[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwili poczuła na szyi szorstką dłoń. Ostatnią rzeczą, którą pamiętała, było mocne uderzenie w głowę.
Potem spłynęła na nią wszechogarniająca ciemność.
Mel zacisnął zęby. Złapali ją, pomyślał. Teraz do niego należy następny ruch. Podczas szarpnięcia
łodzi obaj przewrócili się, jednak Wayman nie wypuścił broni z ręki. Teraz przyciskał pistolet do jego
brzucha. Przez koszulę czuł przenikliwe zimno stali. Zaczęli się szamotać. Próbował wyrwać broń z
ręki szaleńca, lecz mu się to nie udało. Nagle pistolet wypalił. Mel poczuł
nieprzyjemne ciepło w okolicy ramienia, a zaraz potem przejmujący, piekący ból. Ostatkiem sił
odwinął się i z całym impetem uderzył Waymana w głowę. Pistolet wyśliznął się z jego dłoni, zakreślił
w powietrzu szeroki łuk, po czym spadł z hukiem na podłogę. Ignorując ból, Mel próbował
podczołgać się w tym kierunku. Miał go już w ręku, gdy poczuł obcas wbijający się w jego nadgarstek.
- Nie tak szybko, Mel.
To była Margie. W złączonych dłoniach trzymała pistolet.
- A teraz proszę, bez numerów. Siadajcie obaj przy ścianie. - Pochyliła się i podniosła z podłogi broń
Waymana. Cały czas trzymała ich na muszce. - Gdy mnie uderzyłeś, popełniłeś błąd - zwróciła się do
Bishopa. - Zawsze myślałam, że Susie była parszywą jędzą i dlatego ją tłukłeś. Jednak się myliłam. Ty
po prostu uwielbiasz katować kobiety.
- Nie bądz głupia, Margie. Jestem trochę porywczy, to fakt, ale jakoś się przecież dogadamy.
- Jesteś mordercą. Również mnie zabiłbyś bez mrugnięcia okiem.
- Margie, nie żartuj, wiesz, że to nieprawda - mówił spokojnie Wayman, idąc w jej kierunku.
- Stój! Nie jest to wprawdzie magnum, ale też strzela! Uprzedzam.
- Odłóż pistolet! - wrzasnął. Nie potrafił zapanować nad swoją wściekłością. - Nie będę się powtarzał.
Odłóż ten cholerny pistolet i chodz tu w tej chwili!
Margie nawet nie drgnęła.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki do mnie mówisz - powiedziała spokojnie.
Mel postanowił na razie nie wtrącać się w tę rozmowę. Nie bardzo wierzył w nagłą przemianę tej
kobiety. Czyżby rzeczywiście dopiero teraz zrozumiała, kim naprawdę był Wayman?
- Chodz tu! - ryknął dziko.
Po twarzy Margie przebiegł ledwo dostrzegalny grymas niepewności, ale nadal stała w miejscu.
W tym momencie Mel zdecydował się pospieszyć Jej z odsieczą.
- Margie - odezwał się cicho - wiem, że nie jesteś złym człowiekiem. Trochę się uwikłałaś, ale będę
mógł ci pomóc. Obiecuję, że zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, tylko oddaj mi te pistolety.
- Nie słuchaj go! - darł się Wayman. - Nie daj się nabrać, głupia. Chodz tu do mnie! W tej chwili! -
cedził przez zęby.
- Bo co? - zapytała zaczepnie Margie. - Co mi zrobisz? Stłuczesz mnie? Będę miała sine również
drugie oko? No i co? Myślisz, że jesteś taki nieomylny? Już mi jest wszystko obojętne. Mam przy
tobie zostać, żebyś doprowadził mnie do stanu, w jakim jest Susie? Oddała własne dziecko, by je
przed tobą chronić! Musiałam być kompletną idiotką, żeby nie dostrzec tego wcześniej.
W tym momencie drzwi otworzyły się z impetem I do środka wpadło dwóch osiłków. Margie
bezwiednie pociągnęła za spust. Pocisk odbił się o podłogę i zranił Waymana w kolano.
Rozwścieczony do ostatnich granic, z rykiem padł na podłogę. Jeden z jego ludzi dopadł Margie,
wytrącił jej z rąk pistolety, a potem z całej siły popchnął na przeciwległą ścianę. Ogromne magnum
upadło na sam środek kabiny,
a mniejszy pistolet pod szafę. Nieprzytomna Margie osunęła się obok Waymana. Mel, ignorując
palący ból w ramieniu, jednym susem rzucił się w kierunku magnum. Już go trzymał, gdy jeden z tych
drani bolesnym kopniakiem wytrącił mu go z ręki. Zwinął się z bólu, podczas gdy tamten stał i
przyglądał mu się z zadowoleniem.
- Dalej, zabij go! - wrzeszczał Wayman, zaciskając dłonie na kolanie. - Zabij ich wszystkich! I ją też!
- wskazał głową na Margie, która powoli odzyskiwała przytomność. - Zastrzel te parszywe baby, a
potem podpalimy łódz! Upozorujemy, że to on, ten zasmarkany detektywek, je zamordował. Ale miał
pecha, bo kiedy chciał zatrzeć ślady, tak się niestety stało, że sam zginął. - Wayman wstał z trudem i
kulejąc dotarł do krzesła. - Tylko pospieszcie się. Potrzebuję lekarza.
- A co z dzieckiem? - rzucił jeden z osiłków.
- Z moim synem?
- Właśnie. I z Susie?
Wayman obrzucił go lodowatym spojrzeniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goskas.keep.pl
  •