[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rachel?
Podeszła bliżej.
- Mam dla niego butelkę.
95
S
R
- Lepiej ty się tym zajmij.
- Nie, ty masz na niego magiczny wpływ. Już prawie zasnął. Jeśli go
wezmę, znowu się rozbudzi. - Wsunęła Orlando butelkę w dłoń. - Przystaw mu
smoczek do ust, a z resztą sam sobie poradzi.
Po chwili Felix zachłannie pił mleko. Zachwycona Rachel podeszła do
stolika przy łóżku i włączyła i-poda, z którego popłynęły dzwięki Nokturnu e-
moll Chopina.
Orlando uśmiechnął się lekko.
- Sądziłem, że woli wykonania na żywo - wyszeptał.
- Ze skruchą przyznaję, że nie grałam tylko dla niego - wyznała
zakłopotana.
- Brakuje ci tego?
- Oczywiście. Gram, odkąd pamiętam, i teraz czuję się tak, jakbym
straciła cząstkę siebie. - Nagle uświadomiła sobie, co mówi, i umilkła. - Zpi -
zauważyła, zmieniając temat, i zabrała butelkę. - Połóż go do łóżeczka, ja
poczekam za drzwiami.
Po chwili na korytarzu zjawił się także Orlando i delikatnie przymknął
drzwi.
- Widzisz? Udało ci się - pochwaliła go. - Spełniłeś obietnicę, więc teraz
moja kolej. - Starała się mówić spokojnie, jednak głos jej się łamał. - Do-
wiodłeś, że go pokochasz, zatem mogę spokojnie odejść.
- Wykluczone.
Wziął ją w ramiona i przyciągnął do siebie. Nagle wszystko stało się
jasne. Pragnął jej tak bardzo, jak jeszcze nikogo.
- Rachel?
- Nie przestaję myśleć o tobie. Nie mogę przestać cię pragnąć - wyznała
spontanicznie i przycisnęła wargi do jego szyi.
96
S
R
- Wiem - odetchnął. - Ja też...
- Więc na co czekasz? - szepnęła i pocałowała go w usta.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Telefon.
Momentalnie wpadła w popłoch. Telefony w środku nocy mogą oznaczać
wyłącznie złe wieści. Zaspany Orlando wyciągnął rękę do aparatu i przycisnął
słuchawkę do ucha.
- Orlando Winterton - przedstawił się i w następnej sekundzie usiadł,
wyraznie zaniepokojony. - Jak ona się czuje?
Serce Rachel zaczęło walić jak młotem, poczuła strach. Słyszała
niewyrazne dzwięki ze słuchawki, ale nie była w stanie zrozumieć ani słowa.
Za to zrozumiała coś innego - że krótkie chwile szczęścia dobiegły końca.
- Jak to, nie może mi pani powiedzieć? Wiem, że nie jestem
spokrewniony... Ale przecież to matka mojego dziecka!
Rachel zrozumiała, kogo dotyczy rozmowa, i ogarnęła ją ogromna
pustka. W milczeniu wysunęła się z łóżka i poszła do swojego pokoju.
- Jest w szpitalu, nic więcej nie chcą mi zdradzić. Podobno chce mnie
widzieć, więc nie mam wyjścia, muszę jechać.
Rachel tylko skinęła głową. W szarym świetle poranka Orlando wydawał
się skrajnie zmęczony i wymizerowany. Miała ochotę przytulić go i pocieszyć,
choć przecież cierpiał, gdyż niepokoił się o inną kobietę. Cholerna Arabella.
- Chciałem zarezerwować bilet do Paryża, ale do wieczora nie ma
wolnych miejsc, więc skontaktowałem się z RAF-em. Są mi winni kilka przy-
sług. O jedenastej wylatujemy z Northolt.
97
S
R
- My? - Drgnęła zaskoczona.
- Wybacz, powinienem był cię spytać o zgodę. Arabella chce zobaczyć
Felixa, więc polecisz ze mną.
Ze smutkiem pomyślała, że doświadcza skrajnej formy upokorzenia:
cieszy się, bo może towarzyszyć Orlandowi w drodze do łóżka jego ukochanej.
- W porządku. - Uśmiechnęła się blado. - Tylko spakuję kilka rzeczy.
Orlando wstał od stołu i zacisnął zęby. Kolejne kłamstwo. Oczywiście
Arabella nie zająknęła się nawet słowem o Felixie, sam to wymyślił. Musiał
zabrać Rachel, bo nie potrafiłby polecieć bez niej, a w dodatku bał się, że jej
nie zastanie po powrocie.
George zawiózł ich na lotnisko starym daimlerem lorda Ashbrooke'a.
Orlando siedział z przodu, a Rachel i Felix w dziecięcym foteliku z tyłu.
Gdy wyjeżdżali z posiadłości, patrzyła na gmach z czerwonej cegły,
zastanawiając się, czy kiedykolwiek tu wróci. A jeśli nawet, to na jakich
warunkach. Myśl o tym, że już wkrótce Arabella będzie panią Easton, była
absolutnie nie do zniesienia.
Gdy zaparkowali nieopodal niewielkiego, lecz bez wątpienia
luksusowego samolotu, ku zaskoczeniu Rachel na powitanie ich wyszła spora
grupa żołnierzy. Wtedy po raz pierwszy uświadomiła sobie, że Orlando bez
wątpienia jest kimś ważnym. Gdy wsiadali do samolotu, na twarzy Orlanda nie
malowały się żadne emocje, jednak gdy wzbili się w powietrze, zauważyła, że
chwycił z całej siły za oparcia fotela, a jego kostki pobladły.
- Wczoraj w nocy... - Patrzyła prosto przed siebie, więc nie dostrzegła
bólu na twarzy Orlanda. - Wczoraj, kiedy zapytałeś, czy brakuje mi forte-
pianu... Znałeś odpowiedz, prawda?
98
S
R
- Tak. - Nawet nie potrafiłby opisać, jak bardzo, każdą cząstką ciała.
Zamknął oczy i przygotował się na następne pytanie: Dlaczego zrezyg-
nowałeś?".
- Wcale się nie dziwię - powiedziała jednak.
- To musiało być wspaniałe uczucie.
Poczuł ulgę, ale podszytą rozpaczą. Wczoraj, kiedy ją całował, pogodził
się już z tym, że jej pragnie, nie na chwilę, nie na jedną noc, ale na dłużej. Na
zawsze. Nadal jednak nie zdradził jej prawdy o sobie.
Musiał to zrobić, naturalnie. Już wkrótce...
Co za ironia - bał się. On, który wyszydzał jej brak odwagi, bał się jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]