[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żył.
Sekretarz patrzył na niego.
- Ale cóż to za dowód? Dlaczego o nim nie słyszeliśmy?
142
- Pan usłyszy - rzekł mały człowiek tajemniczo. - Na razie tylko pan i ja
znamy ten sekret.
Wyszedł żwawo z pokoju i prawie zderzył się z Victorem Astwellem w hallu.
- Właśnie pan przyszedł, monsieur?
Astwell skinął głową.
- Okropna pogoda - powiedział dysząc ciężko. - Zimno i wietrznie.
- Ach - odparł Poirot. - Nie zamierzam iść dzisiaj na przechadzkę. Ja, jak kot,
siedzÄ™ przy ogniu i grzejÄ™ Å‚apki.
- Ça marche*, George - powiedziaÅ‚ wieczorem do wiernego lokaja, zacierajÄ…c
ręce. - Siedzą jak na rozżarzonych węglach - pora na skok! Trudna sprawa grać rolę
kota, czekać, ale to działa, działa wprost cudownie. Jutro będą dalsze wyniki.
Następnego dnia Trefusis musiał pojechać do miasta. Wybrał ten sam pociąg
co Victor Astwell. Jak tylko wyjechali, Poirot rzucił się w wir gorączkowej
działalności.
- Chodz, George, bierzmy się do roboty. Gdyby nadchodziła pokojówka,
musisz odwlec jej wejście. Mów jej słodkie słówka i trzymaj ją na korytarzu.
Najpierw udał się do pokoju sekretarza i zaczął go gruntownie przeszukiwać.
Nie pominął żadnej szuflady czy półki. Potem uporządkował wszystko pośpiesznie
i uznał rewizję za zakończoną. George pilnujący wejścia, chrząknął z szacunkiem.
- Pozwoli pan, sir?
- Tak, mój zacny George?
- Te buty, sir. Te dwie pary brązowych, na drugiej półce, i lakierki, na półce
poniżej. Ustawiając je, zmienił pan kolejność.
- Cudownie! - krzyknął Poirot, podnosząc ręce. - Ale nie martwmy się tym.
Zapewniam cię, że to nie jest ważne. Pan Trefusis nie dostrzega takich błahostek.
- Jeżeli pan tak uważa.
- To twoja sprawa, widzieć takie rzeczy - powiedział Poirot, klepnąwszy
kamerdynera po plecach. - To przynosi ci zaszczyt.
Lokaj nie odpowiedział, a kiedy pózniej, tego samego dnia, procedura
powtórzyła się w pokoju Victora Astwella, nie skomentował faktu, że bielizna pana
Astwella nie wróciła do szuflad dokładnie w tym samym porządku. Jednak
*
fr. To działa.
143
przynajmniej w tym drugim wypadku wydarzenia dowiodły, że George miał rację,
a Poirot mylił się. Victor Astwell wieczorem wpadł do salonu rozwścieczony.
- Słuchaj, ty przeklęty belgijski łobuzie, co to ma znaczyć, że przeszukujesz
mój pokój? Co u diabła spodziewasz się tam znalezć? Nie pozwolę sobie na to,
słyszysz? To są skutki trzymania w domu wścibskiego małego szpiega.
Poirot rozłożył wymownie ręce, a z jego ust popłynął potok słów.
Przepraszał stokrotnie, tysiąckrotnie, milion razy. Był niezręczny, natrętny,
zakłopotany. Tłumaczył się, że pozwolił sobie na zbyt wiele. Na koniec
rozwścieczony dżentelmen uspokoił się, wciąż burcząc.
I znowu, wieczorem, Poirot, popijając swoją ziołową herbatkę, mruknął.
- To działa, George, tak - to działa.
- Piątek jest moim szczęśliwym dniem - zauważył Poirot w zadumie.
- Rzeczywiście, sir.
- Nie jesteÅ› przypadkiem przesÄ…dny, George?
- Wolę nie siadać do stołu trzynasty, sir, i jestem przeciwny przechodzeniu
pod drabiną. Nie mam natomiast żadnych przesądów związanych z piątkiem.
- To dobrze - odparł Poirot - ponieważ dzisiaj będzie nasze zwycięstwo.
- NaprawdÄ™, sir?
- Jesteś takim entuzjastą, George, że nawet nie spytałeś, co zamierzam zrobić.
- A co pan zamierza?
- Dzisiaj urzÄ…dzÄ™ ostateczne staranne przeszukanie Baszty.
Istotnie, po śniadaniu, uzyskawszy pozwolenie lady Astwell, Poirot udał się
na miejsce zbrodni. Domownicy widzieli, jak o różnych porach dnia, pełzając na
czworakach, bada drobiazgowo czarne portiery i stając na krześle, ogląda ramy
obrazów, wiszących na ścianie. Lady Astwell po raz pierwszy okazała niepokój.
- Muszę przyznać, że on zaczyna działać mi na nerwy. Ma coś w rękawie, a
ja nie wiem, co to jest. Sposób, w jaki porusza się po podłodze, zupełnie jak pies,
przyprawia mnie wręcz o dreszcze. Chciałabym wiedzieć, czego szuka? Lily, moja
droga, chcę, żebyś poszła na górę i zobaczyła, gdzie on teraz jest. Nie, zresztą wolę,
żebyś została ze mną.
- Może ja pójdę, lady Astwell? - ofiarował się sekretarz, wstając zza biurka.
144
- Jeżeli pan ma ochotę, panie Trefusis.
Owen Trefusis opuścił pokój i wspiął się po schodach do Baszty. Na
pierwszy rzut oka pokój wydawał się pusty, na pewno nie było tam śladu
Herkulesa Poirota. Sekretarz wracał właśnie na dół, kiedy jego uszy zarejestrowały
jakiś dzwięk; potem zobaczył małego człowieka, w połowie spiralnych schodów
prowadzących do sypialni na górze.
Detektyw, poruszając się na czworakach, trzymał w ręku kieszonkową lupę,
przez którą starannie oglądał coś na deskach obok dywanu pokrywającego schody.
Nagle wydał pomruk i schował lupę do kieszeni. Potem wstał, trzymając coś w
dwóch palcach. W tym momencie uświadomił sobie obecność młodego człowieka.
- Aha! Pan Trefusis. Nie słyszałem, jak pan wszedł.
W tej chwili był zupełnie innym człowiekiem. Promieniowały z niego triumf [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •