[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozbebeszyli, ale teraz klasa wzięła na rozum: mocniej uświadomieni. Nie?
- Dwadzieścia cztery atmosfer ciśnienia...
- Pyłem węglowym...
Cudny obraz - od samych szedów w dół białe struny gigantycznej harfy albo też baśniowy ogon
ptaka-liry. Struny drgają w ustawicznym przelocie. Ręce wodzą po nich bystrymi, gładkimi
muśnięciami. Reszta jest jazgotem.
- Przepraszam, ale pan profesor jest biały.
- Nie szkodzi, moje dziecko. Praca, jak widzicie, praca.
Najważniejsze wiedzieć: czółenko, cewka, krosno. Front to ten pięciopiętrowy zamek krzyżacki.
Teraz już nie front, ale jakiś bardzo głęboki tył. Ludzie i maszyny włażą sobie na głowy. Nie
sposób oddychać. Zciany zakopcone, torfowiska kopciu. Małe okienka w suficie z niewidocznym
niebem, domyślnie naklejone z drugiej strony szyb... Kobiety nie mają nic pod spodem.
Przetłuszczone oliwą łachy na gołym ciele, na szyjach zacieki potu. Włosy oblepione białym,
gęstym grzybniem... Gdzie jest Wypłoszówna? %7łeby tam gdzie ręki nie wsadziła, taki postrzele-
niec!... Jest, stoi przy kobiecie w fartuchu, pokazuje zeszyt. Zdaje się, że od polskiego, z tą
dzisiejszą trójką z plusem ode mnie. Tamta jakby chciała przeciągnąć zatłuszczoną ręką po jej
włosach, ale rezygnuje.
- Puceeer! Chodz no pan! Gdzie to się ten zakociugany Edison zaszwędał?
Ta w zielonej wsuwa w garść Drewnowiczowi piętkę, chleba z czarnym. Gdyby tak rozpiąć
koszulę i rozluznić krawat! Naprawdę, chodzmy już stąd!
No, dziedziniec, a z tyłu drzewa. Z wiatru pożytek niemały: nie tylko powiew, ale i zapach. A
niech gwiżdże ten zielony motorek z wagonikami, ~ nie ruszę się!
- Po cholerę pokazałeś im Afrykę ! Wiesz, że stary nie daje.
- Pan nauczyciel, widzę, skonany jak cygańska kapota. Pan tam chwileczkę byłeś, a moja mama
robiła tam dwanaście godzin i pół.
- Tylko, wiedz pan, przędza nie była taka dziadowska. Choć ta z Unrry to jeszcze obleci. Za
króla każdy...
- A, pamiętam, mówiła, że właśnie te ostatnie pół było najgorsze...
- Fabrykanta nazywaliśmy wtedy królem . Dla śmiechu, ma się rozumieć. Teraz my sami
jesteśmy króle , jeno że małe, króliki. Mnożymy się, he! he! Za .kapitalizmu robiło tu siedem
tysięcy, a tera już dziesięć... No, odsapła rebiata? To nosy na kłódkę, bo jak kto niezwyczajny, to...
Farbiarnia - nazwa jak z tęczy, a desygnat: smrodliwe kadzie z ziemistą, parującą szkaradą. I z
takiej kadzi wyfrunął niedawno bławatkowo-różowy motyl tej nowej sukienki Korony.
- Stasiu Auguście, to tu pracowała twoja matka? Głupio, że zapytałem, bo się już mieni na
twarzy. Właśnie stąd zabrali i w Berlinie ścięli.
- Panie nauczycielu, pan dyrektor chce jeszcze do rebiaty gadkę powiedzieć.
Przytaszczył granatowe, biało kreskowane odbitki planów.
- Witam was w imieniu Zarządu Tymczasowego, Komisji Porozumiewawczej, Rady
Zakładowej, brygad i całej...
Rozwijał kolejno plany, wodził po kreskach linijką, to znowu kierował ją na budynki lub też
chrzcił poszczególne strony świata.
- Afryki , coście ją widzieli, nie będzie. Tamtą budę wyślemy w diabły! A co się tyczy teraz,
to... widzicie tych dwóch gości na murze? Montują nowe wentylatory. Dawne fabrykanckie
samiście poznali - zdatne w sam raz, żeby je pod tramwaj... Te nowe są z Czechosłowacji. Sale pro-
jektujemy ze szklanych ścian. Trzeba, żeby było czysto jak w aptece, albo, nie przymierzając, w
filharmonii. Trudno, muszą się mordować, bobyśmy goło chodzili... Mur zwaliliśmy w diabły, po
co drzewa zamykać? Mało jeszcze czadu wdychamy?... Możecie też stąd książki pożyczać... Lamp
kwarcowych sześć sztuk i kardiograf... A najbardziej umordowane babcie mają tego lata jechać do
pensjonatów. Jak to powiedział uczony pisarz: W góry, w góry, miły bracie! Ja się na pisarzach
mało znam, apreturnik jestem... Dziękujemy, żeście przyszli odwiedzić... Waszym mamusiom...
Jeszcze się na pewno zobaczymy... Jako inżynierowie... Potrzeba, wielka potrzeba!
Dzień dwieście siedemdziesiąty
- No, gdzie jest ten Księży Młyn, kopani?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]