[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niezle.
O czym zwykle śnisz?
Lepiej nie pytaj.
Krzysztof roześmiał się smutno i posłał jej swoje dawne, łagodne spojrzenie.
Sambierska rozparła się na fotelu i założyła nogę na nogę. Nikt oprócz nich nie
zszedł jeszcze na dół, tylko po podwórzu i ogrodzie krzątali się znani im już z
wczorajszej akcji ochroniarze.
Aadny dom stwierdziła. Skromny, ale ładny. Lubię, kiedy nie ma zbyt wielu
mebli, przestrzeń jest wykorzystana i nie chodzę po skórach martwych zwierząt.
Racja odparł Lorent, kierując wzrok na schody. Dochodziła z nich rozmowa
dwóch profesorów, pełna eleganckich zwrotów, wzajemnych uprzejmości,
prowadzona po angielsku, jak wczoraj. Schodzili powoli, gestykulując i, co ciekawe,
prowadząc łagodny spór na temat ołtarza z Domkirke.
O! Nasi przyjaciele już na nogach! zauważył bystro Wilecki, jakby urwał się
nagle z jakiejś powieści Jane Austen.
Chłopcy podadzą zaraz śniadanie ogłosił Link. No, właściwie lunch. Wrażenia
pozwoliły zasnąć?
Ola machnęła tylko ręką, a Krzysztof zrobił minę w stylu: no wie pan, jak to
jest& .
Tak więc, dobrze. Gospodarz uśmiechnął się do wszystkich i klasnął w ręce.
Siadajmy, jedzmy, pijmy, bo pózniej& pora działać.
Oli i Wileckiemu na dzwięk hasła pora działać zrobiło się zimnawo i cokolwiek
nieswojo, ale oboje przepisowo trzymali fason.
Kto jeszcze oprócz nas wie o tym miejscu? spytała Sambierska.
Bardzo niewiele osób odparł profesor, sadowiąc się na fotelu.
Ochroniarze, znani już wszystkim z wczorajszego skoku, występowali dziś równie
zręcznie, ale tym razem w roli kelnerów i kucharzy. Na stole szybko wylądowało kilka
talerzy z rybami, serami, pieczywem i sałatkami.
Może nam pan powiedzieć, co to za osoby? zainteresował się Wilecki.
Myślę, że na tym etapie trudno byłoby państwu to zrozumieć.
Ależ dla świata jest pan&
Wariatem? dokończył wesoło Link. To dobrze. Proszę pamiętać, że jak
uczy nas historia wariaci, głupcy czy ułomni zawsze cieszyli się największym
bezpieczeństwem, nawet w tak miłych miejscach jak dwory cesarskie.
Widzisz? Nie masz się czego bać, wyjdziesz z tego szepnęła Ola do ucha
Wileckiego, głaszcząc go kojąco po szyi.
Proszę się nie śmiać upomniał dobrotliwie profesor dwójkę flirtującą po drugiej
stronie stołu. Wielki cesarz rzymski Klaudiusz, z dynastii julijsko-klaudyjskiej,
uważany był w dzieciństwie i młodości za opóznionego, kalekiego głupca, a przecież
właśnie dzięki temu przeżył. Niemal całą jego rodzinę wymordowano. Objął tron i na
długo stał się najpotężniejszym człowiekiem ówczesnego świata. A przeżyć czasy
Kaliguli, będąc arystokratą z rodziny cesarskiej, to była sztuka! Takich przykładów
jest sporo.
Wilecki rozłożył ręce.
No dobrze, panie profesorze, ale co dalej? Jak długo chce pan się ukrywać? Co
my mamy robić?
Link skinął na jednego z ochroniarzy i po duńsku zaordynował butelkę wina.
Potężny blondyn szybko wrócił z bordeaux rocznik 1985. Wilecki na jej widok pokiwał
z uznaniem głową.
Nie mamy zbyt dużo czasu na długie wstępy rzekł gospodarz. Przejdę więc
do sedna. Znalezliście się, chcąc nie chcąc, w centrum potężnego konfliktu między
bardzo wpływowymi siłami tego świata.
Oj& Sambierska skrzywiła się. Ostro brzmi.
Pani wskazał na nią Link a nawet pan, profesorze przeniósł wzrok na
Wileckiego jesteście tu przypadkowo, ale Kapłan uśmiechnął się do milczącego
Krzysztofa jest sednem tego konfliktu, a my, tak czy owak, musimy odegrać w nim
swoją rolę, jeśli chcemy przetrwać.
Konflikt? Ola z niedowierzaniem uniosła brwi. Między kim a kim? Chyba pan
nie powie, że między aurelitami a panem! Przy całym szacunku& nie chce pan chyba
zadzierać z tymi szaleńcami, mając u boku tylko nas i tę sympatyczną grupę
kucharzo-karateków?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]