[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cokolwiek przeciwko czemuś, co się z nią wią\e. Ale, ale, \e te\ zapomniałam
dodała nagle, uderzając się w czoło. Przecie\ mam od niej coś jeszcze. Zaczekaj.
Wyjęła z torby małe pudełeczko i zawołała dziewczynki. Przybiegły natychmiast,
ciekawe nowej niespodzianki. Były ju\ ubrane w odświętne stroje, brakowało tylko
bucików.
Nie wiem, jak mogłam o tym zapomnieć powiedziała Amy, kiedy ją otoczyły.
Otworzyła pudełeczko i zaprezentowała im ceramiczną zieloną \abkę, ostatnią z
kolekcji Brendy, znajdującej się na regale. Tę \abkę, którą zabrała ze sobą do Iraku.
Teraz miała ona wrócić na swoje miejsce.
śabka waszej mamy wróciła do domu obwieściła.
Super! ucieszyła się Pammy.
Fajnie! powiedziała Jasmine.
Fajnie! powtórzyła Cindy.
Na \adnej dziewczynce jednak nie uczyniło to przesadnego wra\enia.
Uśmiechnęły się, ostro\nie pogładziły \abkę i znikły w swoim pokoju, \eby wło\yć
buciki.
Amy i Riley znowu zostali sami.
Poło\ył jej dłonie na ramionach i popatrzył w oczy.
Czy powiedziałem ci ju\, \e cię kocham? spytał. Amy poczuła zimny dreszcz
przebiegający po ciele.
O ile to było mo\liwe przy tak rozgrzanej skórze.
Nie wykrztusiła. Ręce jej się trzęsły, kolana uginały.
Nie wierzę ci.
Tylko niech cię to znowu nie spłoszy zastrzegł Riley.
Chcę, \ebyś o tym wiedziała. To wszystko.
Jesteśmy gotowe, tatusiu. Dziewczynki stanęły w drzwiach.
Amy idzie z nami? spytała Pammy.
Och, ja... zawahała się.
Oczywiście. Riley wpadł jej w słowo.
Tego się nie spodziewała. Wigilia u teściów, którzy nawet nie byli jej teściami.
Czy to mo\liwe? Z drugiej strony, jak\e miło, \e Riley nie chce zostawić jej samej w
takim dniu. Tylko jak rodzice Brendy ja przyjmą? zaniepokoiła się.
Ale powitali ją serdecznie. Nic dziwnego. Była po prostu jeszcze jednym z gości,
którzy tego dnia zjawili się w domu Greenów. Z San Antonio przyjechali ich obaj
synowie z \onami i dziećmi. Było te\ kilkoro najbli\szych przyjaciół.
Mniej więcej w połowie kolacji, gdy uznała, \e nadeszła sposobna chwila, Amy
przełknęła ślinę i zastukała no\em w kieliszek.
Czy mogę prosić o uwagę? spytała. Rozmowy umilkły.
Mam prezent dla was wszystkich, ale wręczenie go odbędzie się jutro po
południu oznajmiła.
O czym ty mówisz? zdziwił się Riley.
Chciałabym w związku z tym prosić was o przybycie jutro o drugiej do parku
miejskiego mówiła dalej. To tyle, co miałam do powiedzenia.
Co ty planujesz? spytał Riley szeptem.
Przekonasz się odpowiedziała z uśmiechem. Oczywiście, miejsce spotkania i
jej tajemnicza mina pozwalały się domyślać, co to za niespodzianka.
To musi mieć związek ze Zcianą Pamięci domyślił się Frank. Ale nie widzę
w tym sensu. Nazwisko Brendy jest ju\ przecie\ na pomniku ofiar wojny.
Co nie znaczy, \e nie mo\e być na Zcianie Pamięci zauwa\yła Marva.
Prawda?
Okazało się, \e miała rację, ó czym wszyscy mogli się przekonać następnego
dnia.
W umówionym miejscu zebrała się cała rodzina Greenów, Riley z córkami,
kilkudziesięciu mieszkańców miasta i paru \ołnierzy w mundurach, których nie znał
nikt oprócz Amy.
Gości powitał burmistrz, stojący obok granitowego muru, którego jeden fragment
był zasłonięty ciemną tkaniną. Poprosił wszystkich o uwagę, po czym przekazał
mikrofon Amy.
Dziękuję wszystkim za przybycie powiedziała. Na Zcianie Pamięci dodano
nowe nazwisko, \eby uhonorować mieszkankę tego miasta, która wykraczając poza
swoje obowiązki, oddała swoje \ycie w obronie \ycia innych. Mówię o Brendzie
Green Sinclair, sier\ancie amerykańskiej Gwardii Narodowej.
Amy opowiedziała o bohaterskim czynie Brendy, o ludziach, których uratowała, o
tym, jak zginęła.
Ten bezinteresowny akt odwagi ocalił \ycie czworga jej towarzyszy, ze mną
włącznie. Panie i panowie, złó\my hołd Brendzie Sinclair.
Na jej sygnał ściągnięto zasłonę i oczom zebranych ukazał się granitowy panel ze
świe\o wyrytym napisem. Było tu wymienione nazwisko Brendy, stopień wojskowy,
daty urodzenia i śmierci, miejsce śmierci i nazwiska ludzi, których ocaliła.
Są dziś ze mną ciągnęła Amy kaprale Johnson i Cohen oraz starszy
szeregowy Don Meeker. Wszyscy oni zawdzięczają \ycie Brendzie i pragną wraz z
wami oddać jej hołd. Jest te\ obecny kapitan Enrique Lopez, który ma szczególny
prezent do przekazania jej mę\owi, panu Rileyowi Sinclairowi.
Riley stał jak wryty, gdy kapitan wręczał mu order Brązowej Gwiazdy w uznaniu
bohaterskiego czynu Brendy.
A pózniej wszyscy składali gratulacje jemu i rodzicom Brendy. Riley ściskał
dłonie \ołnierzy, mieszkańców miasta, a tak\e jednej czy dwóch nieznanych mu osób.
Nie bardzo wiedział, co się wokół niego dzieje, był jak ogłuszony.
To wszystko twoja zasługa szepnął w końcu do Amy. To zasługa Amy
Galloway powtórzył głośno.
Amy zebrała się w sobie. Teraz albo nigdy. Wiedziała, \e wszyscy na nich patrzą.
Marva i Frank, ich synowie, córki Rileya.
Tak przyznała. Uczyniłam to, \eby uczcić Brendę. Nigdy nie chciałam zająć
jej miejsca. Nie mogłabym, nawet gdybym próbowała. Chcę jednak mieć swoje
własne miejsce w \yciu twoim i twoich córek, bo kocham ciebie, kocham was
wszystkich, i to bardzo. Będę się czuła zaszczycona, mogąc sprawić, \e twoje córki
nigdy nie zapomną matki. Jeśli taka będzie twoja wola, z największą radością zostanę
twoją \oną i matką twoich dzieci. O\enisz się ze mną?
Twarz Rileya rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
Co wy na to, dziewczyny? zwrócił się do córek. Mamy ją poślubić?
Tak! Tak!
Tak!
Zaakceptowano jednogłośnie powiedział, nie spuszczając wzroku z Amy.
śenię się z tobą. Zresztą, czy mam inne wyjście? zaśmiał się.
Zgromadzeni wokół nich mieszkańcy Tribute wyrazili swój aplauz oklaskami i
okrzykami radości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]