[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stuknęła odkładana słuchawka.
- Co się stało? - spytał Walczak.
- Jadę do Gdyni.
- Teraz?
- Tak. Muszę zdążyć na pociąg.
- Ale co się właściwie stało?
- Pózniej ci opowiem. Nie gniewaj się, ale nie mam teraz czasu. Powiedz
jutro w komendzie, że musiałem nagle wyjechać do Gdyni. Nie wiem
kiedy wrócę. Zadzwonię do Leśniewskiego. Cześć.
Dworzec tonął w ciemnościach. Samochody wpadały w zle oświetlone
kałuże, rozpryskując szerokim strumieniem deszczową wodę. Przechodnie
uskakiwali w bok, usiłując uniknąć niepożądanego prysznicu. Anemiczny
blask rzadko ustawionych latarń padał na zmęczone, smutne twarze.
Downar bez trudu znalazł porucznika.
- No i co?
- Nic. Siedzi w poczekalni. Nadał te skrzynki na bagaż i czeka na pociąg.
- Jest sam? -Tak.
- Jesteście pewni, że jedzie do Gdyni?
- Bilet kupił do Gdyni. Stałem za nim w kolejce. Nigdy mnie nie widział.
Mogłem zaryzykować.
- Ile tych skrzynek załadował?
- Będzie chyba z osiem. Wszystkie puste.
- Puste? - zdziwił się Downar. - Skąd wiecie, że puste?
- Bo jak je ładował do taksówki bagażowej, to wieko z jednej odleciało.
Zobaczyłem, że pusta. Zresztą ludzie bez wysiłku znosili je z góry.
- Nikt nie zauważył, że ich obserwujecie?
- Skądże. Zajęci byli robotą. Na nic nie zwracali uwagi. Downar w
zamyśleniu potarł dłonią kark.
- No cóż... Nie ma rady. Trzeba jechać.
127
"li
- Do Gdyni?
- Tak. Pojedziecie ze mną. Możecie?
- Jak trzeba, to mogę. Nie wiem tyko jak z komendą załatwić.
- O to się nie martwcie. Powiedziałem Walczakowi, że jadę do Gdyni.
Domyśli się, że zabrałem was ze sobą. Zresztą jutro zadzwonimy do
komendy.
- Nie mam nawet szczoteczki do zębów - uśmiechnął się Olszewski. - Nie
spodziewałem się, że wyruszę w podróż.
- Nic nie szkodzi. W Gdyni zdobędziemy przybory toaletowe. Idzcie kupić
bilety. Ja muszę tak lawirować, żeby mnie Siemiatycki nie spostrzegł.
Olszewski odszedł i nie było go dłuższą chwilę. Wrócił zadyszany.
- Nie ma go w poczekalni - powiedział. - Musiał wyjść na peron.
- A bilety macie?
- Mam.
- No to skoczcie na peron. Pociąg powinien już być podstawiony.
Zorientujcie się, w którym siedzi wagonie i dajcie mi znać.
Okazało się jednak, że pociągu jeszcze nie było. Olszewski z daleka
dojrzał Siemiatyckiego, który spokojnie przechadzał się po peronie, paląc
papierosa. Nie rozglądał się. Nie robił wrażenia człowieka, który
podejrzewa, że ktoś go śledzi.
Porucznik zaczekał, aż podstawią pociąg. Zobaczył do którego wagonu
wsiadł Siemiatycki i biegiem wrócił przed dworzec.
- Zasuwamy, towarzyszu majorze. Wiem gdzie on siedzi. Niewiele
brakowało, a pociąg byłby im uciekł. W ostatnim momencie wskoczyli do
wagonu.
Na korytarzu Downar pochylił się do ucha swego towarzysza.
- Dobrze uważajcie. Może będzie chciał się przesiąść. Nie powinien mnie
zobaczyć.
- Po jakiego diabła ten facet wiezie do Gdyni puste skrzynki? - zapytał
cicho Olszewski.
- Niedługo się dowiemy. A teraz ani słowa na ten temat. Możemy
rozmawiać wyłącznie o pogodzie.
W pociągu było dosyć tłoczno, ale znalezli dwa wolne miejsca w
przedziale dla niepalących.
Downar szybkim spojrzeniem obrzucił dwie starsze panie, kolejarza i
pogrążonego w lekturze młodzieńca. Usiadł koło drzwi, powiesił płaszcz i
na wszelki wypadek zakrył nim twarz, udając że śpi.
Nie spał jednak. Gromady natrętnych myśli nie dawały mu spokoju. A
jeżeli Walczak ma rację? Jeżeli to są rzeczywiście dwie oddzielne sprawy?
Może to wszystko wygląda zupełnie inaczej? Może Terner zabił niewierną
żonę. Uciekała przed nim do Ameryki. Czy to możliwe, żeby nic o tym nie
wiedział? A może nie Terner jest mordercą, ale Siemiatycki? Zdradzony
kochanek. Może Ternerowa zakochała się w tym Holendrze i jechała do
niego, pragnąc się pozbyć i męża i Siemiatyckiego? Przecież takiej
ewentualności nie można wykluczyć. Zabójstwo w afekcie? Nie bardzo to
pasuje. Jeżeli ten człowiek z brodą i w ciemnych okularach jest
mordercą... To raczej wygląda na zbrodnię z premedytacją... Facet był
najwyrazniej ucharakteryzo-wany. A te telefony do wszystkich hoteli na
Wybrzeżu? Szukał jej bardzo systematycznie. To nie wskazuje na działanie
w afekcie. Morderstwo na tle rabunkowym także nie wchodzi w rachubę.
Zbrodniarz zostawił pieniądze, zegarek, pierścionki, paszport, bilet
okrętowy. Jeżeli więc nie afekt, nie rabunek, to co? Zemsta? Czyż są
dzisiaj w Polsce ludzie, którzy kierowaliby się prawami wendetty?
Może i są, ale to mało prawdopodobna hipoteza. Chyba jednak popełnił tę
zbrodnię człowiek, któremu Ternerowa w jakiś sposób zagrażała, którego
mogła skompromitować. Skompromitować gdzie? Za granicą? W
Ameryce? A może afera szpiegowska? Może Ternerowa była agentką
obcego wywiadu? Może to jakieś porachunki na tym tle? Nie, nie, to także
nie bardzo pasuje. A co z zabójstwem Skoczyńskiej? Zazdrosny mąż?
Ternerowa? Sabina? A może ktoś zupełnie nieznany, ktoś spoza kręgu tych
wszystkich ludzi?
128
129
Dziesiątki koncepcji, przypuszczeń, możliwości... Wszystkie te teorie
prawdopodobne, ale jednocześnie mało przekonywające. Która jest
prawdziwa? Którą wybrać? W głowie chaos, zamęt...
Pociąg gnał dalej w ciemność. Oświetlone okna wagonów rzucały jasne
plamy na nocny krajobraz. Rytmiczne kołysanie działało jak środek
nasenny. Koła stukały... Stukały.
Zmęczenie zwyciężyło i Downar zasnął naprawdę.
Obudził się, kiedy już nowy dzień szarzał na szybach. Zaraz będziemy w
Gdyni" pomyślał i spojrzał na śpiącego obok porucznika. Trącił go
delikatnie, potem trochę mocniej, a potem jeszcze mocniej. To ostatnie
szturchnięcie poskutkowało. Olszewski zerwał się na równe nogi.
- Co? Co się stało? Uciekł?
- Nic się nie stało - uspokoił go Downar. - Dojeżdżamy do Gdyni.
- Już?
- Ano już. Zdaje się, żeście się niezle wyspali. Olszewski ziewnął.
- Tak mnie zmorzyło, nie mogłem sobie dać rady. Pociąg zwolnił i po
chwili zatrzymał się na stacji. Wysiedli.
- Ostrożnie - szepnął Downar. - Nie powinien nas zobaczyć. Nie
podchodzmy za blisko.
Ale Siemiatycki nie oglądał się. Szedł szybkim energicznym krokiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]