[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że sama nie wierzyła swoim słowom. Na twarzy Nicka malowało się
niezdecydowanie.
- No nie wiem, niezręcznie mi o tym mówić - zaczął, zerkając na
Marca. - Mam pewne obawy, czy wasze osobiste problemy nie będą
rzutowały na atmosferę.
- Jesteśmy cywilizowanymi ludzmi - zapewnił go Marco. -
Nasza praca w przychodni nie będzie stwarzać najmniejszych
problemów.
Amy nie była o tym przekonana. Nick chyba też miał
wątpliwości, bo zadumał się, by po chwili zapytać:
- A gdzie zamieszkasz?
Zanim zdążyła się odezwać, wtrącił się Marco.
- U mnie. Po co miałaby szukać mieszkania, skoro u mnie jest
pięć wolnych sypialni? - Dyskretny nacisk na słowo pięć" mógł
stanowić aluzję do liczby planowanych niegdyś dzieci. - Wczoraj
Amy nie zdążyła na pociąg i musiała zostać na noc, a jeżeli jakoś to
przeżyliśmy, to i w przyszłości nie powinno być problemów.
81
RS
Miałaby na dodatek mieszkać w jego domu? O nie!
Tego nie było w planie. Zakładała, że po skończonej pracy
będzie mogła odpocząć od jego obecności. Dzisiejsza nieprzespana
noc, podczas której wyobrażała sobie śpiącego za ścianą Marca, była
dla Amy wystarczającym ostrzeżeniem, co ją czeka, gdyby taka
sytuacja miała się powtarzać.
Już otwierała usta, by zaprotestować, kiedy poczuła na sobie
podejrzliwe spojrzenie Nicka i zdała sobie sprawę, iż po solennym
zapewnieniu Marca, że nie będą stwarzać problemów, nie pozostaje
jej nic innego, jak go poprzeć.
- Tak - przytaknęła. - Zatrzymam się u Marca.
- No, skoro tak - Nick lekko wzruszył ramionami -to mogę tylko
wyrazić zadowolenie, że przychodzisz z pomocą w tak trudnym dla
przychodni momencie. Bo już się bałem, że pod nieobecność Lucy
wszyscy tutaj powariujemy.
- A właśnie, jak ona się czuje? - zapytała Amy, tłumiąc
narastające uczucie paniki.
- Dziękuję, obie mają się dobrze. Annabel jest wprawdzie nadal
na oddziale wcześniaków, ale na Nowy Rok wrócą do domu. - Nick
zabębnił palcami o blat, najwidoczniej zastanawiając się nad nowym
planem pracy. - Myślę, że będzie najlepiej, jeśli Amy przejmie
pacjentów Lucy i poprowadzi poradnię dla kobiet w ciąży. Pamiętam,
że zawsze interesowałaś się położnictwem.
Amy zrobiło się sucho w ustach.
- Nie! To znaczy... może zajęłabym się czymś innym? -
Wszystko, byle nie kobiety w ciąży. - Wolałabym dla odmiany
82
RS
spróbować czegoś innego. Zresztą położnictwo to twoja specjalność,
prawda, Nick? - dodała, czując, iż Marco patrzy na nią z podejrzanym
zaciekawieniem.
- Owszem, ale odkąd zabrakło Lucy, musiałem przejąć drobne
zabiegi chirurgiczne i niczemu więcej nie podołam. A Marco i doktor
Dragan też mają dosyć obowiązków - wyjaśnił Nick. - Czyżby
położnictwo przestało cię pasjonować? Może w Afryce miałaś jakieś
złe doświadczenia, które cię zniechęciły? Oczywiście nie będziesz
musiała przyjmować porodów, a jedynie udzielać porad ciężarnym.
Ale jeśli miałaś jakieś dramatyczne przeżycie, to powiedz nam o tym.
- Nie, nie. Nic takiego się nie stało - skłamała. Z bijącym sercem
zastanawiała się gorączkowo, jak uzasadnić swą odmowę. - Nie mam
żadnych oporów, pomyślałam tylko, że kobiety wolą chyba być przez
całą ciążę pod opieką jednego lekarza, a nie kogoś, kto po miesiącu
odejdzie.
- Może tak - zgodził się Nick, mierząc ją uważnym spojrzeniem.
- Ale z drugiej strony będą zadowolone, że przynajmniej przez jakiś
czas będą miały do czynienia z kobietą.
Amy miała ochotę dalej protestować, ale powstrzymała ją
obawa, że może zdradzić swoje prawdziwe motywy.
- Skoro tak uważasz, to zgoda. Z chęcią obejmę poradnię
diagnostyki prenatalnej - odparła z udanym spokojem, tłumacząc
sobie w duchu, że jest profesjonalistką i potrafi wykonywać
obowiązki bez względu na odczucia.
- Znakomicie. - Wzrok Nicka jeszcze przez moment spoczywał
na jej twarzy, nim skierował się na Marca. - Zatem sprawa załatwiona.
83
RS
Powiem Kate, żeby zawiadomiła pacjentów i pacjentki. To będzie dla
nich dobra wiadomość. A tobie, Amy serdecznie dziękuję. Pojawiłaś
się w samą porę.
- A teraz przyznaj się, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
Pogodziliście się i będziecie znów razem? - zapytał Nick, zakładając
ręce na kark i odchylając się w fotelu.
Marco siedział obok z nieprzeniknioną miną.
- Pytasz jako przyjaciel czy partner i kolega?
- Co za różnica? Powiedz po prostu, tak czy nie?
- Nie, nie zeszliśmy się na nowo. Jeszcze nie.
- Ale starasz się do tego doprowadzić. No tak - mruknął Nick. -
A co na to Amy? Byliście taką świetną parą. Nigdy nie mogłem pojąć,
dlaczego nagle wyjechała.
Marco uznał za stosowne trzymać się jej wersji.
- Twierdzi, że praca okazała się dla niej ważniejsza niż dom i
dzieci.
- Amy? - zdziwił się Nick. - Trudno w to uwierzyć. Tak się
cieszyła, że stworzycie rodzinę. Nie zapomnę, jak przyłapałem ją
kiedyś przed sklepem z ubrankami dla dzieci. Wpatrywała się w
wystawę niemal z miłosnym rozmarzeniem w oczach. - Nick
roześmiał się.
Marcowi wcale nie było do śmiechu.
- Dziś już nie marzy o dzieciach. Mnie też nie chce.
- Dlaczego?
- Bo mnie nie kocha. To proste. - Z udaną obojętnością wzruszył
ramionami. - No cóż, zdarza się.
84
RS
- Ale nie tobie. Kobiety tracą dla ciebie głowę,pewnie przez ten
włoski akcent i czarne rozmarzone oczy, więc nie opowiadaj byle
czego. Przecież ona cię kocha! To widać gołym okiem! Zresztą Amy
należy do kobiet, których uczucia nigdy się nie zmieniają.
- Okazuje się, że jest inaczej. - Zirytowany Marco zerwał się z
fotela. - Masz jeszcze coś do obgadania? Bo temat mojego
uczuciowego życia uważam za wyczerpany.
- A co z twoim samochodem? Udało się go uruchomić?
- Tak, wczoraj. Dzięki Kate.
Twarz Nicka ledwo dostrzegalnie zmieniła wyraz.
- Kate znakomicie się sprawdza jako kierowniczka.
I mogłaby stać się dla ciebie kimś znacznie ważniejszym,
pomyślał Marco, nie po raz pierwszy zadając sobie pytanie, czy jego
przyjaciel rzeczywiście nie zdaje sobie sprawy z uczuć Kate, czy tylko
udaje. A może jest nadal zbyt obolały po śmierci żony, by się na nowo
zaangażować?
Wolał jednak nie poruszać tej kwestii. Mając własne
nierozwiązane problemy, nie ma prawa pouczać innych.
- Umieściłem Amy w gabinecie Lucy. Mam nadzieję, że nie
masz nic przeciwko temu - powiedział.
- Obojętne, gdzie ją umieścicie, byle zabrała się do roboty. Nie
wiesz przypadkiem, dlaczego tak się broniła przed objęciem poradni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]