[ Pobierz całość w formacie PDF ]
namacać. To była noga Emilii! Przyciągnęła drobne ciałko
do siebie i ostatkiem sił wypłynęła na powierzchnię.
RS
Mam ją! Pomocy! krzyknęła nie mogąc złapać tchu.
W mgnieniu oka podpłynął Diego, wziął nieprzytomną
Emilię z objęć Susan i popłynął z nią w kierunku tratwy,
gdzie przewoznik z miejsca zabrał się do sztucznego
oddychania. Susan walcząc z ogarniającą ją słabością
dopłynęła do tratwy i tam zemdlała. Przychodząc do siebie
jak przez mgłę usłyszała głos Diega.
Susan! Susan! Proszę coś powiedzieć!
Ocknęła się leżąc w ramionach Diega. Patrzył na nią z
wyraznym niepokojem.
Gracias a Dios! mruknął. W jego głosie dzwię-
czała prawdziwa ulga.
Szybko dobili z powrotem do brzegu. Wycieczka o mały
włos nie skończyła się tragicznie.
W drodze powrotnej nie padło ani jedno słowo. Susan i
Emilia marzły w mokrych sukienkach, Roberto milczał
wciśnięty w kąt samochodu, a don Diego utkwił martwe
spojrzenie w jezdni.
Gdy znalezli się na miejscu, Susan czuła się już zdecy-
dowanie lepiej, choć nadal nogi uginały się pod nią. Wycią-
gnęła rękę, aby pomóc chłopcu w wysiadaniu, Roberto
jednak ani drgnął. Po jego policzkach spływały wielkie łzy.
To ja jestem winien! łkał. Nie pilnowałem jej
dobrze.
Jak możesz tak myśleć! Susan była skonsterno-
wana. Nikt nie jest winien, a ty nie masz sobie nic do
wyrzucenia. Przeraziliśmy się wszyscy, to prawda, lecz na
szczęście ta cała przygoda dobrze się skończyła.
Roberto spojrzał na nią niepewnie, jeszcze parę razy
wstrząsnęło nim łkanie, wreszcie otarł łzy.
Może byś teraz pobiegł do kuchni i przyniósł Emilii
kawałek ciasta? Sobie oczywiście też!
Tego nie trzeba było chłopcu dwa razy powtarzać. Jak
strzała pobiegł w kierunku domu.
RS
Za to Susan z trudem dowlokła się do schodów. Na
szczęście wyszedł jej naprzeciw Diego, który zdążył już
zanieść do domu Emilię, dosłownie w samą porę, aby
podtrzymać słaniającą się dziewczynę. Bez słowa wziął ją
na ręce i zaniósł do pokoju.
Gdyby nie pani, dziecko jak nic by utonęło. Jak w
ogóle udało się ją pani znalezć?
Nie umiem tego wytłumaczyć. Myślę, że był to
czysty przypadek.
Diego na moment zatrzymał się niezdecydowanie w
drzwiach.
Ja... my... mogliśmy przecież panią utracić...
powiódł niepewnym gestem po włosach.
Kolację zjadła Susan w swoim pokoju, zaraz potem, do
cna wyczerpana, zapadła w głęboki sen. Obudziło ją pukanie
do drzwi. Była to dona Sofia.
Senorita Adams, przyszłam pani podziękować
rzekła starając się nadać swemu głosowi przyjazny
ton. Wykazała pani nie lada odwagę. Don Diego do tej
pory nie może wyjść z podziwu.
Mówi to z przekąsem, przemknęło przez głowę Susan.
Czy aby ~ona nie jest o mnie zazdrosna?
Patrzyła na stojącą obok swego łóżka piękną i elegancką
kobietę, która tak naprawdę była zimna i nieprzystępna.
Czyż to samolubne, przywiązujące wagę do pozorów
stworzenie wiedziało coś o prawdziwych uczuciach? Czy w
ogóle potrafiło je okazać? Nagle żal jej się zrobiło don
Diega. Ten, w przeciwieństwie do niej, nie był nieczuły.
Susan zapragnęła, aby dońa Sofia jak najszybciej wyszła.
Na szczęście dona Sofia szybko się pożegnała, zasłania-
jąc się tym, że Susan potrzebuje odpoczynku. Nie, między
nimi dwiema nie mogło być przyjazni. Dzieliły je całe
światy.
RS
7
Seńorita Adams, paczka dla pani głos Constanzy
rozbrzmiał echem w całym domu.
Paczka od Shirley! Susan właśnie bawiła się z dzieć-
mi, gdy dobiegło ją wołanie Constanzy, zostawiła je więc w
ogrodzie, a sama pośpieszyła otworzyć przesyłkę, spo-
dziewając się listu od przyjaciółki.
Był! Leżał na samym wierzchu. Serce Susan zabiło na
moment z tęsknoty. Czy jeszcze kiedyś zobaczy Shirley?
Szybko rozerwała kopertę i przebiegła wzrokiem wiado-
mości z biura, o szefie, koleżankach i znajomych. Następna
partia listu szczególnie przykuła jej uwagę.
Pattie opowiedziała mi o Meksykaninie w samolocie.
Mam nadzieję, że się nie obrazisz, gdy przedstawię Ci moje
własne zdanie na ten temat. Marzenia to rzecz piękna, lecz
kiedyś trzeba zerwać z rojeniami podlotka. Susan, wy-
czarowałaś w swojej wyobrazni postać człowieka idealnego
i uczepiłaś się tej myśli, zamiast zadowolić się rzeczywistoś-
cią. Jakże Ty sobie wyobrażasz urzeczywistnienie swoich
marzeń? Takiego idealnego mężczyzny nie ma i nie będzie,
więc wyrzuć te bezsensowne mrzonki i zadowól się całkiem
normalnym człowiekiem! Machnęłaś na nas wszystkich ręką
i w Mexico City szukasz człowieka, którego w ogóle nie
znasz! Nawet nie wiesz, czyby Cię jeszcze rozpoznał! Gdyby
RS
tak naprawdę był Tobą zainteresowany, zapytałby przynaj-
mniej o Twe imię i adres, nie uważasz? A pocałunek?
Potraktował Cię jak zabawkę, to wszystko. Twój nieznajomy
to prawdopodobnie najprzeciętniejszy człowiek pod słońcem,
któremu spodobała się ładna buzia. Nie chcę przez to
powiedzieć, że wszyscy mężczyzni są tacy...
Susan z niemiłym uczuciem odłożyła list, a leżącą na
podłodze paczkę potraktowała niechętnym kopnięciem i
roztrzęsiona rzuciła się na łóżko.
Tak, Shirley potrafiła być twarda i wygarnąć wszystko
prosto z mostu. Mimo to w sercu Susan, która przecież
dobrze znała swoją przyjaciółkę, rósł bunt. Dlaczego Shirley
[ Pobierz całość w formacie PDF ]