[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Natalia nie patrzyła na pana Michała, gdy wyznała mu, że zostanie matką. Nieco się
zdziwił wiadomością i jej bezpośrednim przekazaniem, ale nie dał tego po sobie poznać.
Pomyślał, że może wyszła za mąż, a on tego nie pamięta.
- Winszuję - powiedział z uśmiechem. - %7łyczę Natalii udanego dzieciątka, syna może.
- Dziękuję - szepnęła młynarzówna.
Nie potrafiła od razu powiedzieć, czemu taką wiadomość przekazuje akurat
dziedzicowi Kalinówki. Pan Michał czekał, co dziewczyna doda. Nie spieszyła się, zdążył
pomyśleć, że może chce go poprosić na ojca chrzestnego.
- Oczywiście, że mogę być ojcem chrzestnym
- odezwał się z życzliwym uśmiechem. - Wudkiewiczowie i Kalinowscy to prawie
jedna rodzina. Pamiętam pannę Natalię jako całkiem malutką dziewczynkę, dziecko po
prostu.
Natalia pokręciła głową. Nie śmiała podnieść oczu i spojrzeć w twarz panu
Michałowi.
- Uprzejmie dziękuję panu dziedzicowi - wybąkała wreszcie. - Ale rzecz nie o to
idzie...
- Nie? - pan Michał był tego dnia dość rozkojarzony, myślał zupełnie o czym innym,
wcale nie o tym, co znajdowało się w przestrzeni ograniczonej kalinowskimi płotami.
- Nie, panie dziedzicu - potwierdziła Wudkiewiczówna. - Chodzi o to, że ja... że my...
Chodzi o to... Chodzi o panicza Ignasia...
- O Ignasia? - powtórzył Kalinowski. - Co ma z tym wspólnego Ignaś?
- Właśnie - podchwyciła Natalia z wdzięcznością, że najważniejsze słowa
wypowiedział pan Michał, nie ona. - Ignaś ma z tym wiele wspólnego...
Kalinowski spoważniał nagle, spojrzał na zawstydzoną twarz dziewczyny i domyślił
się, co zaraz usłyszy.
- Co panna sugeruje? - spytał szorstko. - Chyba nie to, czego się domyślam...
- Tak - odpowiedziała Natalia. - Panicz Ignaś jest ojcem mojego dziecka.
Pan Michał rozejrzał się, czy nikt nie słyszał wyznania młynarzówny.
- Na pewno on? - spytał marszcząc brwi.
Jego uprzejmość wyraznie uległa zmniejszeniu.
- Pan Ignaś - potwierdziła Natalia.
Siedziała z rękami założonymi na podołku, zawstydzona, ale - jak każda przyszła
matka - z nadzieją patrzyła w przyszłość.
- Kiedy rozwiązanie? - spytał Kalinowski. - Bo chyba nic nie widać...
- Niedługo będzie widać - wyjaśniła swobodnie. - Zaczął się czwarty miesiąc.
- Aha - odpowiedział pan Michał. - Czwarty miesiąc. Znaczy, że nie ma żadnych
wątpliwości.
- Nie ma.
Kalinowski rozejrzał się ponownie, a potem pochylił w stronę dziewczyny.
- Zadam teraz pannie ważne pytanie - uprzedził. - Proszę się dobrze zastanowić nad
odpowiedzią.
Natalia skwapliwie potwierdziła, że jest gotowa odpowiedzieć poważnie na każde
pytanie.
- Czy Ignaś zastosował wobec panny Natalii jaką przemoc? - spytał pan Michał,
uważnie przyglądając się twarzy dziewczyny. - Zmusił albo może skusił jakąś ważną
obietnicą?
Natalia Wudkiewicz nie odpowiedziała od razu. Nagle w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Nie użył przemocy - wyjaśniła. - Przeciwnie, był bardzo uprzejmy i bardzo
akuratny... A czy co obiecał? Nie, żadnych prezentów nie dawał, ten jeden mały naszyjnik
tylko. To wtedy było, jak powiedział, że się ze mną ożeni...
Michał Kalinowski zmarł.
- Mówił, że się z panną ożeni? Złożył taką obietnicę?
Natalia skinęła głową.
- Złożył obietnicę - potwierdziła. - Jak powiedziałam, że się ze mną chce tylko
zabawić, to powiedział, że nie. %7łe chce się ożenić.
Michał Kalinowski nie spuszczał surowego wzroku z twarzy dziewczyny.
- To poważna sprawa - przypomniał. - Panna to przecież wie. Dlatego muszę zapytać,
czy był ktoś przy tym, jak mój syn obiecał pannie małżeństwo?
- Tak - odpowiedziała Natalia uroczystym tonem.
Pan Michał zrozumiał, że sytuacja jest poważna. Obietnica małżeństwa, zwłaszcza
złożona przy świadkach, oznaczała konieczność konsekwentnego postępowania.
- Rozumiem. Czy panna zechce powiedzieć, kto był świadkiem waszej rozmowy?
- Oczywiście - uśmiechnęła się Natalia. - Nie mam nic do ukrycia.
- Więc?
Młynarzówna skinęła głową i uśmiechnęła się szeroko.
- Pan Bóg - odpowiedziała.
***
Pan Michał siedział długą chwilę na ławce, palił fajkę i rozmyślał. Potem wystukał
resztkę popiołu o podeszwę buta, schował fajkę do kieszeni i wstał.
- Trudno - powiedział półgłosem. - Może to rzeczywiście już czas na niego. Sądziłem,
że ma chłopak jeszcze czas, ale pewnie się myliłem...
Wyszedł z sadu, zapytał kogoś ze służby, gdzie jest syn i poszedł do stajni. Ignaś
Kalinowski czyścił właśnie swojego konia pod wierzch. Była to siwa, spokojna klacz
imieniem Strzałka. Ignaś lubił powozić, czasami popisywał się umiejętnościami prowadzenia
dwu i nawet czterokonnego zaprzęgu. Wierzchem jezdził jednak mało, a już nigdy na
Strzałce. Puszczał ją luzem na paszę i zachwycał sylwetką zwierzęcia. Marzył o tym, by w
Kalinówce założyć hodowlę koni i dla klaczy wyznaczył w tych planach ważne miejsce.
- Nieprawda - oświadczył Ignaś na pytanie ojca, a zgrzebło w jego ręku nie
znieruchomiało ani na chwilę na końskim grzbiecie. - Nigdy nie zamierzałem żenić się z
Natalią. Nie zamierzałem, więc i nie miałem powodu obiecywać.
- Ale chodziłeś do niej? - spytał Kalinowski.
Ignaś potwierdził bez wahania.
- Zapraszała. Co miałem nie chodzić?
Pan Michał zastanawiał się przez chwilę. Spokój syna odebrał pozytywnie, ale
zmartwiło go jego podejście do sprawy. Bo to mógł być problem.
- Nie pomyślałeś, że ona może coś sobie wyobrażać? - zapytał wreszcie. - %7łe twoje
wizyty może odbierać jako nadzieję na coś więcej?
Ignaś pokręcił głową.
- Mówiła, że nie będzie dziecka - odpowiedział wprost. - Wiele razy powtarzała.
- Przecież wiedziałeś, że może się mylić.
Ignaś odłożył zgrzebło, łagodnie poklepał
Strzałkę po szyi.
- Nie wiedziałem, proszę ojca - odpowiedział z pewnością w głosie. - Wierzyłem
Natalii. Skoro mówiła, że nic z tego nie będzie, myślałem, że nie będzie. Teraz, jak ona mówi
inaczej, sam nie wiem, co myśleć. Ale na pewno nie myślę o tym, żeby lecieć do młynarza i
prosić o jej rękę. Niechaj mi ojciec wybaczy, ale tego nie zrobię.
- Rozumiem - zapewnił pan Michał. - Wszystkiego nie wiem, ale rozumiem.
Wzdychał ciężko, zastanawiał się nad tym, co i jak powinien postanowić. A także nad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]