[ Pobierz całość w formacie PDF ]
katolicki można by oceniać (oczywiście, trzeba by skonkretyzować pytania, np. czy
upowszechnianie zasad Ewangelii przez Kościół jest obecnie szczególnie potrzebne),
porównując jego działalność z działalnością Kościoła prawosławnego oraz gmin żydowskich
(lub oceniając zwierzchników tych wspólnot religijnych).
Druga sprawa: już w roku 1991 pewna autorka sondażu (z wykształcenia nawet nie
socjolog lecz pedagog) twierdziła, szeroko rozpowszechniając swoje "rewelacje" m.in. na
łamach tygodnika "Wprost", że "religijność spadła z 93 do 79 proc.". Tymczasem CBOS
przeprowadził sondaż na zlecenie "Polityki" w 1992 roku i okazało się, że 95 proc. badanych
(por. "Polityka", nr 49, 1992) uznało się za katolików!
Czy można mieć zaufanie do takich sondaży, które nawet gdyby były realizowane
zgodnie z regułami naukowymi, w sposób niezwykle powierzchowny i jednostronny (bada się
tylko opinie, a czy ludzie zawsze mówią prawdę?) ukazują przejawy religijności?
prof. dr hab. Ryszard Dyoniziak (Kraków)
"Tygodnik Powszechny" 1995, nr 36
Trzy niewybaczalne błędy
W artykule "Prezydentem może zostać nawet modelka" (Sztandar nr 158-159) pan
prof. Janusz Czapiński snuje nie tylko interesujące spekulacje na temat wyborów
prezydenckich, lecz również popełnia trzy błędy, których żaden profesor po prostu nie może
się dopuszczać, jeżeli nie chce wprowadzać w błąd czytelników:
-j utożsamia zaufanie do jakiegoś kandydata z sympatią do niego i po~ parciem.
Każdy z tych terminów - jak wskazuje doświadczenie ba
dawcze- pojmowane jest przez opinię publiczną inaczej. Można darzyć kogoś
sympatią, ale to automatycznie nie oznacza, że ma się do tej osoby zaufanie albo że chciałoby
się go poprzeć aż na stanowisko prezydenta.
122 `~ 123
Nawet ktoś, kto uzyskuje 50 proc. głosów jako osoba sympatyczna, może liczyć tylko
na 10 proc. tych, którzy mają do niego zaufanie.
Prof. Czapiński bezkrytycznie pisze o jednym z kandydatów: "cie szy się on
25-27 procentowym poparciem w społeczeństwie". Otóż nie ma takich badań, które by to
potwierdzały. Te procenty odnoszą sig
tylko do osób, które już wiedzą, na kogo będą
głosować (lub na kogo
teraz by głosowały), a tych osób jest tylko ok. 20 proc. spośród
wyloso wanych do badań. Oznacza to, że ok. 80 proc. jest albo przeciw, albo
wstrzymuje
się od wyrażania opinii.
Z powyższych stwierdzeń wynika też, że nie tylko owe 25-27 proc. nie wolno obliczać
od ogółu badanych, ale również utożsamiać z
25-27 proc. "poparciem społeczeństwa", bo w najlepszym przypadku, jeśli próba
badanych jest właściwa, procenty te stanowią dużo mniejszy odsetek i tylko "badanych" a nie
"społeczeństwa".
prof. dr R. Dyoniziak "Sztandar" nr 166 z 31.7.95 (Listy do Redakcji)
Sondażowe fuszerki
Niedawno Antoni Sułek ("Rzeczpospolita" nr 23 z 1993 r.) przedstawił, jakże na
czasie, zasady publikowania w mass mediach wyników tzw. sondaży, opartych na badaniach
opinii publicznej wylosowanych grup informatorów. Niestety, zasady te nie są przestrzegane
przez różne srodki masowego przekazu. Zdarza się też, że tytuł informacji (np.: "Polacy
uważają...", "Ludzie tęsknią za...") nie wynika wcale z podawanych danych: na przykład z
opinii pewnej liczby informatorów, że 15 lat temu było im lepiej, nie można wyprowadzać
wniosku, że chcieliby, aby ówczesny ustrój społeczno-polityczny powrócił. Tak jak fakt, iż
ktoś miał szczęśliwe dzieciństwo, nie może oznaczać, że dana osoba pragnie przenieść się w
"kraj lat dziecinnych".
Jednak A. Sułek pisał o różnych sposobach upowszechniania wyników sondaży i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]