Utopiec i zmarszczył zielone brwi.  Gdzie by to umieścić
taką wspaniałą rzecz?
 Jeśli ludzie wywieszali ją na wielkim domu we wsi, to teraz wywieś ją na młynie! 
doradziła stara sowa.
 Dobrze radzisz!  rzekł na to Utopiec i skłonił się przed mądrym ptakiem.
Zwinął starannie chorągiew i po trzeszczących schodkach przedostał się na strych,
potem na dziurawy dach młyna. Zawiesił pruskie znamię na samym szczycie, tak że je dobrze
było widać z drogi wiodącej do Zamłyńskiej Górki.
Tego wieczora Utopiec nie straszył ludzi. Tylko żołnierzowi pruskiemu, który szedł z
Krapkowic do Zamłyńskiej Górki o póznej godzinie, strącił z głowy trójrożny kapelusz prosto
do bagna, a podchmielonym muzykantom nasypał świecącego próchna za kołnierze; przestra-
szyli się grajkowie i uciekli każdy w inną stronę.
Figle te znudziły się szybko rzecznemu władcy. Kiedy przeto zobaczył w szuwarach
porzuconą młynarzową łódz, wsiadł do niej i wypłynął na środek Osobłogi, by z daleka przy-
patrzyć się, jak wygląda w świetle księżyca chorągiew króla Fryderyka na opuszczonym mły-
nie.
Księżyc jednakże schował się za chmurę i nikomu już tej nocy nie ukazał swego obli-
cza, bo wcale nie lubił patrzeć na pruskiego orła.
Już dobrze po południu obudził się wójt z drzemki, która owego dnia była niezwykle
dla niego przyjemna. We śnie bowiem ukazał mu się nie tylko sam król pruski Fryderyk, lecz
także i dwaj znani dobrze na Zląsku panowie z jego otoczenia: minister Karol Jerzy Hoym i
generał kirasjerów, graf Mannstein z Opola. Byli to okrutnicy i gnębiciele ludu śląskiego, ale
Kłosek nie zważał na to i służbami swymi pragnął gorąco zaskarbić sobie ich przychylność.
Zniło mu się, że ucztuje z nimi przy stole!
Nie dziw przeto, że wójt zaprzaniec obudził się w najlepszym humorze. Przez otwarte
okno kancelarii doleciało go beczenie koziego stadka. Wyjrzał na drogę. Ciotula i Ayska,
ulubione kozy Misiorki, zawędrowały aż na podwórze gminy i wraz z kozlętami spokojnie
pasły się koło ganku. Sama zaś starka * stała za wrotami swej zagrody i żywo rozprawiała z
pisarzem i pisarczykiem, którzy właśnie powracali z karczmy na dalszy ciąg urzędowania.
Zapewne wyjaśniała im sny.
 Misiorko!  wrzasnął wójt.  Zabiorą mi stąd bestyje!
 Oj, rety!  wstrząsnęła rękami starka.  Ciotula! Ayska! Pooszły!  pokrzykując
groznie wbiegła Misiorka na podwórze i prętem wierzbowym zaczęła wypędzać kozy na dro-
gę. Pisarz z pisarczykiem pomagali jej w tym wymachując czapkami i krzycząc.
Kłosek stał w oknie. Wydął usta z powagą i gładził brodę zadowolony, że rozkaz jego
spełniono tak ochoczo.
 Misiorko!  zawołał znowu, kiedy kozie stadko znalazło się za bramą.  A chodz-
cie ino do mnie!
Starka podreptała szybko do kancelarii, tuż za pisarzem i pisarczykiem. Kozami zajął
się jej wnuczek, Cypryjanek.
 Powiedzą mi  zaczął wójt siadając za stołem  co by to mogło znaczyć...  i tu
wiejski urzędnik opowiedział starce swój sen.
 Jak się panowie śnią  rzekła Misiorka po krótkim namyśle  to zawdy wypada na
złodziei albo li na inszo ostuda...
Pisarz frasobliwie popatrzył na swego zwierzchnika.
 Co? Na złodziei!  wykrzyknął pruski służka.  Co powiadają?
 W senniku tak stoi...  tłumaczyła się Misiorka.  Bez to powiadam.
 To idą sobie...  machnął ręką wójt bardzo niezadowolony z takiego wyjaśnienia
snu.
Kiedy gospodyni wyszła z kancelarii, Szymon Kłosek przywołał bliżej swych pomocni-
ków.
 Wiecie, że jutro jest wielkie święto  rzekł  urodziny samego miłościwie nam
panującego króla. Wy, pisarzu, wezmiecie ze dwie dziouchy i gminę pięknie posprzątacie. Ja
zawieszę chorągiew. Morcin!  Zwrócił się do pisarczyka  dobądz mi ją zza szafy.
Chłopak rzucił się ochoczo ku wielkiej, zamkniętej szafie gminnej, sięgnął za nią ręką
raz i drugi, potem zajrzał za szafę i zwrócił ku wójtowi pobladłą z przerażenia twarz.
 Kiej tam chorągwi nima...  wyjąkał.
 Co?!  wójt zajrzał teraz sam.  Do pioruna ognistego! A kajże by się straciła? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •