[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Odebraliśmy sygnał alarmowy z bazy, ale nie możemy skontaktować się z naszymi
przedstawicielami. Widzieliśmy wybuch. Wyjaśnisz w drodze do centrum. Jedziemy.
 Jak zacząłem mówić, są pewne problemy. Baza została zaatakowana przez terrorystów. Nie
wiemy jeszcze, ilu ich jest. Trwa oczyszczanie terenu przez specjalne oddziały...
 Zawiez nas tam.  Ozer'o znów zrobił krok do przodu. Rob i Daniłow nie ruszyli się jednak z
miejsca.
 Obawiam się, że nie mogę tego zrobić  wyjaśnił Rob.  Moim obowiązkiem jest dbać o wasze
bezpieczeństwo. Zawiozę was, jak tylko dostanę meldunek, że niebezpieczeństwo minęło i baza jest
sprawdzona przez moich ludzi. Do tego momentu proponowałbym, abyście pozostali na pokładzie
swego okrętu.
 Rozumiesz, że próbujesz mi przeszkodzić w wejściu do mojej własnej bazy?  syknął Ozer'o.
 Uważaj, co robisz, człowieku.
 Mam nadzieję, że po namyśle nie będziesz tego w ten sposób interpretował. Chodzi mi jedynie
o wasze bezpieczeństwo, a z tego, co wiem, zagrożenie jest spore.
Obaj obcy mieli dłonie wpuszczone w obszerne rękawy grubych płaszczy, ale mimo to widać
było, że drżą. Czy przyczyną było zimno czy wściekłość, trudno było orzec, nie ulegało natomiast
wątpliwości, że znalezli się w impasie. Ludzie nie zamierzali ustąpić, a Oinn koniecznie chcieli
dotrzeć do bazy. Nagle rozległ się znacznie spokojniejszy głos Ozer'o:
 Być może ma pan rację, pułkowniku Hayward. Pozostaniemy wewnątrz naszego statku, dopóki
nie będziecie gotowi.
Powiedział coś do swojego towarzysza, a Daniłow pochylił się w stronę Roberta, biorąc go
jednocześnie pod ramię. Rozwój wydarzeń był tak niespodziewany, że zanim Rob zdołał w
jakikolwiek sposób zareagować, Rosjanin pchnął go nagle, podcinając mu nogi, tak że obaj zwalili
się na beton, i krzyknął:
 Ognia! Zaraz będą strzelać!
Obaj Oinn jak na komendę wyciągnęli dłonie z rękawów: lśniły w nich matowo pistolety
laserowe...
Kilkadziesiąt pocisków wystrzelonych przez grupę osłonową podziurawiło ich ciała, ciskając
zakrwawione trupy na pas startowy. Z szoferki wyskoczył Groot, zmieniając magazynek, dopadł obu
poskręcanych w tańcu śmierci przeciwników i kopniakami odrzucił broń poza zasięg ich martwych
rąk. Niby trupy, ale nigdy nic nie wiadomo  lepiej dmuchać na zimne.
 Słyszałem, co powiedział temu drugiemu  wyjaśnił Daniłow.  Kazał mu strzelać, bo zostali
zdradzeni...
Przerwał mu nagły rozbłysk w otwartym luku. Igła złocistego blasku trafiła go w plecy,
przewracając na ziemię. Groot wygarnął z półobrotu w ciemny otwór i nie przerywając ognia, rzucił
się ku rampie.
 Do abordażu!  ryknął Rob, odruchowo używając starej, morskiej komendy.
Jego ludzie z rykiem wyskoczyli z ciężarówki i rzucili się ku krążownikowi. Sierżant dopadł
rampy, pokonał ją w dwóch skokach i miał wpaść do środka, gdy trafiły go promienie dwóch
laserów. Zwinął się w skoku i padł na metalowe płyty.
Rampa zaczęła się podnosić, a drzwi opadać, blokując wyjście.
20
Jeńcy
Groot padł częściowo na rampę, częściowo w otwór luku, który właśnie się zamykał. Pomimo
dymiącego kombinezonu i dwóch dziur w piersiach nie był martwy. Jeszcze nie. Rob, biegnąc wraz z
resztą oddziału szturmowego, zobaczył, jak prawa ręka sierżanta wolno się unosi wraz z zaciśniętym
w niej ingramem.
Wylot tłumika i krawędz drzwi zetknęły się w chwili, gdy Groot zaklinował kolbę broni w
szczelinie, w którą powinny opaść drzwi, i znieruchomiał. Rozległ się jęk protestującego
mechanizmu i drzwi zamarły na wpół otwarte, zablokowane bronią trzymaną przez martwą już rękę.
Rob rzucił się szczupakiem na rampę i nie celując, wypróżnił magazynek colta w otwór. Za nim
i wokół rozległ się tupot butów i rampa pod ich wspólnym ciężarem opadła ze zgrzytem,
nieruchomiejąc w pozycji  otwarte . Jeden z atakujących posłał długą serię nad głową Roberta, a
dwaj inni podważyli drzwi, unosząc je bez większego wysiłku: mechanizm albo się wyłączył, albo
przepalił. Na korytarzu leżały dwa trupy obcych  jeden przecięty serią, drugi podziurawiony kulami
z pistoletu Roberta.
Pierwszy z ludzi, którzy przestąpili próg, został trafiony promieniem lasera między oczy, ale na
jego miejsce wskoczyli dwaj następni, ani na chwilę nie przerywając ognia, a dwaj inni osłaniali ich
krótkimi seriami.
Roberta, usiłującego dostać się do wnętrza, bezceremonialnie przytrzymał kapral, pozwalając,
by minęła ich reszta grupy. Rob oprzytomniał na tyle, by wymienić magazynek na pełny i polecić:
 Potrzebuję przynajmniej jednego jeńca! Strzelajcie tak, by obezwładnić, jeśli tylko się da!
 Dopilnuję tego, sir  obiecał kapral, puszczając go i wbiegając do środka pojazdu w ślad za
swymi ludzmi; Rob podążył za nimi.
Opór Oinn, po pokonaniu tych najbliżej wejścia, w praktyce przestał istnieć w zorganizowanej
formie. Ponieważ jednakże większość załogi była uzbrojona, walki wybuchały to tu, to tam i Rob co
chwila mijał trupy tak ludzi, jak i obcych; tych ostatnich było zdecydowanie więcej. W sterówce
zegary i ekrany nosiły ślady zarówno kul, jak i promieni laserowych, ale nic się nie paliło. Było za
to sześć trupów; jeden żołnierz i pięciu obcych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •