[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozumie pan, inspektorze?
- Nie bardzo... Co ma pani na myśli? Panna Marple ożywiła się
nieoczekiwanie.
- Mam na myśli ciąg wydarzeń traktowanych jako całość. Rozumie pan?
Trudno przecież uwolnić się od wymowy faktów.
- Nic nie rozumiem, szanowna pani.
- Chodzi mi o to, że... Zastanówmy się, inspektorze... Najprzód pan Fortescue,
Rex Fortescue został zamordowany w swoim gabinecie. Następnie pani Fortescue
umarła siedząc przy podwieczorku, w bibliotece. Do herbaty podano rogaliki i miód.
Wreszcie znaleziono zwłoki biednej Gladys z klamerką do bielizny zaciśniętą na
nosie. To stawia kropkę nad  i . Czarująca pani Pat Fortescue powiedziała mi, że to
wszystko nie ma sensu ani ładu. Nie mogę się z nią zgodzić. W całej historii jest sens
i ład uderzający.
- Nie wydaje mi się, abym... - bąknął zbity z tropu Neele i nie dokończył, gdyż
panna Marple przerwała mu żywo.
- Na oko liczy pan sobie trzydzieści pięć, może trzydzieści sześć lat. Kiedy był
pan małym chłopcem, wypowiedziano wojnę staroświeckim wierszykom dla dzieci.
Natomiast dla osoby wychowanej jak ja na takich wierszykach... Widzi pan, ma to
swoją wymowę. Jedno mnie zastanawia... - panna Marple urwała, by podjąć zaraz,
jak gdyby zebrała się na odwagę: - Ma się rozumieć, to wielki nietakt mówić o
podobnych głupstwach...
- Proszę. Niech pani mówi, o czym zechce.
- Dziękuję. Bardzo pan uprzejmy. Powiem. Chociaż zdaję sobie sprawę, że
jestem bardzo stara, nie najmądrzejsza, a moje pomysły mogą nie mieć sensu...
Chciałabym zapytać, czy w tej historii nie natknął się pan gdzieś na czarne ptaki...
wyrażając się ściślej, kosy?
XIV
- Przez dobre dziesięć sekund inspektor Neele spoglądał ze zdumieniem na
starszą panią. Przychodziło mu na myśl, że biedaczka postradała nagle zmysły.
- Kosy? - powtórzył wreszcie.
Panna Marple przytaknęła energicznym skinieniem głowy.
- Nie inaczej - powiedziała i zaczęła recytować:
Piosenka za szóstkę, kieszeń żyta i
Zapiekanych w cieście kosów mendle trzy.
Przekrojono ciasto, ptaszków zabrzmiał chór.
Co za pyszne danie na królewski dwór!
Król był w skarbcu, liczył tam pieniądze swe,
Królowa w komnacie bulkę z miodem je.
Służebna w ogrodzie wietrzy ubrań stos,
Wtem przyleciał ptaszek, oddziobał jej nos.
- Wielki Boże! zawołał detektyw.
- Pasuje, co? - podjęła starsza pani. - W kieszeni marynarki nieboszczyka
znaleziono żyto. Tak napisała jedna z gazet. Inne wspominały o zbożu, ziarnic i tak
dalej... Ale to było żyto, prawda?
Inspektor Neele twierdząco skinął głową.
- A widzi pan! - podchwyciła triumfalnie starsza pani. - Rex Fortescue. Rex
znaczy król. Zginął w swoim gabinecie biurowym: w skarbcu! Pani Fortescue,
 królowa , jadła w komnacie bułkę z miodem. Cóż dziwnego, że morderca ścisnął nos
Gladys klamerką do bielizny.
- Sądzi pani, że to robota szaleńca?
- Nie wyciągajmy pochopnie wniosków. W każdym jednak razie cała historia
wygląda osobliwie. Koniecznie musi pan dopytywać o kosy. Na pewno były tu i kosy.
W tym momencie wszedł do pokoju sierżant Hay.
- Panie inspektorze! - zaczął z przejęciem i urwał spostrzegłszy starszą panią.
Neele zdążył tymczasem przyjść do siebie, więc zwrócił się do panny Marple:
- Bardzo szanownej pani dziękuję. Interesuje panią Gladys Martin, może więc
życzy pani sobie zobaczyć rzeczy zabrane z jej pokoju? Sierżant Hay pokaże je pani.
Niedługo będzie wolny.
Panna Marple zrozumiała, że ją odprawiono, i wyniosła się z pokoju.
- Kosy! - mruknął do siebie Neele i zwrócił się do zdziwionego sierżanta. - O
co chodzi, Hay?
- Panie inspektorze! zaczął znowu podwładny z nie mniejszym przejęciem. -
Niech pan inspektor spojrzy! - pokazał coś zawiniętego w przybrudzoną chusteczkę
do nosa. - Znalezliśmy to w malinach. Mogło zostać wyrzucone z któregoś okna
domu.
%7ływo zainteresowany Neele rzucił okiem na przedmiot, który sierżant umieścił
przed nim na biurku - jak się okazało, ledwie napoczęty słoik marmolady. Spoglądał
nań bez słowa. Jego twarz przybierała wyraz coraz bardziej kamienny i tępy, co
świadczyło, że detektyw błądzi myślami po manowcach ułudy. Oczyma wyobrazni
oglądał jak gdyby film. Widział nowy słoik i ręce, które ostrożnie zdejmują pokrywkę,
usuwają nieznaczną ilość marmolady, mieszają z taksyną, wkładają znowu do słoika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •