[ Pobierz całość w formacie PDF ]

krzyczę, że planujesz ucieczkę. Możesz zabić mnie, by temu zapobiec. Możesz też powiedzieć mi,
jaki masz plan. Lepiej gadaj, i to natychmiast, bo nie zamierzam dać się nabrać na twoje czcze
obietnice!
Conan uniósł groznym ruchem swój kilof, po chwili odrzucił go jednak z łoskotem na kamienie.
- Dobrze, Tjai! Niech diabli porwą wszystkich wścibskich górali! Powiem ci, jeżeli przysięgniesz,
że nie wygadasz się przed innymi ani słowem. Sam jednak zrozumiesz, dlaczego nie mogę zabrać
cię ze sobą. - Kiedy mi powiesz, i tak ruszę twoim śladem - zaoponował Tjai.
- Dosyć! - przerwał mu brutalnie Cymmerianin. - Umiesz pływać, ilbarsyjski psie?
- Pływać? - Tjai był wyraznie zaskoczony. - A na co wyglądam, Cymmerianinie, na rybę czy na
człowieka? Nikt przecież nie umie oddychać pod wodą!
- Tak myślałem! - westchnął Conan. - Górale nie mają o tym pojęcia. Sam nauczyłem się
pływać, kiedy w zszytych ze skór łódkach wyprawiałem się na wanirskie faktorie handlowe na
dalekiej Pomocy. Od czasu do czasu przydaje mi się ta umiejętność.
- Conanie, nie bądz głupcem! - Tjai potrząsnął głową. - Ostrzegam cię, jeżeli myślisz o próbie
przepłynięcia podziemnym strumieniem, czeka cię pewna śmierć! Opowieści wyraznie głoszą, że
ta rzeka płynie wprost do Tartaru, królestwa zmarłych, chyba jedynego miejsca, gorszego niż ta
dziura! - Skazaniec splótł ramiona na piersiach, z niezmąconą pewnością, iż krążące wśród
więzniów przekazy zawierają wyłącznie prawdę. - W każdym razie pod ziemią nie ma powietrza.
Będziesz walić głową o pogrążone w wodzie szczerbate skały, aż się udusisz. Niejeden oszalały z
rozpaczy skazaniec próbował tej drogi ucieczki i już o nim więcej nie słyszano.
- Czego to dowodzi? %7łe zginęli, czy też wykazali zdrowy pomyślunek? - Conan potrząsnął
głową ze zniecierpliwieniem. - Nie, Tjai, nie chciałbym cię przekonywać, skoro i tak nie zamierzam
zabrać cię ze sobą. Mówię ci jednak, że nie powinieneś z góry zakładać, iż zginę. W takich jak ta
podziemnych jaskiniach pod sklepieniem zwykle znajduje się dość powietrza. Powinno być też
wystarczająco jasno dzięki światłu przesączającemu się przez szczeliny w tunelach kopalni.
- Skąd o tym wiesz? - spytał ponuro Ilbarsyjczyk.
- Wypływałem pod skały w tajemnicy. Trzy... nie, cztery razy. Za każdym razem starałem się
wytrzymać pod wodą coraz dłużej. Ostatnio przepłynąłem co najmniej pięćdziesiąt kroków. Nawet
tak daleko jest powietrze, przynajmniej dla jednego człowieka, jeżeli nie zatrzyma się na zbyt
długo. - Złożył poważnym gestem dłoń na ramieniu przyjaciela. - Wiem, że powietrza jest za mało
dla dwóch ludzi. Za miejscem, do którego zdołałem dotrzeć, skalna szczelina się zwęża, a prąd
staje się bardzo szybki. Nie sądzę, bym sam zdołał wrócić z powrotem, gdybym wypłynął dalej. -
Zwalisty Cymmerianin pokręcił głową. - Zamierzałem zapuścić się dziś jeszcze dalej. Lina na nic by
mi się nie przydała, bo i tak w końcu musiałbym ją zostawić i zaufać strumieniowi. Nie zobaczysz
mnie więc znowu, chyba że wrócę tu z bandą łamignatów, by was uwolnić - dokończył, by dodać
towarzyszowi otuchy.
- Zabierz mnie z sobą, Conanie! - rzekł błagalnie Ilbarsyjczyk, odkładając kilof. - Zaczekaj
jeszcze parę dni, pokaż mi, jak pływać i wstrzymywać oddech pod wodą. Wiem, że zdołam się tego
nauczyć!
- Nie w ciasnym, podziemnym strumieniu. Nie dasz rady, nie jesteś rybą. Samo to, że woda
jest bardzo zimna, wystarczy, by człowiek stracił przytomności. Pytam cię, kto jeszcze oprócz mnie
pływa w strumieniu, a chociażby myje się w nim? - Cymmerianin pogrążył się w rozlewisku po
kolana, nadal przyzwyczajając ciało do zimnego prądu. - Nie, przyjacielu, musisz cierpliwie na mnie
czekać i starać się unikać kłopotów. Przysięgam, że tu wrócę - chociażby ze względu na ciebie,
ponieważ reszta tych szubieniczników nic dla mnie nie znaczy.
- Conanie, musisz zabrać mnie ze sobą! Poczułem zapach wolności! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •