[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pięćdziesiąt centów?
- Nie chodzi o pieniądze, lecz o zasady. Jeśli chcesz, zostań w
samochodzie, będzie ci cieplutko. Demonstracja potrwa jeszcze godzinę,
mam nadzieję, że do tego czasu zjawi się fotograf.
- Jaki fotograf? zapytał, niezbyt ucieszony perspektywą spędzenia
samotnego wieczoru na tylnym siedzeniu jej forda.
- Z gazety odpowiedziała, wkładając wełnianą czapkę. Mamy
nadzieję, że znajdziemy się na stronie tytułowej.
Porwała transparent z tylnego siedzenia i trzaskając drzwiami,
wysiadła z samochodu.
51
RS
Drew oparł potylicę o zagłówek i zamknął oczy. Wspaniała randka! Już
widział nagłówek w gazecie: Burmistrz ukrywa się w samochodzie przed
rozszalałymi przeciwnikami pierników! Skronie przeszył mu tępy ból. Czy
nie za dużo tego szczęścia?
Dlaczego Rachel zawsze jest górą? Nie był męskim szowinistą,
traktował kobiety na równi z mężczyznami. Tym razem jednak popełnił
błąd. Traktował ją nie jak równego sobie przeciwnika, ale jak kobietę.
Kłopot w tym,
że podobało mu się w niej wszystko, poza jej uporem w sprawie
walentynek. Miała piękne oczy i wspaniałe ciało, i na pewno cudownie
całowała ale tego akurat nie pamiętał.
Potarł podbródek, pognębiony swoją nieudolnością. Gdy on snuł
fantazje na temat jej słodkich ust, ona zaplanowała pikietę. Rachel głośno
ogłosiła swój wojenny manifest, nadeszła pora, by on uczynił to samo.
Wysiadł z samochodu. Natychmiast przeszyło go zimne, wieczorne
powietrze, lecz nie zwracał na to uwagi. Podszedł do demonstrantów.
Wykrzykiwali swoje hasło i wymachiwali transparentami. Rachel miała
naciągniętą na głowę czapkę, a jej policzki i nos zaczerwieniły się od mrozu.
Ta kobieta prędzej zamieni się w sopel lodu, niż ustąpi.
Zauważył, że protestujący odstraszyli kilku potencjalnych klientów
piekarni. Wszystkie stoliki były wolne, choć na ladzie piętrzyły się stosy
różnych ciasteczek, a z ekspresu do kawy unosił się zachęcający obłok
pary.
Czas na decydujące posunięcie.
Przerwał krąg pikietujących, nie zważając na ich protesty. Zasalutował
im i wszedł do piekarni.
Aamistrajk! krzyknął ktoś za nim głosem niepokojąco
podobnym do głosu Rachel.
W środku owiało go ciepłe powietrze, miły aromat kawy i świeżych
wypieków. Oczyścił na słomiance zaśnieżone buty i roztarł dłonie.
Pan burmistrz Lavery, dzięki Bogu, że pan przyjechał. Z
zaplecza nadbiegł Bert. Ci lunatycy doprowadzą mnie do ruiny. W
52
RS
sobotnie wieczory, zwłaszcza w zimie, miałem zawsze komplet klientów.
Gwałtownym ruchem wskazał na witrynę. Widzi pan tę wysoką kobietę w
niebieskiej czapce? To ona dowodzi tą garstką odszczepieńców.
Rachel pomachała do Drew, gdy po raz kolejny przechodziła przed
oknem piekarni. Bert odwrócił się do Lavery'ego:
- Zna pan tę wariatkę? Drew odchrząknął:
- Jestem z nią na randce.
Umawia się pan z tą wichrzycielką? Czy to aby najlepszy sposób
na wspieranie gospodarki naszego miasta? Powinien pan zrobić wszystko,
by powstrzymać ten nonsensowny bojkot. Od tego może zależeć przyszłość
miasta.
I moja polityczna przyszłość, pomyślał zgnębiony Drew. Zamierzał po
zakończeniu kadencji burmistrza ubiegać się o urząd prokuratora
generalnego stanu Michigan. Ale jeżeli teraz przegra z Rachel, może
pożegnać się z tymi marzeniami.
- Pracuję nad tym pośpieszył z wyjaśnieniem. Doktor Grant jest
nadzwyczaj upartą kobietą, więc to może trochę potrwać. %7łeby uspokoić
sytuację, może powinien pan sprzedawać swoje specjalne pierniczki
wszystkim, a nie tylko zakochanym parom.
- Dostałem na nie mnóstwo zamówień i nie zamierzam niczego
zmieniać, zwłaszcza z powodu garstki rozwrzeszczanych histeryków. A poza
tym, już ja wiem, jak ich uspokoić. Z uśmiechem satysfakcji wyjrzał przez
okno. Zobaczy pan, jak zaraz będą zwiewać.
Drew wyjrzał przez okno i zobaczył, że protestujący splatają się
ramionami, by utworzyć żywy łańcuch. Rachel wykrzykiwała teraz nowe
hasło: Rację mamy precz z łapami!
Przyjechała policja.
53
RS
ROZDZIAA PITY
- Wyobraz sobie, że oskarżyli mnie o zakłócanie porządku
publicznego! wykrzyknęła Rachel, zaciskając kurczowo pałce na
kierownicy. A gdzie ta osławiona wolność słowa?
- Myślę, że policjanci pozwolili ci głośno i wyraznie przedstawić swoje
poglądy. Ton głosu Drew zabarwiony był ironią.
- Nie okazałeś się zbyt pomocny. Jesteś przecież burmistrzem, nie
mogłeś odwołać swoich psów gończych?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]