[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gdyby tylko mama mogła teraz przyjechać! - powiedziała Jo, kiedy zimowa noc zaczęła
blednąc.
- Spójrz - powiedziała Meg, podchodząc z na wpół rozkwitłą białą różą. - Myślałam, że
chyba nie będzie gotowa, by można ją jutro włożyć w dłoń Beth, gdyby... odeszła od nas. Ale
rozkwitła w nocy i teraz wstawię ją tu do wazonu, żeby kiedy nasze kochanie się obudzi,
pierwszym, co zobaczy, była ta mała róża i twarz mamy.
Nigdy przedtem słońce nie wschodziło tak pięknie i nigdy świat nie wydawał się tak
cudowny, jak ujrzały to zmęczone oczy Meg i Jo, kiedy tego wczesnego ranka wyjrzały przez
okno po zakończeniu swej długiej, smutnej straży.
- Wszystko wygląda jak w baśniowej krainie - powiedziała Meg, uśmiechając się sama do
siebie, kiedy stała tak przy zasłonce, spoglądając na olśniewający widok.
- Uwaga! - zawołała Jo, zrywając się na równe nogi.
Tak, to od strony drzwi wejściowych słychać było dzwonek, płacz Hanny, a potem głos
Laurie mówiący radosnym szeptem: - Dziewczęta, przyjechała, przyjechała!
ROZDZIAA 19
Testament Amy Kiedy w domu działy się opisane zdarzenia, Amy przeżywała ciężkie chwile
u ciotki March. Ciężko znosiła swoje wygnanie i po raz pierwszy w życiu zdała sobie sprawę jak
bardzo kochano i rozpieszczano ją w domu. Ciotka March nigdy nie pieściła nikogo i
bynajmniej tego nie pochwalała, ale postanowiła być miła, bo grzeczna dziewczynka bardzo jej
przypadła do gustu, a poza tym ciotka March, w głębi duszy, miała słabość do dzieci swego
bratanka, mimo że nie uważała za stosowne wyznawanie im tego. Starała się doprawdy jak
mogła, aby Amy była zadowolona, ale, Boże drogi, jakież popełniała błędy! Niektórzy starzy
ludzie zachowują młode serca pomimo zmarszczek i siwizny, rozumieją drobne dziecięce troski
i radości i potrafią sprawić, by dzieci czuły się u nich jak w domu, a mądrych lekcji udzielają w
trakcie przyjemnych zabaw, w miły sposób dając i otrzymując przyjazń. Ale ciotka March
pozbawiona była tego daru i dokuczała Amy niezwykle swoimi zasadami i rozkazami,
sztywnym zachowaniem i długimi, drętwymi mowami. Oceniwszy dziewczynkę jako bardziej
uległą i posłuszną niż jej siostra, stara dama uznała za swój obowiązek postarać się
przeciwdziałać, jak tylko to było możliwe, złym efektom swobody i pobłażania jakim otaczano
ją w domu. Wzięła więc Amy w swoje ręce i poczęła ją wychowywać tak, jak ją samą
wychowywano sześćdziesiąt lat wcześniej - był to proces, który wprawił duszę Amy w
przerażenie i spowodował, że poczuła się jak mucha, która wpadła w sieć bardzo surowego
pająka.
Każdego ranka musiała umyć kubki i wypolerować staromodne łyżeczki, pękaty dzbanek
do herbaty i szklanki aż do połysku. Następnie musiała wytrzeć kurze we wszystkich pokojach,
a była to praca nie lada! Nawet pyłek nie umknął uwagi ciotki March, a wszystkie meble miały
nogi w kształcie pazurów i niezliczone rzezbienia, których nigdy nie udawało się dostatecznie
odkurzyć. Potem należało nakarmić Polly, uczesać małego pieska i odbyć dziesiątki podróży z
góry na dół przynosząc różne rzeczy i przekazując polecenia, gdyż stara dama poważnie kulała i
rzadko opuszczała swój wielki fotel. Po tych męczących zajęciach musiała odrobić lekcje, co
wystawiało na codzienną próbę wszystkie posiadane przez nią cnoty. Dopiero potem mogła
spędzić godzinę na zabawie i przyjemnościach i była to prawdziwa radość! Laurie przymilał się
do ciotki March, dopóki nie pozwoliła Amy wyjść razem z nim i ruszali na spacer lub na
przejażdżkę, bawiąc się znakomicie. Po obiedzie musiała czytać głośno, po czym siedzieć bez
ruchu, gdy stara dama spała, co robiła zwykle przez godzinę, zasnąwszy przy pierwszej stronie.
Potem ukazywały się robótki i Amy szyła z pozorną uległością, a wewnętrznym buntem aż do
zmierzchu, kiedy wolno jej było zająć się czym chciała, dopóki nie podano herbaty. Wieczory
były najgorsze, gdyż ciotka March opowiadała wówczas długie historie ze swojej młodości,
które były tak niewypowiedzianie nudne, że Amy gotowa była od razu iść do łóżka i płakać nad
swoim ciężkim losem, ale zazwyczaj zasypiała po uronieniu zaledwie jednej lub dwu łez.
Amy zdawało się, że gdyby nie Laurie i służąca Esther, nigdy nie udałoby jej się
przetrzymać tego okropnego wygnania. Jednej papugi wystarczało, by doprowadzić ją do
szaleństwa, gdyż ptak ten szybko wyczuł, że Amy nie darzy go sympatią i mścił się jak umiał
najzłośliwiej. Ciągnął Amy za włosy, kiedy obok niego przechodziła, rozrzucał swój chleb i
mleko, aby jej dokuczyć, kiedy właśnie posprzątała jego klatkę, dziobał Mopa, by ten zaczął
szczekać, kiedy Madame drzemała, przezywał Amy w towarzystwie i zachowywał się pod
każdym względem karygodnie. Nie mogła także ścierpieć psa - tłustego złośliwego zwierza,
który warczał i skowyczał gdy Amy zajmowała się jego toaletą i układał się na grzbiecie z
nogami w powietrzu i idiotycznym wyrazem pyska, kiedy chciał jeść, co zdarzało się mniej
więcej dziesięć razy dziennie. Kucharka miała porywczy charakter, stangret był głuchy i tylko
jedna Esther zwracała uwagę na młodą panienkę.
Esther była Francuzką, która mieszkała z Madame jak nazywała swą panią, od wielu lat i
zupełnie podporządkowała sobie starą damę, która nie mogła się bez niej obejść. Naprawdę
miała ona na imię Estelle, ale ciotka March kazała jej je zmienić, na co przystała pod
warunkiem, że nie będzie nigdy zmuszana do zmiany religii. Polubiła ona Mademoiselle i kiedy
Amy asystowała jej przy przygotowywaniu koronek dla Madame, zabawiała ją niezwykłymi
opowieściami o swoim życiu we Francji. Pozwalała jej także buszować po wielkim domu i
oglądać różne dziwne i piękne przedmioty ukryte w wielkich szafach i starodawnych komodach
przez ciotkę March, która zbierała wszystko jak sroka. Amy szczególnie lubiła indyjski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]