[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ścia, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Wstrzymała oddech i z niecierpliwością nasłuchiwała od-
głosów z dołu. Chwilę potem gospodyni przyniosła jej list.
Wyrwała go zdumionej starszej pani z rąk, rozdarła kopertę i nagle posmutniała. Tak
zmienionej na twarzy jeszcze jej gospodyni nie widziała. Musiało stać się coś niedobrego, ale
lepiej nie pytać. Starsza pani wyszła dyskretnie.
List był od Fritza.
Droga Regino!
Od kilku dni Claus jest ciężko chory. Po powrocie od Pani dostał wysokiej gorączki, ma-
jaczy i bez przerwy, dniem i nocą woła Panią po imieniu. Czuwamy przy nim na zmianę ze
Sporlederem, ale lekarz twierdzi, że nasza opieka nie wystarczy i albo Pani zdecyduje się wró-
cić, albo on przyśle pielęgniarkę. Ze służby jedynie Sporleder wie co nieco o Pani sytuacji, po-
zostali wierzą, że zwichnięta stopa wciąż trzyma Panią w sanatorium. Dziś rano Sporleder pod-
chwytliwie spytał: Nie sądzi pan, że powinniśmy zawiadomić panią Reginę? Gdyby wiedzia-
R
L
T
ła, że mąż jest tak ciężko chory, na pewno od razy by przyjechała. Ten staruszek ma chyba
rację, Regino. Prawdy już dłużej nie da się ukrywać, bo tutaj każdy wierzy, że obowiązkiem tro-
skliwej żony jest być przy chorym mężu.
Mam wrażenie, droga przyjaciółko, że los sam wskazał Pani drogę powrotu. Trudno mi
uwierzyć, aby Regina Ruthart pozwoliła zająć swoje miejsce obcej osobie... Dlatego mówię: do
zobaczenia, Regino!
Zawsze wierny Fritz Hartenstein
Regina stała jak wryta. Nagle zerwała się i jak burza wpadła do pokoju gospodyni.
Muszę natychmiast wracać do domu mąż ciężko zachorował. Proszę niczego nie
ruszać w moich pokojach... zatrzymam je, tak jak się umówiłyśmy. Zapłacę pani z góry do-
dała, wciskając zdumionej kobiecie pieniądze.
Zanim starsza pani zdążyła ochłonąć, Regina już wybiegła z domu. Pociąg do Berlina
stał na peronie gotów do odjazdu. Regina w ostatniej chwili wskoczyła do przedziału, zdyszana
opadła na ławkę, zamknęła oczy. W głowie dudniła tylko jedna myśl: Jemu grozi niebezpie-
czeństwo, musisz być przy nim!" Wszystko inne wydawało jej się teraz nieważne. Powód, dla
którego uciekła i cierpiała w samotności, nagle przestał się liczyć, a dominował strach, że może
stracić kogoś bardzo bliskiego.
Podróż wydawała jej się trwać wiecznie. Jeszcze trzy stacje, dwie, jedna, wreszcie dwo-
rzec Lerthański...
Wybiegła, wskoczyła do pierwszej napotkanej dorożki i kazała się zawiezć do domu.
Do domu!
Sporleder przywitał ją z westchnieniem ulgi.
Jak on się czuje? spytała po cichu.
Gorączka niestety znowu wzrosła. Szanowny pan jest bardzo niespokojny i trzeba
przy nim czuwać dniem i nocą. Ale teraz na pewno mu się polepszy...
Szła w milczeniu obok kamerdynera, dopiero gdy oddała mu płaszcz i kapelusz, spytała
o polecenia lekarza. Sporleder objaśnił bardzo szczegółowo.
Kto teraz jest z mężem?
Pan Hartenstein.
Regina skinęła głową, dała znak, że chce wejść do pokoju chorego sama. Fritz zoba-
czywszy ją, wstał i podszedł z uśmiechem na zmęczonej twarzy.
R
L
T
Wiedziałem, że pani przyjdzie, Regino. Czekałem na tę chwilę. Dwie godziny temu
wysłałem list, będąc przekonany, że bez chwili zastanowienia pani się zjawi rzekł po cichu,
nabożnie całując jej dłoń.
Patrzyli sobie w oczy bez słowa, jak dwoje prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze się
rozumieją.
Regina podeszła do łóżka. Chory kręcił się niespokojnie, półgłosem mamrotał niewyraz-
ne słowa, wśród których jedynie imię Reginy wybijało się tęsknym, wyrazistszym brzmieniem.
Położyła rękę na jego rozpalonym czole. Westchnął, jakby wyczuł, kto koło niego stoi.
Regina! zawołał nie otwierając oczu.
Fritz wyszedł dyskretnie. Regina pochyliła się i z troską popatrzyła na rozpaloną twarz
chorego. Już zapomniała o wszystkim, co ich poróżniło, czuła jedynie, że bardzo go kocha.
Chwyciła delikatnie jego drżącą rękę i uścisnęła lekko. Uśmiechnął się niewyraznie.
Regina? wyszeptał.
Tak, Claus. Jestem przy tobie odpowiedziała powoli i wyraznie.
Poruszył się. Gdy chciała mu zmienić kompres, mocno przytrzymał jej rękę musiała
zrobić to drugą. Na chwilę otworzył oczy i patrzył półprzytomnym wzrokiem przed siebie.
Claus, poznajesz mnie? spytała po cichu, ale on zamknął w tym momencie oczy i
mamrotał coś do siebie.
Głaskała go po ręku, a on jakby się uspokajał. Godzinę pózniej przyszedł lekarz. Gorącz-
ka od wczoraj nie zmieniła się, a to był już dobry znak. Jeszcze raz powtórzył Reginie zalece-
nia, ucieszył się, że wróciła. Służba co prawda potrafi wywiązać się z obowiązków, ale z do-
świadczenia wiadomo, że dopiero obecność kogoś bliskiego zapewnia choremu prawdziwą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]