[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jaka piękna historia westchnęła Ania ocierając łzy.
A co się stało z Janem? spytała Priscilla.
Po śmierci Heleny sprzedał folwark panu Sloane i powrócił do Bostonu. Gdy w
dziesięć lat potem umarł na obczyznie, został przewieziony do Avonlea i pochowany obok
żony.
Nie pojmuję, jak ona mogła pragnąć mieszkać w tym kącie z dala od świata i ludzi
rzekła Janka.
O, ja to doskonale rozumiem odpowiedziała przejęta Ania. Nie zgodziłabym
się tak mieszkać stale, bo choć lubię lasy i pola, kocham też ludzi. Ale potrafię odczuć ten
stan duszy Heleny. Była śmiertelnie znużona gwarem wielkiego miasta i tłumami obojętnych
dla niej ludzi. Pragnęła uciec od tego wszystkiego do jakiejś cichej, zielonej samotni, gdzie
znalazłaby spokój. %7łyczenia jej spełniły się, co niewielu ludziom jest dane. Przeżyła cztery
piękne lata cztery lata bezgranicznego szczęścia.
Można jej raczej zazdrościć niż litować się nad nią. I jakież to poetyczne: zasnęła
snem wiecznym wśród kwiatów, żegnana słodkim uśmiechem ukochanego.
Ona posadziła te wiśnie w ogródku. Zwierzyła się mojej mamie, że wie, iż nie
doczeka ich owocu, lecz cieszy ją świadomość, iż to, co zasadziła, będzie zdobiło świat
jeszcze po jej śmierci objaśniła Diana.
Jakże się cieszę, że znalazłyśmy tę drogę rzekła Ania z rozjaśnioną twarzą.
Przecież dziś moje urodziny, a ten ogród i jego historia to cudowny podarunek urodzinowy.
Diano, czy matka opisywała ci, jak wyglądała Helena Gray?
Nie, mówiła tylko, że była bardzo ładna.
O, jak to dobrze, bo w takim razie mogę ją sobie wyobrazić, jak zechcę. Więc
niechaj będzie drobna i szczupła, o ciemnych, miękkich, wijących się włosach, wielkich,
piwnych oczach i bladej, zamyślonej twarzyczce.
Pozostawiwszy koszyki w ogródku, dziewczęta spędziły resztę dnia na włóczędze po
przyległych lasach i polach odnajdując coraz to nowe czarowne ścieżki i ustronia. Gdy
poczuły głód, zasiadły do posiłku w najpiękniejszym zakątku, nad brzegiem szemrzącego
strumyka, gdzie białe brzózki wystrzeliwały pośrodku wysokich, puszystych traw.
Przygotowane rękami Ani przysmaki znikały w mgnieniu oka, nawet niepoetyczne kanapki
spotkały się z gorącym uznaniem, gdyż długa przechadzka i świeże powietrze zaostrzyły
apetyty dziewcząt. Dla przyjaciółek Ania zabrała z domu lemoniadę i szklanki, sama jednak
piła zimną wodę zródlaną w filiżance zrobionej z kory brzozowej. Filiżanka ciekła, a woda
miała ziemny posmak, jak to zwykle bywa na wiosnę, lecz Ania lubiła romantyczne sytuacje.
Czy widzicie ten poemat? zwróciła się nagle do koleżanek.
Gdzie? Janka i Diana wytężyły wzrok, jakby spodziewały się, że zobaczą znaki
runiczne na korze brzóz.
Tam& niżej, w strumyku& ten stary omszony pień, po którym woda się sączy
cienkimi niteczkami, jak gdyby czesana niewidzialnym grzebieniem, a promień słoneczny
ześlizguje się niby złota strzała. O, to najcudowniejszy poemat, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nazwałabym to raczej obrazem poprawiła Janka poemat to wiersze i strofy.
O, nie Ania potrząsnęła stanowczo główką, przystrojoną wieńcem białego
kwiecia. Wiersze i strofy to tylko szata zewnętrzna poematu i nie są nim bardziej niż
falbanki i koroneczki tobą, Janko. Prawdziwy poemat to jego dusza, a ten piękny strzęp to
dusza nie napisanego poematu. Nie co dzień można zobaczyć duszę nawet poematu.
Chciałabym wiedzieć, jak wygląda dusza& dusza ludzka mówiła zamyślona
Priscilla.
Jak ta światłość odrzekła Ania wskazując na promienie słoneczne, przesiane
przez koronę brzozy tylko że ma jakiś kształt. Wyobrażam sobie, że dusze utkane są ze
światła. Jedne mają różowe odblaski, inne łagodne migotanie niczym promień księżycowy
na wodzie, jeszcze inne są blade i nikłe jak mgły o brzasku.
Czytałam kiedyś, że dusze są jak kwiaty przypomniała sobie Priscilla.
W takim razie twoja dusza jest żółtym narcyzem rzekła Ania. Diany
szkarłatną różą, a Janki kwiatem jabłoni, słodkim i zdrowym.
Twoja zaś białym fiołkiem alpejskim z purpurowymi żyłkami w sercu dodała
Priscilla.
Janka szepnęła Dianie, że nie może zrozumieć, o czym one rozmawiają. Czy ona,
Diana, rozumie? Dziewczęta wróciły do domu przy świetle złociście zachodzącego słońca,
niosąc koszyki pełne narcyzów z ogródka Heleny. Swoją wiązankę Ania złożyła następnego
dnia na jej grobie. Kaszki pogwizdywały wśród sosen, a od stawu dochodził żabi rechot.
Woda w małych jeziorkach pomiędzy wzgórzami miała blask topazów i szmaragdów.
A jednak bardzo miło spędziłyśmy czas rzekła Diana, jak gdyby nie
spodziewała się tego wyruszając na wycieczkę.
To był naprawdę złoty dzień wyraziła się Priscilla.
I ja też jestem zachwycona lasem przyznała się Janka.
Ania milczała. Patrząc w dal na gasnące blaski, myślała o Helenie Gray.
XIV. ZA%7łEGNANE NIEBEZPIECZECSTWO.
Pewnego wieczora Ania, wracając do domu, spotkała panią Linde, która, jak zwykle,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]