[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trudem. W powietrzu wisi tyle pytań, tyle spraw zostało niedopowiedzianych. Dokąd zmierzają?
Co z mmi będzie?
Gdy skończyli jeść, Camille zebrała talerze i odniosła je na stolik przy oknie.
Przez chwilę stała nieruchomo, wpatrując się w ciemność za szybą. Kiedy się odwróciła, jej
oczy błyszczały podejrzanie. Chyba od łez. Nerwowo bawiła się paskiem szlafroka.
Jonno odezwała się. Jutro wracasz do Mullinjim, musimy porozmawiać.
Jasne. Podniósł się z podłogi i wskazał ręką na dwa fotele w rogu apartamentu.
Camille nie poruszyła się. Stała na tle okna, skubiąc frotowy pasek. Jonno zatrzymał się na
środku, rozstawił szeroko nogi, oparł ręce na biodrach.
Obawiam się, że mogłeś powziąć mylne mniemanie na mój temat powiedziała.
Przeszyło go ukłucie lęku.
To znaczy?
Och, Jonno. Sama nie wiem, jak to powiedzieć. Nie chcę, żebyś odebrał to niewłaściwie.
Ale myślę, że gdy wyjedziesz, nie powinniśmy się więcej kontaktować.
Dlaczego? Aż się poderwał. Otarła oczy paskiem szlafroka.
Ja nie jestem dziewczyną odpowiednią dla ciebie. Zmroziło go w środku. W gardle coś
dławiło.
A jeśli ja mam inne zdanie? Camille potrząsnęła głową.
Jak ja mogłabym do ciebie pasować?
Camille, nie opowiadaj bzdur. Chodz do mnie.
Nie! wykrzyknęła, wyciągając przed siebie ręce, jakby chciała go odepchnąć. Jeśli mnie
dotkniesz, przestanę myśleć. Zapomnę, co miałam ci powiedzieć.
Czy to nie świadczy, jak bardzo do siebie pasujemy?
Nie wiem. Chyba nie. To, co próbuję ci powiedzieć, jest bardziej złożone. Dobrze wiesz,
jak na mnie działasz. Wariuję na twoim punkcie. Mam tylko nadzieję, że nie uważasz mnie za
szybką panienkę na jedną noc.
Nie odpowiedział. Czekał, co nastąpi dalej.
Mieszkamy, tysiące kilometrów od siebie ciągnęła swój wywód.
W dzisiejszych czasach odległość to żaden problem.
Pod warunkiem że oboje uważamy, iż to jest warte zachodu. Ze mamy przed sobą
przyszłość.
Uważasz, że my nie mamy? zapytał chłodno.
Mówiłam ci, że nie wierzę w małżeństwo.
Kto mówi o małżeństwie? Skoro ty tego nie chcesz, nie będę nalegał. Małżeństwo nie jest
mi do niczego potrzebne.
Posłała my szybkie, niespokojne spojrzenie.
Jesteś tego pewny, Jonno?
Westchnął ciężko, przeciągnął palcami po włosach.
A czy ty jesteś pewna, że nie chcesz małżeństwa? zapytał. Z twojego artykułu można
było wysnuć całkiem inne wnioski. Sprawiał wrażenie, że jesteś zafascynowana związkami ludzi
żyjących w naszych stronach.
Dobił ją tym stwierdzeniem, widział to. Oparła się o parapet, uciekła wzrokiem w bok.
Artykuł był adresowany do innych, nie pisałam o sobie.
Jak mam to rozumieć? zdenerwował się.
Materiał aranżuje się pod gust czytelniczek. Napisałam to, co wszyscy chcieli przeczytać.
Chcesz powiedzieć, że wszystko, co w nim było i tak spodobało się Piper, to jedynie stek
bzdur? %7łeby pismo dobrze się sprzedało?
Nie. Była załamana. Napisałam prawdę. Tak, jak ja to widziałam, szczerze. Naprawdę
wierzę, że takie małżeństwa są błogosławieństwem i spełnieniem dla wielu kobiet. Problem tylko
w tym, że nie dla mnie. Nie wiem, czy mnie rozumiesz...
Zrobiła dwa kroki w jego stronę, zatrzymała się.
Tak trudno mi znalezć właściwe słowa. Większość dziewczyn przez całe życie szuka
ideału, swojego wyśnionego rycerza z bajki. A ja przez ostatnich dziesięć lat umierałam ze
strachu, że mogę go spotkać.
Serce mu zabiło.
Camille, dlaczego? Dlaczego tyle w tobie obawy, tyle lęku? Przez rodziców? Z powodu ich
nieudanego małżeństwa?
Pobladła jeszcze bardziej, wbiła wzrok w swoje bose stopy.
Możliwe.
Jonno zaklął pod nosem.
To jeden z powodów, dla których wybieram się do Paryża. %7łeby spotkać się z tatą, pogadać
z nim. Mama nie chce ze mną rozmawiać o ich małżeństwie, ale z tatą byłam bardzo zżyta.
W takim razie muszę szybko wracać do domu, żeby wyciągnąć pieniądze za te cielaki.
Uśmiechnęła się blado, z przymusem. Usta nadal miała zaciśnięte, oczy lśniły od łez.
Jak będę w Paryżu, poszukam twojego baru.
Dobrze rzekł głucho. Znajdz go.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]