[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzę, że Dżordż nie zawiedzie moich nadziei.
Koci Aeb spłonił się jak panienka. Poruszył się nerwowo. Pewnie obliczał tę ciężką forsę
pana Leona i marzył, cholernie marzył. Tak oczy skromnie przykrył powiekami.
Pan Leon dodał niespodzianie:  Tak właśnie zastanawiam się nad nim. Dżordż, u was Ko-
ci Aeb na niego wołali. Kto to jest? Co on sobie myśli?
Była to chwila pełna napięcia. Głos pana Leona stracił swą zwykłą łagodność, stwardniał,
oczy takie zimne, przenikliwe.
Szarówka za oknem. Znieg ciągle padał. Mówi pan Leon do Literata:  Podobno piszesz
pan książki, mówił mi Dżordż, jaka szkoda, że nie ma pana we Frankfurcie, ja bym opowiadał
swoje życie, a pan byś to opisał, potem ja robię reklamę i bestseller gotowy, pan pewnie umie
pisać, ja swoje też umiem.  Auto znika w śnieżnicy. Wracał literat autobusem do Belgradu.
Dlaczego Ratusz to zrobił? Musiał? Nie miał siły? Odechciało mu się? %7łal bezsilny. Nie
ma już Ratusza.
A Słoń zwrócił się z takim właśnie pytaniem do Admirała:  Więc jak to właściwie było?
Mógł jeszcze sobie pożyć czy nie?
 Docent powiedział: kiepska sprawa  zaczął Admirał.  Ale znów profesor nie miał ta-
kiej pewności, muszę jednak kilka dni wstrzymać się z diagnozą, tak dokładnie powiedział. W
ten ostatni dzień, jak do niego przyszedłem, to był całkiem spokojny, tak sobie leżał, nawet
coś opowiadał, ci, co z nim leżeli, aż boki zrywali ze śmiechu, nauczył ich swojego toastu, do
gorzały należy podchodzić z rozwagą, no jak?  pytał, a oni chórem: wnijdz we mnie, ale nie
rządz mną, już miał ich w garści, tym swoim farmazonem już ich kupił, panie Witoldzie, mo-
że kompotu, może kurczaka, tak go częstowali, ale on nie mógł nic jeść, nie mogę, mówił,
paw mi podchodzi do ust, usiadłem przy nim na łóżku, niby nic, normalnie, tylko oczy takie
miał wpadnięte, nagle wpadły mu głęboko i twarz cała ściągnięta, przyszedł ten docent, ordy-
nator oddziału, obchód robili, też musiał nieboszczyk docentowi swojego farmazonu zadać,
polubił go wyraznie, więc przyszedł z całą ta swoja świtą w białych fartuchach i pyta: no jak
tam nasz komandos, prawidłowo, mówi nieboszczyk, prawidłowo do końcówki się zbliżam,
tylko jedną mam prośbę do medycyny, słucham, tamten na to, niech pan, docencie, pozwoli,
kolega wódkę przyniósł i setkę bym sobie kropnął, miałem ze sobą flaszkę, kazał, to przyniósł
88
i setkę bym sobie kropnął, miałem ze sobą flaszkę, kazał, to przyniosłem, nie ma mowy 
mówi docent  wpierw musimy wyleczyć, a potem wypije nasz komandos niejedną setkę,
nieboszczyk tak na niego popatrzył, ten docent łeb opuścił, a nieboszczyk tak mu odpowie-
dział: co pan mi tu pierdoli  wyraznie zezłościł się  ja już jestem w godziny liczony, dobrze
o tym wiem, bzdury  docent tak z kitem się oburzył  jeszcze pójdzie pan, mój komandosie,
na swój rewir,  Bristol ,  Europejski ,  Kameralna , nieboszczyk nic na to już nie odpowie-
dział, docent nacisnął mu brzuch, tu i tam pomacał, coś zapisał w karcie choroby i poszedł
sobie, ja jeszcze z nim trochę posiedziałem, pytam się: Wiciu, co ci potrzeba, gorzały nie mo-
gę, sam wiesz, nic  burknął, jakby obrażony, też sobie poszedłem, zdążyłem dojść do por-
tierni, a tam krzyk, ludzie biegną, tak to było, wróciłem i już po wszystkim, paskudnie wyglą-
dał, ci, co leżeli z nim w pokoju, powiedzieli, jak to zrobił, więc zaraz po moim wyjściu
wstał, ciężko mu chodzenie szło, nogi miał jak banie, podszedł do okna i tak im powiedział:
no to cześć, chłopaki, bawcie się dobrze, od razu hultnął, na łeb przypikował, taka masa, pra-
wie sto kilo żywej wagi, więc jak tak przypikował na bruk z drugiego piętra...
I zwiesił głowę Admirał. Nawet ten Władziu Reakcjonista skrzywił usta. Inni też tak jakoś.
Aśka chlipnęła. Przyszła wreszcie ta chwila. Dopadła. Zwiadomość nieodwołalna. Nie ma już
Ratusza.
 Nie lubię  odezwał się naraz w tej ciszy ciężkiej Słoń.  Nie nie lubię takich widoków.
Wolę już go żywego zachować w pamięci. On to sobie wykombinował. Z przyśpieszeniem
znaczy. Sam mi tak kiedyś powiedział: Jak przyjdzie do mnie zimnołapa, to wcale nie będę na
nią czekał i jęczał ze strachu. Wystąpię naprzeciw tej kurwie i powiem: już idę, madam... Tak
to sobie wykombinował. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •