[ Pobierz całość w formacie PDF ]
damy sobie na dziś spokój - powiedziała z rezygnacją.
- I co dalej? Pogrzebiemy w papierach?
- Jeśli rzeczywiście za tym wszystkim kryje się Lincoln,
to musiał mieć ciężarówkę i przyczepę z wymalowanym
twoim logo. Na pewno nie zrobił tego w żadnym warsztacie w
okolicy. To by było zbyt ryzykowne.
- Co oznacza, że musiał mieć kogoś zaufanego, kto mu to
załatwił. Pewnie kogoś ze swych pracowników, który umie
trzymać język za zębami.
- Właśnie. Jak już zrobili, co było trzeba, dla zatarcia
śladów zamalowali napis. I dopóki wszystko nie ucichnie,
schowali pojazd w jakiejś kryjówce. A ponieważ Lincoln ma
posiadłości w całym stanie, nie było to trudne.
- Co oznacza, że musimy przejrzeć wszystkie hipoteki.
Nawet jeśli ziemia jest na którąś z jego firm, i tak do niego
dotrzemy.
Dzisiejsze kłopoty to nic w porównaniu z tym, co ich
czekało, kiedy zaczną przekopywać się przez góry papierów.
Nigdy tego nie lubiła i, jeśli tylko mogła, unikała jak ognia.
Jake wyczuwał, że Zoe nadal nie jest przekonana o winie
Lincolna, ale musiał przyznać, że nie pozwala, by osobiste
odczucia wpływały na jej pracę.
- Już druga - rzekł, kiedy wracali do auta. - Możemy
zatrzymać się po drodze i coś zjeść. Jak się pospieszymy,
będziemy w mieście o czwartej. Da to nam jeszcze godzinę,
żeby przejrzeć...
- Nie mogę. Dziś muszę skończyć wcześniej.
- Dlaczego?
Zoe zawahała się. Wiedziała, że jej odpowiedz bardzo mu
się nie spodoba, ale to, że dla niego pracuje, nie znaczy, że
musi mu się spowiadać z każdej minuty swego życia.
- Mam inne plany - odparła, patrząc mu w oczy.
- Randka?
- Nie.
- No to co takiego?
- To nie twoja sprawa, jak spędzam wieczory - warknęła,
po chwili jednak zaczęła się tłumaczyć. - Jeśli musisz
wiedzieć, dziś wieczór odbywa się bal %7łółtej Róży, a ja jestem
w komisji dekoracyjnej. Muszę tam być.
Chciała wsiąść do auta, ale Jake mocno chwycił ją za
ramię i zmusił, by na niego spojrzała.
- To niebywałe! - krzyknął. - Za kilka tygodni staję przed
sądem, a ty skracasz godziny pracy nad moją sprawą, żeby
raczyć się szampanem w towarzystwie swoich
wyfiokowanych przyjaciół i plotkować o tym, kto z kim sypia!
- Wcale nie!
- Wcale tak!
- To bal dobroczynny - zaczęła, ale on tylko parsknął
śmiechem. - Jak mi nie wierzysz, możesz iść ze mną i sam
zobaczyć.
- Nigdy w życiu. Zresztą nie mam biletu.
- To nie problem. Mam jeden wolny.
- Nie chcę. Daj go komuś innemu.
- Co jest? Czyżbyś się bał?
To był cios poniżej pasa i oboje o tym wiedzieli.
- Nie mam nawet w co się ubrać na taki cyrk. Nie
wpuszczą mnie.
- Nie ma sprawy. Ojciec ma zapasowy smoking.
Powinien na ciebie pasować. Przywiozę go, kiedy po ciebie
przyjadę.
ROZDZIAA CZWARTY
To niemożliwe, by kobieta wyglądała tak oszałamiająco.
Kilka godzin pózniej Jake otworzył Zoe drzwi i omal nie
padł z wrażenia. W gardle mu zaschło, serce waliło jak
oszalałe. Był tylko w stanie stać nieruchomo i gapić się, jakby
widział ją pierwszy raz w życiu. Zawsze była atrakcyjna, taki
typ dziewczyny z sąsiedztwa, młodszej siostry czy
najpopularniejszej uczennicy w klasie, ale nigdy nie przyszło
mu do głowy, że może wyglądać aż tak. Zmysłowo i
jednocześnie niewinnie prowokująco. Włosy upięła wysoko,
odsłaniając nagie ramiona. Jedyną ozdobą były diamentowe
szpilki podtrzymujące fryzurę. Nie miała nawet zwykłego
naszyjnika. Nie był zresztą potrzebny, skoro na widok jej
sukni każdego by zamurowało.
Ciemnoniebieska jak jej oczy, otulała ją jak mgiełka,
podkreślała krągłość piersi i bioder.
A co pod nią? Gdyby miał choć odrobinę rozsądku, w
ogóle by się nad tym nie zastanawiał, tylko zmykał, gdzie
pieprz rośnie. Nie był jednak w stanie nie tylko się ruszyć, ale
nawet oderwać od niej oczu. Na Boga, jak jej się udało
przeobrazić w tak krótkim czasie, jaki minął od ich rozstania?
Przygwożdżona jego wzrokiem Zoe oddychała z trudem.
Nogi miała jak z waty, żołądek szalał. Przez ułamek sekundy
chciała po prostu uciec, ale wtedy uświadomiła sobie, że jej
suknia spełniła swe zadanie.
- Widzę, że zaniemówiłeś, domyślam się więc, że podoba
ci się moja suknia - powiedziała z uśmiechem.
- Czy tam w ogóle jest coś pod spodem? - wyjąkał
wreszcie.
- Rajstopy. - Jej uśmiech był jeszcze szerszy. Kiedy w
odpowiedzi zaklął pod nosem, podała mu smoking ojca. -
Zaprosisz mnie do środka, czy też mam czekać tu na ganku, aż
się przebierzesz?
Spojrzenie Jake'a powędrowało na jej pełne, zmysłowe
usta. Ale z niej flirciara. Czy zdaje sobie sprawę, że igra z
ogniem? Przecież wie, że aż się prosi, żeby ją pocałował?
%7łeby wziął ją w ramiona, jak wtedy.
- Rób, co chcesz - warknął i prawie wyrwał jej z ręki
smoking. - Zaraz będę gotowy.
Zniknął, a ona w ostatniej chwili przytrzymała drzwi,
które omal nie uderzyły jej w twarz. Zaraz potem usłyszała
trzaśniecie jakichś drzwi w głębi domu i domyśliła się, że
zniknął w sypialni albo łazience. Z chytrym uśmieszkiem
weszła do środka.
Zastanawiając się wcześniej nad miejscem, w którym
mógłby mieszkać Jake, pewnie wyobraziłaby sobie je jako
takie, gdzie mógłby się przespać, powiesić ubranie i kapelusz,
i nic więcej. Niewiele by się pomyliła. Wyraznie nie spędzał
w tym prostym, drewnianym domu wiele czasu. Meble
wyszperał gdzieś na wyprzedaży - stara kanapa, bujany fotel,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]