[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko o Balleymore. Otworzyła oczy.
- Chodzmy na górę - powiedziała zmienionym głosem. -
Widzę, że są tam wolne miejsca.
- Chodzmy - rzekł John. I zupełnie nie wiedział, dlaczego
Emma jest zła na niego. Znowu coś nie tak?
RS
99
ROZDZIAA ÓSMY
- Dzięki za piękny dzień. To była wspaniała wycieczka -
szepnęła Emma.
- Cieszę się, że ci się podobało. Pani Macrae kazała mi dbać o
ciebie, żebyś była zadowolona. Mówiła, że należy ci się choć
jeden piękny dzień. Mam nadzieję, że spełniłem jej
oczekiwania.
- Oczywiście - potwierdziła Emma. Chciała się jeszcze
upewnić, że John ją lubi. To było przecież możliwe. - Czy nadal
nienawidzisz mnie z powodu moich rodziców? - zapytała.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - oburzył się John. - Jeśli nie
będziesz tak postępować jak twoja matka...
- Dziękuję uprzejmie - powiedziała Emma, zaciskając szczęki
ze złości. - Jestem już zmęczona tym ciągłym oskarżaniem mnie
o błędy mojej matki. Jeżeli jestem taka jak moja matka, to
dlaczego ty nie jesteś taki jak twój ojciec? Nie rozumiem, jak
można zakochać się w kimś tak nierozgarniętym. Jesteś zupełnie
głupi!
Emma obróciła się na pięcie i pomaszerowała w kierunku
domu. Zatrzasnęła za sobą ogromne, ciężkie drzwi. Co za
potwór!
Stała w korytarzu i czuła jak narasta w niej wściekłość. Mattie
wyszła z kuchni, niosąc wysoką szklankę oranżady.
- Wyglądasz, jakbyś tego potrzebowała - powiedziała, podając
jej zimny napój. - Co się stało?
- Nic. Ale jestem cholernie wyprowadzona z równowagi. Ja
go spiorę. Dlaczego jestem tak zainteresowana mężczyzną,
który od razu zaszufladkował mnie nie tak, jak powinien? On
myśli, że jestem taka jak moja matka i mnie nienawidzi. Jak
podobna głupota może uchodzić mu płazem? Mattie, ja go
kocham. Dlaczego on mnie nienawidzi?
Ostatniemu zdaniu towarzyszyło łkanie. Potem Emma
rozpłakała się na dobre.
RS
100
Pani Macrae spojrzała na nią zaskoczona.
- Kochanie, nie wiem, co powiedzieć, jak ci pomóc. Czy ty
nie przesadzasz? Aby na pewno mówisz o Johnie? Taki
sympatyczny, zrównoważony człowiek. Zawsze można na niego
liczyć. Nie sądzę, żeby mógł być aż tak małostkowy, jak
mówisz.
Mattie przerwała swój wywód i spojrzała na nią niespokojnie.
- Co on ci zrobił?
- Pocałował mnie! Dwa razy! A potem powiedział, że dopóty
będę szczęśliwa, dopóki nie będę postępować jak moja matka -
rzekła Emma, pałając oburzeniem. - A ja mu na to
powiedziałam, że nie będę jak moja matka, dopóki on nie będzie
jak jego ojciec.
Pani Macrae była zszokowana.
- John jest najuczciwszym człowiekiem, jakiego znam. On z
pewnością nie mógł tak myśleć. Musiałaś mylnie zrozumieć
jego słowa. Musi być jakieś wyjaśnienie.
- Jeśli jest, chciałabym je usłyszeć.
- John jest tego typu mężczyzną, że nic nie robi bez powodu.
Emma słyszała zdenerwowanie w głosie Mattie i zdecydowała
się zmienić temat.
- W porządku. Jeśli tak mówisz... - uśmiechnęła się do starszej
pani. - A jak tobie upłynął dzień?
- W ogóle nie słyszałam tych dwojga na górze. Chyba przez
cały czas spali. Ale potem znowu czyściłam półki w spiżarni i
robiłam dużo hałasu. Mogłam nie słyszeć.
- Może ci pomóc?
- Nie, dziękuję. Zrobiłam wszystko, co zaplanowałam na
dzisiaj. O, przyszedł do ciebie list polecony. Byłabym
zapomniała. Wiem, że podpisywałam. Gdzie ja go mogłam
położyć?
Emma instynktownie spojrzała na stolik w korytarzu. To były
dwa listy polecone. Jeden zaadresowany do niej, a drugi do Jill.
RS
101
- Tutaj leżą, Mattie. Oba od pana Hendricksa! - zawołała. -
Ciekawe, o co chodzi.
- Otwórz list, to się dowiesz - poradziła Mattie.
To było wezwanie do sądu. Na następny czwartek. Nie jestem
pewna, pomyślała, kto wygra tę sprawę. Ale i tak nic z tego
dobrego nie może wyniknąć. Jeśli zadecydują zbyt szybko, nie
będę miała żadnych powodów, żeby spotykać się z Johnem.
Nawet jeżeli on czasami mnie nienawidzi, z rozkoszą
powierzyłabym mu swoje życie. Jestem cholernie głupia.
Potrzebuję, żeby świat się zatrzymał na kilka dni, żebym
mogła przeanalizować wszystkie zmiany w moim życiu,
pomyślała. Już zaczynam się czuć, jakbym należała do tego
domu. To bardzo przyjemne uczucie. Całe życie byłam
podrzutkiem w przytułku. A teraz ja tutaj należę, jak nigdy nie
należałam przedtem. Podoba mi się to. Nie chcę, żeby się
zmieniło. Nie tak szybko.
Słyszałam o opieszałości amerykańskiego sądownictwa, o
wielu zaległych sprawach. Dlaczego tutaj to działa tak sprawnie
i szybko? Wcale nie myślę o wygranej. Tylko jeszcze parę dni
zwłoki. Parę dni więcej skradzionego szczęścia.
- Nie martw się - rzekła Mattie. - Bóg nas poprowadzi.
Płakaniem nic tu nie pomogę, pomyślała Emma. Tak jest mi
przeznaczone, że muszę należeć do tych najbardziej
nieszczęśliwych. Przyłączyłam się do najbardziej
pokrzywdzonych przez los, gdy ojciec mnie porzucił. Wiele
razy pózniej miałam złamane serce. Mogę tego nie lubić, ale już
dawno powinnam była przyzwyczaić się do tego.
Otarła palcem łzę. Ale nigdy przedtem serce nie było złamane
aż tak bardzo. Westchnęła.
Usłyszała, że Mattie coś do niej mówi.
- Co mówisz?
- Emma? Emma? Czy coś złego w tym liście?
- Wezwanie na rozprawÄ™ sÄ…dowÄ… w sprawie ustalenia prawa
do spadku. Pan Hendricks wyznaczył termin na czwartek.
RS
102
- Pójdę tam z tobą - rzekła Mattie, jakby obawiała się, że
Emma zaprotestuje.
- Oczywiście - spojrzała na Mattie z lekkim roztargnieniem, z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]