[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szcza że ktoś inny chętnie go pocieszy. Charlene w sam
raz do niego pasuje, dużo bardziej niż ja, przemawiała do
siebie, jeszcze boleśniej rozdrapując rany. Ja nawet nie
mogę się z nią równać, i to pod żadnym względem. Char
lene z pewnością zna francuski, orientuje się w gatunkach
win i nie plecie trzy po trzy, nawet gdy wypije więcej niż
kieliszek szampana.
W sobotę umówiły się z Lisa na lunch. Hillary miała
nadzieję, że wyjście do restauracji poprawi jej humor. Gdy
przyjechała, sala była pełna. Dostrzegła Lisę siedzącą przy
małym stoliku. Pomachała do niej i ruszyła przez tłum.
- Przepraszam, że się spózniłam - uśmiechnęła się
64 NORA ROBERTS
przepraszająco, sięgając po kartę. - Był straszny korek.
W ogóle ledwie złapałam taksówkę. Naczekałam się i wy-
marzłam. Czuje się, że zima tuż-tuż.
- Zima? - z uśmiechem zdziwiła się Lisa. - Ja ciągle
mam wrażenie, że jest wiosna.
- To miłość tak na ciebie podziałała. Wytrąciła cię
z równowagi - zaśmiała się Hillary. - Ale nawet jeśli
z twoją głową coś jest przez to nie tak, cała reszta kwitnie.
Wyglądasz olśniewająco, aż bije od ciebie blask.
Lisa uśmiechnęła się promiennie.
- Wiem, że od kilku tygodni nie chodzę po ziemi -
przyznała. - Pewnie już nie możesz na mnie patrzeć.
- Nie mów głupstw. Gdy widzę, jak promieniejesz, od
razu robi mi się lżej na sercu.
Zamówiły potrawy, zajęły się rozmową.
- Powinnam znalezć sobie na koleżankę brzydulę z ha
czykowatym nosem - nieoczekiwanie zmieniła temat
Lisa.
Hillary na chwilę przestała jeść.
- Możesz powtórzyć? - zapytała.
- Nie masz pojęcia, jaki facet właśnie wszedł. Po pro
stu boski! Ale na mnie nawet nie zerknął. Jest wpatrzony
w ciebie.
- Pewnie kogoś szuka - podsunęła spokojnie. - Umó
wił się tu z kimś.
- Akurat. Jest z panienką uwieszoną na jego ramieniu
- zareplikowała Lisa, nie odrywając wzroku od sali. - Hil
lary, on przez cały czas na ciebie patrzy! Nie, nie odwracaj
się! - syknęła, bo zaciekawiona Hillary poruszyła głową.
- O Boże, on tutaj idzie!
DZIEWCZYNA Z OKAADKI 65
- Zachowujesz się, jakbyś zobaczyła ducha - spokoj
nie odrzekła Hillary, rozśmieszona zachowaniem kole
żanki.
- Cześć, Hillary! Ciągle wpadamy na siebie, co?
Oczy Hillary rozszerzyły się ze zdumienia. Popatrzyła
na równie zdumioną Lisę, przeniosła wzrok na stojącego
przy stoliku mężczyznę. Bret uśmiechał się filuternie.
- Cześć-odpowiedziała bez tchu. Była tak poruszona,
że brakowało jej powietrza. Popatrzyła na rudowłosą
ślicznotkę uczepioną jego ramienia. - Witam, pani Mason,
miło mi panią widzieć - powiedziała ze spokojem.
Charlene niemal niezauważalnie skinęła głową. Hillary
aż się wzdrygnęła pod zimnym spojrzeniem jej zielonych
oczu. Na mgnienie zapadła cisza.
- Lisa MacDonald, Charlene Mason i Bret Bardoff -
Hillary opamiętała się i pośpiesznie dokonała prezentacji.
- Och, to pan jest z Mode" - wypaliła Lisa. Oczy jej
błyszczały. Hillary marzyła, by zapaść się pod ziemię.
- Mniej więcej.
Hillary mogła tylko bezradnie patrzeć, jak Bret obdarza
Lisę ujmującym uśmiechem.
- Jestem zagorzałą fanką pana pisma, panie Bardoff
- szczebiotała Lisa, nie zauważając gniewnych spojrzeń
Charlene. - Nie mogę się doczekać tego specjalnego wy
dania ze zdjęciami Hillary. To będzie coś niesamowitego.
- Przynajmniej tak się zapowiada. - Odwrócił się do
Hillary. - Chyba przyznasz mi rację, Hillary?
- Tak - rzuciła lekko.
- Bret - wtrąciła się Charlene. - Chodzmy już i po
zwólmy paniom w spokoju dokończyć posiłek.
66 NORA ROBERTS
- Miło mi było panią poznać, Liso. Do zobaczenia,
Hillary. - Na widok uśmiechu Breta serce zabiło Hillary
jak szalone. Wymamrotała zdawkowe pożegnanie, nerwo
wym gestem sięgnęła po filiżankę z herbatą.
Lisa przez kilka sekund odprowadzała Breta wzrokiem.
- No! - rzuciła z przejęciem, przenosząc na Hillary spoj
rzenie brązowych oczy. - Nic nie mówiłaś, że on jest taki
fantastyczny! Aż coś mi się zrobiło, gdy się uśmiechnął!
- Lisa, opanuj się. Przecież twoje serce już jest zajęte.
- To prawda - potwierdziła. - Ale nadal jestem kobie
tą. - Popatrzyła znacząco na Hillary i dodała psotnie: -
Chyba mi nie powiesz, że on cię wcale nie rusza? Za
dobrze się znamy.
- Odpowiem ci szczerze. Jasne, że jestem podatna na
zabójczy urok pana Bardoffa, ale też doskonale wiem, że
muszę się na niego uodpornić. Co najmniej na kilka mie
sięcy.
- A nie zastanawiałaś się, czy to zainteresowanie nie
jest obustronne? Ty też masz w sobie bardzo wiele uroku.
- Widziałaś tę rudą wczepioną w niego pazurami? Jak
bluszcz obrastający ceglaną ścianę.
- Trudno, żebym jej nie zauważyła. Miałam wrażenie,
że czeka, aż padnę przed nią na kolana. Kim ona właściwie
jest? Jakaś królowa czy co?
- Doskonała partia dla monarchy - mruknęła Hillary.
- Słucham?
- Nie, nic takiego. Skończyłaś jedzenie? Jeśli tak, to
zbierajmy się stąd. - Nie czekając na odpowiedz, Hillary
sięgnęła po torebkę i wstała. Wyszły z restauracji.
DZIEWCZYNA Z OKAADKI 67
Poniedziałkowy poranek przywitał ją pierwszym śnie
giem. Z rozjaśnioną buzią spoglądała w niebo, a delikatne
śniegowe płatki wirowały w powietrzu i spadały na jej
policzki. Nie mogła się doczekać, kiedy wkoło zrobi się
biało. Od razu przypomniała sobie zimę w rodzinnych
stronach: jazdę na saneczkach, bitwę śnieżkami, ośnieżone
drzewa i pola. Nawet większe niż zazwyczaj korki nie
zdołały popsuć jej nastroju. Do studia Larry'ego wpadła
podniecona i roześmiana.
- Cześć, staruszku! - zawołała. - Jak udał się świą
teczny weekend? - W długim płaszczu i nasuniętej na
czoło futrzanej czapeczce wyglądała prześlicznie. Policzki
zaróżowione od chłodu, radośnie błyszczące oczy.
Larry odłożył aparat, popatrzył na nią pogodnie.
- Widzę, że pierwszy śnieg sprawił ci wielką przyje
mność. Wyglądasz jak z reklamówki zimowych wakacji.
- Jesteś niemożliwy. - Zdjęła płaszcz i czapeczkę,
skrzywiła się z udaną przyganą. - Wszystko kojarzy ci się
tylko i wyłącznie z fotografią.
- Tak to już jest, skrzywienie zawodowe. June mówi, że
mam wyjątkowe oko do zdjęć - dodał bez zastanowienia.
- June? - Popatrzyła na niego pytająco.
- Hm, no tak. Ona pasjonuje się fotografią.
- Rozumiem. - W jej tonie zabrzmiała lekka ironia.
- June bardzo interesuje się aparatami.
- Głównie pociągają ją zoom i szerokokątne obiekty
wy. - Z powagą kiwnęła głową.
- Hil, daj już spokój - wymruczał Larry i zabrał się za
ustawianie sprzętu.
Hillary podbiegła do niego, uścisnęła go serdecznie.
68 NORA ROBERTS
- Daj buziaka, spryciarzu. Już ja cię znam!
- Przestań, Hil - wymamrotał, oswobadzając się z jej
uścisku. - Co ty dzisiaj przyszłaś tak wcześnie? Jesteś pół
godziny przed czasem.
- Coś takiego! Wiesz, która jest godzina! - przewróci
ła oczami. Larry skrzywił się tylko. - Pomyślałam, że
przejrzę sobie gotowe zdjęcia.
- Tam leżą - wskazał na zawalone papierami biurko
w rogu studia. - Pozwól mi w spokoju skończyć przygo
towania.
- Tak, mistrzu. - Wycofała się w stronę biurka, znalaz
ła teczkę ze zdjęciami. Zaczęła oglądać je wnikliwie. Po
jakimś czasie wyjęła fotkę, na której grała w tenisa. - Po
proszę taką odbitkę! - zawołała do Larry'ego. - Wyglą
dam tu jak zawodowa tenisistka. - Larry nie odpowie
dział. Popatrzyła w jego stronę. Był całkowicie pochłonię
ty swoim sprzętem. - Oczywiście, Hillary, nie ma sprawy
- odparła za niego. - Dla ciebie wszystko, złotko. Popatrz
tylko na siebie - ciągnęła z przejęciem, wlepiając wzrok
w zdjęcie. - Wspaniała postawa i całkowita koncentracja.
Wimbledon stoi przed tobą otworem. - Odsapnęła i zaczę
ła innym tonem: - Dzięki, Larry. Za wsparcie i słowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]