[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wywołuje bicie serca.
Gdy Lunia w chwilę potem siedziała w powozie, powtórzyła cicho:
 Zapach bzu w maju wywołuje bicie serca!
Czyżby z tego powodu jej serce tak mocno, tak głośno biło?
Otworzyła książkę i odszukała obrazek ze złotowłosą królewną i
przyglądając się pięknie wymalowanym, biało-różowym policzkom
królewny, która nosiła na głowie złotą koronę, roześmiała się cichutko
do siebie.
Wkrótce potem Lunia przybyła do domu, a w kilka chwil pózniej
nadszedł jej mąż. Udał się do małego saloniku, gdzie żona go oczekiwa-
ła. Lunia powitała go radosnym spojrzeniem, dając mu poznać, że
cieszy się z jego powrotu.
Patrzył z uśmiechem w jej błyszczące oczy, z których zniknął wyraz
nieufności, jaki zauważył, podczas ostatnich tygodni.
 Zdaje się, Luniu, że byłaś u mamy?  zapytał Jan. Zaczerwieniła się
i ujmując jego dłoń, rzekła:
 Tak, Janku... i zapytałam ją o wszystko... Wiem teraz, że się
89
omyliłam, że krzywdziłam cię mymi podejrzeniami. Nidy już nie będę
wątpiła w ciebie i w przyszłości będę ci zawsze ufała, nawet wówczas,
gdy twoje postępowanie wyda mi się niezrozumiałe.
Pocałował ją w rękę, a w oczach jego zapalił się radosny blask.
Przez kwadrans mogli jeszcze ze sobą gawędzić w małym saloniku
Luni. Młoda kobieta zagłębiona w fotelu siedziała naprzeciw męża.
Natychmiast po powrocie do domu przebrała się do obiadu. Nosiła
białą, powiewną sukienkę, przybraną koronkami i srebrnym paskiem.
Wiedziała, że Jan lubił, gdy jest ładnie ubrana, więc stroiła się, by
sprawić mu przyjemność.
Spod fałd sukni wychylały się zgrabne nóżki w jedwabnych pończo-
chach i eleganckich pantofelkach. Do paska przypięła Lunia kiść bzu,
który wydawał oszałamiającą woń.
Zapach bzu w maju!
O, jakże mocno biło serce Janka, gdy siedział naprzeciw swej
pięknej żony!
Do pokoju wsunął się służący i oznajmił, że podano do stołu. Jan
podniósł się z miejsca i wszedł z żoną do wspaniale urządzonej,
przestronnej jadalni.
* *
*
Nazajutrz wczesnym rankiem Jan odwiedził swoją matkę, nie
bacząc na to, że miał bardzo mało czasu. Pragnął się dowiedzieć
koniecznie od matki jak wypadły odwiedziny Luni, gdyż żona nie
rozmawiała z nim zupełnie na ten temat.
Za to matka opowiedziała mu wszystko dokładnie, nie pomijając ani
jednego szczegółu swej rozmowy z Lunią. Nie napomknęła jedynie o
swoich skarbach w komodzie.
Gdy Jan dowiedział się, że Lunia zwiedziła pokoik na poddaszu i że
prosiła, aby matka podarowała jej książkę z bajkami, jego oczy
zajaśniały szczęśliwie.
Jednej tylko tajemnicy nie wyjawiła stara kobieta: nie wspomniała
synowi, że Lunia pieszczotliwie pogładziła jego wąskie łóżeczko.
90
 Tego nie wolno dotknąć słowem, to wielka święta tajemnica
 myślała staruszka.
Była prostą, skromną kobietą, lecz posiadała wiele wrodzonej
subtelności. Uważała, że Janek na dziś dosyć ma radosnych nowin.
Jan nie posiadał się z uciechy i pełen był najpiękniejszych nadziei.
W tym samym czasie Lunia poszła złożyć wizytę rodzinie radcy. Na
początku ciotka z córkami przyjęły ją bardzo chłodno i z wielką
rezerwą. Nie usiłowały nawet ukryć, że czują się obrażone
postępowaniem krewnych.
Potem jednak, gdy Lunia zaprosiła wszystkich na następny wieczór,
na kolację, gniew minął, a zaproszenie zostało łaskawie przyjęte.
 Będziemy w ścisłym gronie rodzinnym, droga ciociu, pragnę po
raz pierwszy przyjąć was u siebie  mówiła Lunia.
Basia i Lorcia, słysząc te słowa ożywiły się. Zaczęły się z wielkim
zaciekawieniem dopytywać, jak Luni przeszła podróż, co widziała i
zwiedziła. Słuchając opowieści kuzynki, wzdychały tęsknie, marząc
również o tak pięknej podróży poślubnej.
 Ach, jakaż to musi być przyjemność!  myślały dziewczęta.
Potem kuzynki zaczęły opowiadać o weselu Eli Volkmer i Henryka
Forsta.
 Była to uroczystość równie świetna jak twoje wesele, Luniu.
 Tak, lecz Ela wyglądała bardzo brzydko. Nigdy jeszcze nie
widziałam tak nieładnej panny młodej, choć miała na sobie
prześliczną suknię ślubną i niezmiernie kosztowny welon. Była
niepozorna, zwłaszcza przy boku Forsta, który wyglądał cudownie,
choć nie robił wrażenia, że jest szczęśliwy.
 Ja to również zauważyłam. Chwilami spoglądał tak ponuro przed
siebie...
 Trudno, przecież wiadomo, że się sprzedał. Niemożliwe, żeby się
z Elą ożenił z miłości.
 Tak, tak... bogate dziewczyny dostają najprzystojniejszych mę-
żów, nawet jeżeli same są brzydkie...
 Ela kocha go do szaleństwa, patrzy w niego jak w tęczę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •